Może i niedobitki nie 
utraciły wspomnień, ale jakoś przestały się przejmować zniknięciem 
swojego świata. A już na pewno smoki przestały; ludzie wpadli w stan 
spokojnej rezygnacji i tylko elfy są ciągle czujne jak przed atakiem 
wroga. Nicość podeszła pod góry i zatrzymała się na barierze autorstwa 
J, co było do przewidzenia. Ocalały skrawek świata wygląda teraz jak 
wyspa na morzu międzysfery. Albo jak tratwa.
Dziwne to wszystko. Byłam skłonna uznać, że rzeczywistości też czasem 
potrzebują uporządkowania i załatania dziur fabularnych (i choćby 
dlatego moja własna mnie zostawiła poza swoim obrębem), ale żeby w taki 
sposób? No dobrze, może gdzieś tam giną światy, a inne, od dawna martwe,
 nagle zaczyna porastać trawa. Ale jakkolwiek światy zaczynają się z 
niczego, jak to ustanowił Stwórca, tak powinny się kończyć porządną 
apokalipsą, a nie powrotem do nicości. W tym miejscu wypadałoby mi się 
ochrzanić - dlaczego akurat ja się troszczę o to, jak p o w i n n o być?
 Ale faktem jest, że do tego świata podchodziłam na tyle osobiście, na 
ile sobie pozwalałam, mam więc prawo być zirytowana.
Pogubiłam się w tych grotach; szukałam Caranilli, a napatoczyłam się na 
Diarmaida, zwołującego naradę. Pół-smoczycę zatem spotkałam później, w 
towarzystwie nieodłącznej Calene; podobnie Muirenn i Laderica, a na 
koniec przyszła również Lona. Nie miałam nic przeciwko posiedzeniu tam 
chwilkę i posłuchaniu, co sądzą o całej sprawie, ale przedtem Diarmaid 
nie mógł sobie darować i z właściwą sobie dwornością - ale i szczerością
 - złożył swoje przeprosiny. Z jego słów nie bardzo zrozumiałam czy 
żałuje, że widzimy się w tak niefortunnym momencie, czy że tak długo był
 w terenie, zamiast poświęcić uwagę gościom; w każdym razie sama chyba 
nie wpadłabym na to, by za coś takiego przepraszać. Powiedziałam mu to, 
dodając, że właściwie sam tu jest gościem, więc niech się trochę 
rozgości, zamiast brać na siebie całą odpowiedzialność.
- Nie pora teraz, by przed nią uciekać i zapominać! - zaprotestował od 
razu, a potem dodał niepewnie: - Jak myślisz, pani, czy mój brat 
zapomni?
- Skoro zniknął ze światów i pozwolił na zniszczenie waszego domu, 
pewnie już dawno zapomniał - orzekłam bezlitośnie. Czasem myślę, że 
gdybyśmy się spotkali w innych okolicznościach, nie irytowałby mnie aż 
tak; z drugiej strony nie bardzo mam pomysł, jakie to mogłyby być 
okoliczności.
- Może to naturalna kolej rzeczy - westchnął. - Razem z naszym światem zniknęło nasze przeznaczenie.
Od razu pomyślałam o kilku osobach, które zabrałam z ich światów, a 
wyszło im to na dobre. Co prawda zakłuło mnie przy okazji wspomnienie o 
Tarquinie, którego straciłam z oczu; do tego opowieść mieszkańców 
Sativoli pozostała niedokończona... To im zabrano świat, nie odwrotnie.
- To nie może być aż takie ostateczne - wtrącił Laderic, który właśnie 
przyszedł i usłyszał naszą rozmowę. - Siła zdolna wymazywać światy z 
rzeczywistości może równie dobrze nakreślić nam nowe przeznaczenie. Nowe
 miejsce.
Czy powinnam powiedzieć im o przedziwnej białej konstrukcji, którą 
kiedyś nazwą Zamkiem Nadzieja, a którą zobaczyłam niedawno w przebłysku 
natchnienia? Nie zrobiłam tego, bo za bardzo kojarzyło mi się z 
przesądzaniem losu, ale mogłoby ich to pocieszyć. Wizja była jednak tak 
słabo określona, że lepiej niczego nie zapeszać.
- Ty tutaj wierzysz w takie wariactwa jak to - zagadnęła mnie dzisiaj J,
 która widziała, a nie dowierzała. - Jak sądzisz, jeśli zdejmę osłonę, 
ten skrawek też zniknie?
- Nie mam pojęcia - mruknęłam. - Ale bez obaw, my się pewnie ostaniemy. Nie jesteśmy częścią tego świata.
- Nie o to chodzi! - prychnęła. - Po prostu słyszałam jak Djellia 
dzieliła się z Leesą i Kulfonem planami przeniesienia gdzieś tych gór, 
żeby tak nie dryfowały w próżni. Ale oni ją zakrzyczeli.
- To może być ciekawe - uśmiechnęłam się szeroko. - Raz już udało mi się 
przenieść całą gromadę smoków z jednej domeny do drugiej, ale nigdy nie 
próbowałam tego z miejscem...
- Ej, a zapomniałaś już, że miałyśmy stąd prysnąć? - obruszyła się J. - 
Ja nie jestem zbawczynią cudzych światów! Ja chcę tylko wpaść do 
własnego i sprawdzić, co tam słychać, a potem zapolować na elfy! No, w 
międzyczasie mogłabym też podbić Wędrującą Ciemność - dodała po namyśle. -
 To znaczy, pobawić się w niej.
- Ciekawe, jak byś to zrobiła...
- A co, nie ufasz moim umiejętnościom? Czy może przewidujesz, że ci 
paskudni bogowie mają do odegrania jeszcze jakąś ważną rolę? - 
zainteresowała się. Nie pytałam, ale nie ulegało wątpliwościom, że jakoś
 obserwowała mój pobyt w Wędrującej Ciemności. A przynajmniej 
podpatrywała przez dziurkę od klucza.
- Mam nadzieję, że jednak nie - skrzywiłam się. - Jeśli w światach ma 
istnieć jakaś Ciemność, wolałabym, żeby to była ta, którą znałam 
wcześniej.
- A czemu?
- Bo tam jest ładniej - wzruszyłam ramionami. - A tamtejsze bóstwa mają może zwichrowaną osobowość, ale lepsza taka niż żadna.
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz