Dzisiejszy dzień pełen był rozpaczy.
A przynajmniej jego pierwsza połowa - później J zmęczyła się narzekaniem
na nieobecność Xaia i trochę przycichła. Nie żeby nie było powodów do
niepokoju... Niby świat jest bezpieczny, nic się w nim nie dzieje, ale
gdyby połączyć to z faktem, że demon-przechera nie daje się znaleźć, to
jest co najmniej podejrzane. A może to my jesteśmy zbyt podejrzliwe?
- Myślisz, że prysnął gdzieś w światy i może im zagrażać? - zapytałam.
- Kiedyś powiedziałabym, że to światy mogą zagrozić jemu - prychnęła J. -
Ale do tej pory zdążył się już nachapać tyle mocy, że pewnie już mógłby
nawet stawić im czoło.
- Nachapać się c u d z e j mocy? - uniosłam brwi. - To by go ładnie stawiało w komplecie z tamtym dzieciakem i jego świtą.
Nie skomentowała tego, a ja przypomniałam sobie, że przecież nie chciała o niczym wiedzieć.
Zebraliśmy się we czwórkę w pensjonacie, by ustalić plan działania.
Ellil zrobił sobie przerwę od dobroczynności, a Shyama przywiała tu
chyba przekora, bo tylko siedział z założonymi rękami i bombardował J
morderczymi spojrzeniami. Ciekawe jak by zareagował, gdyby wyznała, że
chętnie dałaby mu Wędrującą Ciemność w prezencie.
Na razie stanęło na tym, że przed wyruszeniem do wiadomych światów
odwiedzimy Arkię. Lona wspominała, że wpadnie do niej ze swoją załogą,
jeśli przeprowadzka smoków się powiedzie, więc może się tam spotkamy...
- Ja chcę z wami - żalił się Ellil. - Czemu znowu muszę się dusić w tej stęchliźnie i spalinach, no?
- Aleś ty dramatyczny - mruknęła J. - Przyznaj się: masz już dość Taranisa, Aislinn czy obojga?
- Obojga - westchnął. - On się ciągle obnosi ze swoją dobroczynnością, a
ona warczy, że tylu bogów straciło moc albo że nie może znaleźć
Shaitha...
- A co to za jeden? - zainteresowałam się. - I czemu J-chan na wspomnienie o nim robi dziwne miny?
- A, bo sobie dobrze tego pana przypominam - zaśmiała się z
zakłopotaniem wywołana. - Takie ambitne, przebojowe ziółko, które
strasznie chciało być niezależne.
- No i co tą swoją ambicją zdziałał? - prychnął Ellil. - Wiedzielibyśmy,
gdyby zginął, choćby od tych durnych lilijek. Wiedzielibyśmy, gdyby
zapadł w wieczny sen. A tymczasem po prostu go nie ma.
- A wiecie, że to słodkie? - uśmiechnęłam się szeroko. - Najpierw Shyam
co chwilę wspomina boginię księżyca, potem J-chan piszczy, że gdzie jej
Xai, teraz Aislinn...
- Nawet nie kończ - przerwał demon nocy, zdegustowany do cna.
- I co dalej? - litościwie zmieniłam temat. - Kiedy już będziemy u elfów i znajdziemy tego Séarlana, co zamierzasz?
- Zamierzam się dowiedzieć, dlaczego spiknął się z Dzieckiem Chaosu -
wyjaśniła J. - Co jak co, ale idea chaotycznych elfów jest po prostu
rozbrajająca.
- Mniej niż myślisz - skrzywiłam się. - Ale jak się do tego zabierzemy? Będziemy układać plan na bieżąco?
- Oczywiście! - przytaknęła radośnie. - A co, masz lepszy pomysł?
- Nie, ja w zasadzie... - westchnęłam i odgoniłam myśli o tym, dokąd chciałabym i może mogłabym się udać. - Nie, na razie nie.
- Na razie nie - spojrzała na mnie z ukosa. - Przyznaj się, gnębią cię Szare Światy, tak? Mówiłam, że lepiej się do nich nie zapuszczać!
- Dlatego wciąż tu jestem - wzruszyłam ramionami. - Nie mam ochoty się po
nich rozglądać, tylko przez nie przejść. A jeśli stanowią granicę
zderzenia dwóch rzeczywistości? Kto wie, co może się za nimi kryć...
- A nie możesz ich po prostu obejść naokoło?
- Jak to obejść naokoło? - wykrztusiłam po tym, jak wrócił mi głos. -
Myślisz, że wtedy rezultat byłby taki sam? Czy nie ma różnicy, jeśli
wchodzisz do ogrodu otwartą furtką i wybetonowaną ścieżką albo przez
dziurę w płocie i gąszcz krzaków? Ile naprawdę jest w tobie z dziecka!?
J słuchała moich wywodów z uwagą, aż wreszcie się uśmiechnęła.
- Dostatecznie dużo - odpowiedziała. - Po prostu czasem zapominam, ile jest w tobie.
- Co myślisz? Że za tą granicą, czymkolwiek jest, może być twój dom? -
zabrał głos Shyam. - Równie dobrze mogłabyś przejść przez krainę Faërie.
Musiałam mieć bardzo głupią minę, kiedy na niego spojrzałam, bo tylko uniósł brwi.
- Krainę Faërie - powtórzyłam. - Krainę Czarów z opowieści Moriany? Nawet
jeśli istnieje naprawdę, a nie tylko w książce, to skąd pomysł, że
akurat tamtędy?
- Mignęła mi na którejś stronie taka czarodziejka - mówił niby
beznamiętnie, ale oczy mu błyszczały - która powiedziała, że Kraina
Czarów łączy wszystkie rzeczywistości i czasy. Taka z tatuażami na
rękach, nie czytałaś o niej?
- Jakoś nie - zaprzeczyłam cicho. - Ale co to za różnica, skoro nie wiem,
jak ją odnaleźć poza opowieścią? Czytałam kiedyś o człowieku, który
potrafił sprowadzać postacie i rzeczy z książek i odwrotnie, wczytywać
do nich innych, ale los aż tak nie będzie mi działał na rękę.
Wstałam na chwilę i sięgnęłam po pustą książkę, leżącą na komodzie.
- Sam wiesz, że nie mam obecnie szczęścia do literatury - przypomniałam,
przeglądając białe strony. - Oto dobry przykład, w którym oprócz kawałka
piosenki nie...
Urwałam nagle i przestałam przewracać kartki. Prędko powróciłam do
miejsca, w którym, jak mi się wydawało, coś mignęło - i rzeczywiście.
Nie, nie był to żaden tekst, lecz coś bardziej nieoczekiwanego -
ilustracja. Czarno-biała ilustracja. Dłonie w rękawiczkach bez palców
przekazywały coś drugiej parze rąk, smukłej i obleczonej w koronkowe
rękawy. Trzymany przedmiot miał kształt kobiety w długiej sukni,
uformowanej z czarnego kamienia. Bardzo starannie i szczegółowo
wyrzeźbio... narysowanej. Wyciągniętymi w górę rękami
podtrzymywała jaśniejącą kulę.
- Co tam masz? - ciekawska J zajrzała mi przez ramię. To ona pierwsza
wypatrzyła tytuł, Guiding Light, znajomym drobniutkim pismem w prawym
dolnym rogu.
- W każdym razie wychodzi na to, że chcesz nam zwiać - podsumowała. - Błyskawicznie przeskoczyliśmy z tematu na temat, prawda?
- To ty zmieniłaś temat - wytknął jej Ellil.
- Szczegóły - machnęła ręką. - Lepsze to niż zastanawianie się, co knuje
Xai. Albo co knuje ktoś inny, gdzieś dalej. Przynajmniej na razie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz