Mój nastrój - a może raczej
natchnienie - nadaje się raczej do zapisywania przemyśleń albo
normalnych dni z normalnego życia. Co w żadnym razie nie znaczy, że
banalnego; kto się interesuje światem, ten zawsze znajdzie coś
ciekawego, co mógłby uwiecznić na papierze. Mimo wszystko jednak
normalnego. Może więc powinnam była zostać z resztą przyjaciół i
smokami, pomagając im przy przeprowadzce? Teraz dopiero J przyszło do
głowy, że chętnie by taką przeprowadzkę zobaczyła. Ale trudno, po
ptakach. Jesteśmy już w jej świecie, w "naszym" mieście, spędzając czas
na spacerach po parku, pod pretekstem badania aury magicznej. Każdy
pretekst dobry, nie? Chodzimy we czworo, pilnując, żeby w Taranisie nie
odezwały się stare nawyki i żeby nie zniknął w pierwszym napotkanym
aparacie telefonicznym. On jednak ani myśli zwiewać - rozgląda się wkoło
z wyrazem zamyślenia, a może zadziwienia... Tylko czekać, aż zażąda
wyprawy do Abd-Hadilu i powtórzenia słynnej burzy.
Marzy mi się już jesień, czy jestem jakaś dziwna? Może i kolorystyka
byłaby wtedy bardziej adekwatna do mojego nastroju, ale już druga jesień
tutaj?... Chyba wystarczy, że już drugi sierpień.
Ale przynajmniej od razu miły pensjonat, z pominięciem kliniki.
Jesteśmy tu od przedwczoraj, ale dopiero dzisiaj przyjechała Aislinn,
wyczuwszy nasz powrót. Ellil trochę z niej pokpiwał, że zamiast
przyturlać się swoim "rzęchem", mogła przecież pojawić się
majestatycznie w błysku światła. Albo przynajmniej skorzystać z jego
samochodu, skoro już zostawił go pod jej opieką. Tu trochę przeholował,
bo wyśmiała go z góry na dół - że niby w życiu nie dałby "Pędziwiatra"
osobie, która nie wie, jak go prowadzić. To znaczy, szybko i szaleńczo.
- A Xai gdzie? - zmartwiła się J. - Naprawdę wszyscy sobie olewają, że tak się za nimi stęskniłam...
- Jestem ostatnią osobą, która mogłaby wiedzieć, gdzie podziewa się ten
drań - Aislinn wydęła wargi. - Mam swoje zajęcia, a on ma swoje.
- Wykopaliska mogłyby jeszcze chwilę poczekać, kiedy nad światami wisi zagrożenie - westchnął Ellil dramatycznie.
- Toteż czekają. Przez ostatnie tygodnie zajmowałam się wyszukiwaniem bóstw, które do dziś ostały się w jednym kawałku.
- O! I coś znalazłaś? - ucieszył się. - Oprócz tej szurniętej wiosny,
znaczy. Mam wrażenie, że wszystkie wiosny światów są ostro szurnięte.
- Znaleźć znalazłam, choć brakuje mi jeszcze jednego delikwenta... -
skrzywiła się bogini, a J uśmiechnęła się z zakłopotaniem i schowała się
za mnie. - Ale największy problem mam z potrząsnięciemi nimi porządnie i
zebraniem w jednym miejscu.
- Tchórze - parsknął Taranis pogardliwie.
- Coo? - Ellil obejrzał się na niego. - Bo chyba się przesłyszałem. Hipokryto.
- Hipokryto? - elektryczne (i elektroniczne) bóstwo wcale się nie
zdenerwowało. Wcale a wcale. - Jeśli ktoś zdoła przemówić do rozsądku
jakimś szczątkowym siłom nadprzyrodzonym, to tylko ja. Najlepiej wiem,
co mogą czuć.
- Nie podejrzewałem, że akurat ty okażesz się znawcą czyichkolwiek u c z u ć.
- Spokój!! - Aislinn przywołała ich do porządku, ale obaj zrobili miny
cierpiętników. Cóż, ja i J stałyśmy bliżej niej, nasze uszy ucierpiały
bardziej.
- Jeśli o to chodzi, przydacie mi się obaj - powiedziała aksamitnym głosem. I wcale ich tym nie pocieszyła.
- Ale ja ich do czegoś innego chciałam wykorzystać! - marudziła J, kiedy już zostałyśmy same.
- Do czego? - zainteresowałam się. - Skoro waszemu światu nic już nie
zagraża, równie dobrze mogą się zająć zbieraniem reszty bogów.
Przywracaniem magii, przynajmniej w miarę możliwości.
- To, że Aislinn nic nie wie o żadnym zagrożeniu, nie oznacza, że takiego nie ma!
- Nie wpadaj w paranoję. I tak jedyną osobą, która może dać sobie radę z twoim wrogiem, jesteś ty sama.
- Nigdy nie miałam wrogów. Jeśli już, to sama mąciłam z ukrycia - nie
ustawała. - Poza tym jedziemy przecież na elfy. Nie będzie nas tu.
- Tym lepiej. Może smarkaczowi się znudzą podchody i przyjdzie ci
wreszcie powiedzieć dzień dobry. I przy okazji zburzy tym elfom kawałek
świata.
- No co ty? - zdziwiła się J.
- Co, co ja? - wzruszyłam ramionami. - Sama twierdzisz, że elfy są wredne.
- Ale sama chciałam, no...
- Tobie zawsze zostanie Wędrująca Ciemność - mrugnęłam do niej.
- Racja! - przypomniała sobie. - Dam ją Shyamowi do zabawy, ucieszy
się... Właśnie, jego też trzeba dorwać. Chcesz się podjąć tej
szlachetnej misji? Chyba masz do niego lepsze podejście niż ja.
- Przyznam, że mam wielką ochotę pogadać z Shyamem - pokiwałam głową. - Też mam jedno małe pytanko.
- Czy to, które już dawno powinno zostać zadane? - domyśliła się, a gdy
skinęłam głową, dodała: - Aż dziwne, że nie spytałyśmy go o to już dawno
temu.
- Czemu dziwne? W tym stanie, w jakim kiedyś był, na pewno nie wyjawiłby
nam nic poza tymi ochłapami, które musieliśmy sobie sami interpretować,
chyba wiesz.
- Czy na pewno? - przekrzywiła blond główkę z zadumą. - A może po prostu
wtedy odpowiedź byłaby inna? I wszystko potem okazałoby się inne?
- Rzeczywistości bywają tak zmienne, że za nimi nie nadążamy, ale tym
razem nie sądzę, by o to chodziło. Bo spodziewasz się konkretnej
odpowiedzi, prawda?
- Biorę ją pod uwagę - westchnęła J. - Ale właściwie wolałabym nie wiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz