J chyba nie tak to sobie 
wyobrażała, a Ellil już na pewno nie... Za to dla Lony i jej załogi coś 
takiego było wyraźnie na porządku dziennym. Mam na myśli podróż do 
światów zdominowanych przez elfy (jakkolwiek by to nie brzmiało... Elfy wpadają do świata i go dominują. Czyjkolwiek by przedtem nie był). Kiedy tylko dotarliśmy międzysferą w 
ich okolice, sferolot został porwany przez swego rodzaju karuzelę, 
prędką i nieustanną, nie dającą możliwości wysiadki. Za to w którymś 
momencie sama nas wyrzuciła. Gwałtownie i niespodziewanie. Do zupełnie 
losowego świata, który na szczęście znajdował się w obrębie pierścienia -
 przynajmniej tyle... Tylko że po dokładnych oględzinach okazał się 
mały, porośnięty lasami i obstawiony skrajnymi elfimi ekologami, których
 przebić mogłyby tylko driady i bardzo stereotypowi druidzi. W takim 
świecie nie moglibyśmy znaleźć Séarlana, co do tego byliśmy zgodni. W 
przeciwieństwie do innych rzeczy, jak na przykład czy można tu chwilę 
zostać i pobawić się wiatrem. J nawet by pozwoliła, ale za mocno męczyła
 ją ciekawość, co dalej. Mnie tym bardziej.
Z jednego świata do drugiego - i znowu karuzela. I znowu. I...
I tam była normalna, regularna wiosna. W tamtym pierwszym świecie. Musiałam o tym wspomnieć.
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz