15 VIII

Może i niedobitki nie utraciły wspomnień, ale jakoś przestały się przejmować zniknięciem swojego świata. A już na pewno smoki przestały; ludzie wpadli w stan spokojnej rezygnacji i tylko elfy są ciągle czujne jak przed atakiem wroga. Nicość podeszła pod góry i zatrzymała się na barierze autorstwa J, co było do przewidzenia. Ocalały skrawek świata wygląda teraz jak wyspa na morzu międzysfery. Albo jak tratwa.
Dziwne to wszystko. Byłam skłonna uznać, że rzeczywistości też czasem potrzebują uporządkowania i załatania dziur fabularnych (i choćby dlatego moja własna mnie zostawiła poza swoim obrębem), ale żeby w taki sposób? No dobrze, może gdzieś tam giną światy, a inne, od dawna martwe, nagle zaczyna porastać trawa. Ale jakkolwiek światy zaczynają się z niczego, jak to ustanowił Stwórca, tak powinny się kończyć porządną apokalipsą, a nie powrotem do nicości. W tym miejscu wypadałoby mi się ochrzanić - dlaczego akurat ja się troszczę o to, jak p o w i n n o być? Ale faktem jest, że do tego świata podchodziłam na tyle osobiście, na ile sobie pozwalałam, mam więc prawo być zirytowana.

Pogubiłam się w tych grotach; szukałam Caranilli, a napatoczyłam się na Diarmaida, zwołującego naradę. Pół-smoczycę zatem spotkałam później, w towarzystwie nieodłącznej Calene; podobnie Muirenn i Laderica, a na koniec przyszła również Lona. Nie miałam nic przeciwko posiedzeniu tam chwilkę i posłuchaniu, co sądzą o całej sprawie, ale przedtem Diarmaid nie mógł sobie darować i z właściwą sobie dwornością - ale i szczerością - złożył swoje przeprosiny. Z jego słów nie bardzo zrozumiałam czy żałuje, że widzimy się w tak niefortunnym momencie, czy że tak długo był w terenie, zamiast poświęcić uwagę gościom; w każdym razie sama chyba nie wpadłabym na to, by za coś takiego przepraszać. Powiedziałam mu to, dodając, że właściwie sam tu jest gościem, więc niech się trochę rozgości, zamiast brać na siebie całą odpowiedzialność.
- Nie pora teraz, by przed nią uciekać i zapominać! - zaprotestował od razu, a potem dodał niepewnie: - Jak myślisz, pani, czy mój brat zapomni?
- Skoro zniknął ze światów i pozwolił na zniszczenie waszego domu, pewnie już dawno zapomniał - orzekłam bezlitośnie. Czasem myślę, że gdybyśmy się spotkali w innych okolicznościach, nie irytowałby mnie aż tak; z drugiej strony nie bardzo mam pomysł, jakie to mogłyby być okoliczności.
- Może to naturalna kolej rzeczy - westchnął. - Razem z naszym światem zniknęło nasze przeznaczenie.
Od razu pomyślałam o kilku osobach, które zabrałam z ich światów, a wyszło im to na dobre. Co prawda zakłuło mnie przy okazji wspomnienie o Tarquinie, którego straciłam z oczu; do tego opowieść mieszkańców Sativoli pozostała niedokończona... To im zabrano świat, nie odwrotnie.
- To nie może być aż takie ostateczne - wtrącił Laderic, który właśnie przyszedł i usłyszał naszą rozmowę. - Siła zdolna wymazywać światy z rzeczywistości może równie dobrze nakreślić nam nowe przeznaczenie. Nowe miejsce.
Czy powinnam powiedzieć im o przedziwnej białej konstrukcji, którą kiedyś nazwą Zamkiem Nadzieja, a którą zobaczyłam niedawno w przebłysku natchnienia? Nie zrobiłam tego, bo za bardzo kojarzyło mi się z przesądzaniem losu, ale mogłoby ich to pocieszyć. Wizja była jednak tak słabo określona, że lepiej niczego nie zapeszać.

- Ty tutaj wierzysz w takie wariactwa jak to - zagadnęła mnie dzisiaj J, która widziała, a nie dowierzała. - Jak sądzisz, jeśli zdejmę osłonę, ten skrawek też zniknie?
- Nie mam pojęcia - mruknęłam. - Ale bez obaw, my się pewnie ostaniemy. Nie jesteśmy częścią tego świata.
- Nie o to chodzi! - prychnęła. - Po prostu słyszałam jak Djellia dzieliła się z Leesą i Kulfonem planami przeniesienia gdzieś tych gór, żeby tak nie dryfowały w próżni. Ale oni ją zakrzyczeli.
- To może być ciekawe - uśmiechnęłam się szeroko. - Raz już udało mi się przenieść całą gromadę smoków z jednej domeny do drugiej, ale nigdy nie próbowałam tego z miejscem...
- Ej, a zapomniałaś już, że miałyśmy stąd prysnąć? - obruszyła się J. - Ja nie jestem zbawczynią cudzych światów! Ja chcę tylko wpaść do własnego i sprawdzić, co tam słychać, a potem zapolować na elfy! No, w międzyczasie mogłabym też podbić Wędrującą Ciemność - dodała po namyśle. - To znaczy, pobawić się w niej.
- Ciekawe, jak byś to zrobiła...
- A co, nie ufasz moim umiejętnościom? Czy może przewidujesz, że ci paskudni bogowie mają do odegrania jeszcze jakąś ważną rolę? - zainteresowała się. Nie pytałam, ale nie ulegało wątpliwościom, że jakoś obserwowała mój pobyt w Wędrującej Ciemności. A przynajmniej podpatrywała przez dziurkę od klucza.
- Mam nadzieję, że jednak nie - skrzywiłam się. - Jeśli w światach ma istnieć jakaś Ciemność, wolałabym, żeby to była ta, którą znałam wcześniej.
- A czemu?
- Bo tam jest ładniej - wzruszyłam ramionami. - A tamtejsze bóstwa mają może zwichrowaną osobowość, ale lepsza taka niż żadna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz