Wczesnym rankiem zbudziła
mnie przesyłka, spadając mi na twarz jak jakiś przerośnięty liść.
Zerwałam się z wrażeniem, że Tenari przeprowadza na mnie zamach moim
własnym jaśkiem, ale oczywiście nadal nie byłam w domu, tylko w
siedzibie smoków. I obudziłam dziewczyny, spadając ze swojego posłania.
Przesyłkę obejrzałam dokładniej dopiero, gdy się jako tako doprowadziłam
do ładu. Była w szarej (czytaj: brązowej) kopercie, zaadresowanej do
"tajemniczej wędrowniczki po koszmarach"... W dodatku ze wściekle żółtą
pieczątką biura rzeczy znalezionych. Powiało mi absurdem rodem z mojego
ulubionego świata, który jednak tutaj nie istnieje. Co nie znaczy, że
nie istnieją jakieś inne miejsca zbudowane z dziwnego poczucia humoru.
Dwie i pół dodatkowej pary oczu patrzyły z zaciekawieniem jak otwieram
kopertę, sama jednak nie czułam specjalnej ekscytacji, mimo (a może
właśnie dlatego) że byłam pewna, co znajdę w środku. Kolejne dzieło
Geddwyna. Naprawdę nie ma co się dziwić takimi rzeczami - one po prostu
się zdarzają.
Rysunek wysunął się z koperty "twarzą" w dół, ale zamiast tytułu
zobaczyłam na odwrocie słowa skierowane bezpośrednio do mnie. Oj, teraz
to już mogłam zacząć się przejmować - to był dla mnie dowód, że nadal
istnieję. Znajome bazgroły układały się w taki oto optymistyczny tekst:
Może to Cię porządnie zmotywuje do realizacji niecnych planów uduszenia mnie? T. N. I. Geddwyn.
Po takim wstępie nie spieszyłam się z odwracaniem kartki, ale kiedyś w
końcu trzeba było. A co było na drugiej stronie? Przede wszystkim
kamienna ściana i ciężkie czarne drzwi, i schody, a w oddali kamienista
plaża. Czy raczej sugestia kamienistej plaży. Pod drzwiami nie rzucająca
się w pierwszej chwili w oczy postać, zwinięta w kłębek jak pies na
wycieraczce. Chyba śpiąca.
- To twój dom? - zapytała Leesa, nie wiedzieć dlaczego szeptem.
- Coś ty - prychnęła jej siostra. - Siedziałaby tak pod własnymi drzwiami?
- Do mojego kochanego gniazdka nie prowadzą żadne drzwi - westchnęłam. - A
na tym rysunku najwyraźniej czekam aż właściciel domu zlituje się i mi
otworzy. Skoro tak długo mnie nie było, to równie dobrze mogę jeszcze
chwilę poczekać, nie?
- Chciałabym go poznać - wyznała nagle Djellia. - Tego Geddwyna. Taką artystyczną duszę ma.
- Nieźle byście razem wyglądali - nie mogłam się nie uśmiechnąć. - Oboje
kolorowi aż do przesady, on wykolczykowany, ty wywisiorkowana...
- Jaki on jest? - spytała Lona. - Wygląda na to, że zna cię na wylot.
- Oj, zna - westchnęłam. - Wyczuwa moje nastroje jeszcze przede mną,
przez co nawet nie zdążę się porządnie wyżalić. I ma artystyczną duszę,
ale podobno potrafi też być sadystycznym despotą. I można z nim
poplotkować o facetach.
- Fajnie! - ucieszyła się Djellia
- ...Co? - Leesa zrobiła minę jak po cytrynie. - Zresztą, Djel, nie masz
co marzyć o spotkaniu tego pana. Jak tylko Miya stąd odejdzie, pewnie
przestaniemy istnieć.
- A to dlaczego? - zdziwiłam się. - Macie jakieś poczucie, że ziściłyście się dopiero rok temu?
- No... Nie - mruknęła. - Ale skąd mam wiedzieć, może właśnie ziściłyśmy się już z kompletem wspomnień?
- I cała rzeczywistość z wami? - zadrwiłam. - Nie ma mowy, nie jestem
taką stwórczynią. Nawet moja wyobraźnia nie przewidziałaby Dzieci
Chaosu, a instynkt samozachowawczy nie pozwoliłby mi wymyślić typa z tą
przeklętą koroną.
- Za to z pewnością wymyśliłabyś mi odnalezienie Taenena i Vissyi - Lona
mrugnęła do mnie z szelmowskim uśmiechem, co mnie zaskoczyło. Jeśli już
mówiła o swojej rodzinie, to nigdy w tak dobrym humorze.
- Swoją drogą, macie pomysł, skąd to mogło przyjść? - jeszcze raz
obejrzałam sobie kopertę. - Tym razem mogłabym sprawdzić, kto mi to
wysłał... Dziwne, że dotarło.
- Dziwne? - podchwyciła Djellia. - Nigdy nie wspominałaś o swoim wędrowaniu po koszmarach. Będziesz musiała to nadrobić.
- Wielkie dzięki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz