- Ustalmy jedno:
niepotrzebne mi okruchy ostatnich wydarzeń! - marudziła J nie pierwszy
raz. - Domagam się epickiej opowieści z batalistycznymi opisami!
- Wiesz, że brzmisz jak dziecko nad wiek rozwinięte, a do tego
przemądrzałe? - uśmiechnęłam się. - Nigdy nie myślałaś, by poprawić sobie
postać na ciut starszą?
- Po co? Dzieckiem pozostanę tak czy inaczej - prychnęła. - A w ogóle to nie zmieniaj tematu.
- Nie do mnie te reklamacje, tylko do Muirenn i Caranilli - wzruszyłam
ramionami. - Zresztą ty też masz mi coś do opowiedzenia, pamiętasz?
- Nie pamiętam - zdziwiła się szczerze.
- Mówiłaś, że poszłaś popatrzeć na tego... Ametystowego smoka, tak? I dopadły cię jakieś wizje.
- A, tamte - przypomniała sobie. - No właśnie... Widziałam ciebie, jak
karmisz tego biednego smoka marchewką. A ja sama miałam takiego
czerwonego złośliwca. Było jeszcze mnóstwo innych szurniętych ludzi i
nieludzi, i smoków. Tworzyliśmy na nowo pewien zniszczony świat...
- Ty też tam byłaś?
- Sama nie wiem. Chyba po prostu patrzyłam czyimiś oczami na to
wszystko. Nigdy nie mówiłaś, że miałaś takie fajne przygody w swojej
rzeczywistości! - nachmurzyła się dziewczynka.
- Nie miałam - westchnęłam. - W żadnym moim życiu nie brałam udziału w tworzeniu świata. Może widziałaś przyszłość albo co?
- Jeśli tak, to by znaczyło, że zostaniesz tu na dłużej - J uśmiechnęła
się słodko i poszła gnębić kogoś innego o relację z heroicznego
pojedynku Séarlana z Jeźdźcami Słońca.
Nie mogłam oprzeć się pokusie.
Smoczek spał otulony kryształem, a ja miałam wrażenie, że zaraz się
obudzi i popatrzy na mnie jak na starą przyjaciółkę. Może się odezwie.
Nic takiego jednak się nie stało, zbliżyłam się więc i dotknęłam
przejrzystego kamienia. Przytuliłam do niego policzek i zamknęłam
oczy...
Przejście.
Podchodzę do kawiarnianego stolika w luksusowej dzielnicy miasta pełnego
portali. Siedzi tam jasnowłosy elf, obwieszony błyskotkami, a
towarzyszy mu kobieta o wijących się - dosłownie - zielonych włosach i
oczach skrytych za maską. Cieszą się na mój widok, pytają o kogoś, kogo
znamy wszyscy troje. Rzedną im miny, gdy okazuje się, że chciałam zadać
to samo pytanie...
Nagłe przejście.
Ciemnowłosa dziewczyna we fioletowej yukacie siedzi przed telewizorem, z
którego dobiegają odgłosy walki. Ma podkrążone oczy barwy nasyconej
czerwieni; nerwowo miesza herbatę, trzymaną w drżącej dłoni. Jeszcze
chwila, a nie wytrzyma i pobiegnie do telefonu, aby zadzwonić na
lotnisko, zamówić bilet.
Skąd ja to wiem?
Przejście...
Znów mój punkt widzenia. Ametystowy smok patrzy na mnie wesoło i
telepatycznie domaga się zabawy w berka. Kiedy zajmuję jego uwagę
marchewką, słyszę rozbawiony śmiech fioletowookiej blondynki,
wyglądającej jak nieco starsza wersja J. Na jej ramieniu siedzi inny
smok, ciemnoczerwony, i przygląda się nam z niesmakiem. Dokoła sporo
innych osób, które powinnam znać, rozmawia o trzynastu klejnotach...
Kolejne przejście.
Ciemnowłosa dziewczyna w kolczudze stoi u bram miasta, które
poprzedniego dnia okrzyknęło ją bohaterką. Nie wygląda jednak na
szczęśliwą, w jej spojrzeniu jest sporo goryczy - widocznie wysoką cenę
zapłaciła za tę sławę. Podchodzi do niej elf w skórzanej zbroi, z łukiem
na ramieniu; życzy jej szczęścia w dalszych przygodach. Ma taki sam
wyraz oczu, ale gdyby się go pozbył, przypominałby mi Artena - znowu,
skąd to wiem? Z wyglądu przecież nie są podobni. Dziewczyna całuje go w
policzek jak starszego brata, wiedząc, że nie ma u niego szans.
Przejście.
Odkładam pióro i zamykam pamiętnik. Podchodzę do wielkiego lustra,
poprawiając rękawy bordowej sukni, która podkreśla moje zalety jak tylko
może. Mam burzę fioletowo-srebrnych włosów i mały pentagram na prawym
policzku. Maluję usta, ostatni raz patrzę na swoje odbicie z
zadowoleniem... Pozostaje tylko czekać - aż rozlegnie się pukanie, aż do
pokoju wejdzie ten, którego tak oczekuję...
Koniec!!
Nie bez wysiłku oderwałam się od wizji. Czując, że ktoś za mną stoi,
odwróciłam się, próbując poradzić sobie z mętlikiem w głowie. Czy to
były jakieś inne moje wersje? Te, które nastąpią po obecnej? A może już
istnieją, w zupełnie różnych czasoprzestrzeniach, których jest więcej
niż mogłabym zliczyć? No, z wyjątkiem tej ostatniej...
- Powoli zaczynałam się o ciebie niepokoić - wyznała Caranilla,
uśmiechając się jednak. - Może jednak nie powinnam była pokazywać ci
wtedy tego smoka?
- Już wiem, skąd cię pamiętałam - szepnęłam; zaschło mi w gardle jakbym
wędrowała przez pustynię. - Caranilla Caloess Al'Deir. Śniłaś mi się
dawno temu. Byłam tobą w tych snach.
- Coś takiego - wydawała się zaintrygowana. - I co tam przeżywałam?
- Wojnę i utratę bliskich - mówiłam powoli, starając się sobie
przypomnieć i nagle wiedząc więcej niż powinnam. - Rozkochałaś w sobie
pewnego mężczyznę, aby doprowadzić do jego upadku. Pisałaś pamiętnik, w
którym rozliczałaś się ze swoim sumieniem.
- Nic takiego nigdy się nie wydarzyło - pokręciła głową Caranilla.
- W to akurat wierzę - przyznałam. - Ale mogłoby się zdarzyć, gdybyś na swojej życiowej drodze skręciła w inną stronę.
- No to nie żałuję - stwierdziła. - Nawet mi się podoba tak jak jest teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz