28 VIII

- Pobudka, ale już! - J i Ellil wisieli mi nad głową.
- I bardzo dobrze - spojrzałam na nich w miarę przytomnie. - Bo miałam straszny sen, w którym wręczałam Arkii zaproszenie na swoje wesele.
- To faktycznie straszny sen - stwierdził bóg wiatru z przekąsem. - A teraz wstawaj, bo załoga się pokazała i Arkia się na nich boczy, że przybyli sferolotem, a nie dorożką.
- A to takie istotne? - wymruczałam, na co oboje spojrzeli na mnie zdegustowani.
- A kto mi mówił, bym się wczuł w baśń? - wytknął mi Ellil.
- Kto się obruszał, że nie patrzę po dziecięcemu? - dołączyła J.
Zakryłam oczy ramieniem, choć tak naprawdę miałam ochotę schować głowę pod poduszkę.
- Dobra, to mam tam iść i boczyć się na nich z Arkią, czy raczej ich przed nią ochronić?! - jęknęłam. - Wypad, jak się dobudzę, to zdecyduję.

Wszyscy czworo byli cali, zdrowi i zadowoleni z życia. Zwłaszcza Djellia.
- No to pewnemu światu dojdzie nowa legenda - oznajmiła. - A raczej już dochodzi. Czuję się współtwórczynią legendy.
- Na pewno masz prawo się tak czuć? - mruknęła sceptycznie Leesa. - W końcu ta moc... Jest w tobie tylko tymczasowo.
- Do tej pory ani Deuce tego ze mnie nie wyjął, ani nikt mnie przez to nie ścigał.
- Jasne, poza Wędrującą Ciemnością...
- W każdym razie znaleźliśmy tam wyspę, sporą, ale wyraźnie bezludną - podjęła Lona z westchnieniem, ale minę miała nawet pogodną. - Nawet miała własne góry, a parę więcej w tę czy w tamtą nie zrobiło różnicy.
Arkia tymczasem stała w pewnym oddaleniu, niby to wpatrując się w okno, a jednak czujnie nas słuchając. Byłam pewna, że kiedy wyjedziemy, pójdzie do teleskopu i dokładnie obejrzy sobie tamten świat.
- Proszę, zwracam - Djellia podała mi pudełeczko z miniaturą. - Inaczej chyba bym się uzależniła od ciągłego wpatrywania się.
Uśmiechnęłam się, dobrze ją rozumiejąc.
- Jakie teraz macie plany? - zagaił Ellil, szczerząc zęby.
- Noo... - Kylph udał, że się zamyśla. - Moglibyśmy potowarzyszyć wam do świata pełnego elfów. I tak nie mamy nic lepszego do roboty...
- A może zaczniesz od Wenden, co, Kulfon? - zapytała Leesa, uśmiechając się uszczypliwie. - Masz pełno elfów tuż pod nosem.
- Ani słowa o tym mieście - ucięła ni stąd, ni z owąd Arkia. - Nie po to wygoniłam Riena, który godzinami tam zaglądał przez teleskop...
- Ładnie to tak wyganiać swojego asystenta, a potem się oburzać, że nie przyjechaliśmy bryczką? - wtrąciła Djellia, ale nie dostała odpowiedzi.
- Dlaczego chcecie się tam z nami udać? - zainteresowała się J, lekko zawiedziona, że nie usłyszała jeszcze o szczegółach przeprowadzki.
- Bo Lona zna trochę tamte tereny, odkąd się tam szwendała z Ellilem wiosną - wyjaśnił jej ochoczo Kylph. - No a my też chcemy je wreszcie poznać.
- Że co?! - po usłyszeniu takiej rewelacji natychmiast złapała boga wiatru za fraki. - To ty już tam byłeś i ani słowa nie powiedziałeś?!
- No jak to ani słowa? - bronił się. - Przecież wygadałem wszystko, czego się dowiedziałem o tych wysysaczach magii, nie?
- Ale ta relacja była tak nieskładna, jakbyś usłyszał z trzeciej ręki!
- Z trzecich ust - poprawiłam, a Ellil popatrzył na mnie z wyrzutem.
- Poprzednim razem Lona nie chciała nas zabrać - powiedziała Leesa. - Ale teraz to sobie odbijemy.
- Dlaczego nie chciałaś? - zapytałam.
- Wędrująca Ciemność często podlatuje za blisko - odpowiedziała Lona. - Nie mogłam narażać Djellii.
- A teraz możesz?
- Nie, no daj spokój - roześmiała się sama zainteresowana. - Byłam tam już dwa razy. Myślisz, że to jeszcze mnie ruszy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz