23 IX

Iluż to okrążeń potrzebowaliśmy? Ile razy trafiliśmy w te same miejsca? Dostatecznie dużo, by przyzwyczaić się do nieprzerwanej karuzeli, lecz na tyle mało, by stracić tylko dwa dni. Trzeciego wylądowaliśmy dokładnie tam, gdzie należało.
Czy powinnam wdawać się w żmudne wyjaśnienia i opisy, co się działo, krok po kroku? Pewne rzeczy po prostu zdarzają się we właściwym czasie i nie potrzebują logicznego wytłumaczenia (ciekawe, dlaczego właśnie cofnęłam się myślami o cztery lata), więc siedzibę pani Nineveh znaleźliśmy bez większych problemów. Nietrudno było ją wypatrzeć, ponieważ została wbudowana w górę. Zabawnie to wygląda - zimna, szara skała na chwilę przechodzi w czerwono-brązowe cegły. Z okienkami, z których wyglądają cztery pelargonie (i jeden teleskop), bo jesienna czarodziejka też ma prawo do kwiatów.
Kiedy wylądowaliśmy, powitał nas chłopiec z koralikami w rudych włosach. Wyglądał kubek w kubek jak Rien, pomocnik Arkii, ale utrzymywał, że nas nie zna. Zostaliśmy z honorami wprowadzeni do wnętrza siedziby, a konkretnie do salonu, gdzie dominowały jesienne barwy i cudownie puchaty dywan. Po chwili przyszła do nas sama Nineveh, powiewając kilkuwarstwową suknią z cieniutkiego materiału. Była wysoką kobietą o burzy ciemnoblond włosów z powtykanymi liśćmi; nosiła na szyi wielkie korale i uśmiechała się do nas serdecznie.
- Nareszcie! - zawołała z radością, ale i z wyrzutem, a głos miała dźwięczny i donośny. - Wiecie, ile się naczekałam na wasze przybycie? Lepiej późno niż wcale, a jednak... Zaraz, zaraz - zwróciła się do Lony jak do dobrej znajomej. - Dlaczego nie widzę jedynego przejawu rozsądku mojego niemądrego syna? Gdzie jest panna Djellia Avrei?
- Lubi gadać, nie? - szepnął Kylph na stronie.
- Chyba ją polubię - stwierdziła Leesa.
- Djellia obecnie ratuje jeden z sąsiednich światów - Lona odwzajemniła uśmiech, przyzwyczajona do dziwniejszych sytuacji.
- Przywieźliśmy za to kogoś, o kim pani jeszcze nie słyszała - dodał Kylph, szczerząc zęby.
- Nonsens, chłopcze - prychnęła czarodziejka i ujęła mnie pod ramię. - Ta młoda dama powinna była mnie odwiedzić kiedy tylko się tu znalazła. Oszczędziłoby jej to kilku trosk.
Okazała się jedną z tych zamaszystych, dominujących nad otoczeniem kobiet, przy których należało się pilnować i uważać na słowa, a jednak czułam się przy niej bezpieczna i rozluźniona. No i była bardziej rozmowna niż Arkia.
- Mam opóźnienia w dowiadywaniu się o pewnych rzeczach - powiedziałam. - Co jednak nie wyjaśnia, dlaczego p o w i n n a m.
- Jak to nie wyjaśnia?! - obruszyła się Nineveh. - Przecież jesień to twoja pora roku, tak?
- Nie - pokręciłam głową. - M o j ą porą roku jest wczesne lato, a może wczesna wiosna, ale...
Ona jednak puściła do mnie oko i przestała słuchać, poświęcając całą uwagę moim towarzyszom. Najwyraźniej trochę się rozminęłyśmy w definicjach - jest czas, który uważam za m ó j, bo jest częścią mnie, i jest czas, który wiąże się z Aeiranem, z Vanny, z DeNaNi, z J i ja jestem jego częścią... Właściwie sama nie potrafię tego dobrze wyjaśnić, ale przecież nie tego jednego.
Było oczywiste, że Nineveh wiele o nas wiedziała, jednak w przeciwieństwie do swojej siostry nie trzymała tej wiedzy dla siebie. Lona i pozostali czuli się w jej domu jakby wpadali tu co tydzień przez całe życie, a i ja zaczynałam się tak czuć. Czarodziejka pytała ich o Deuce'a, ale oświadczyli, że ja będę lepszym źródłem informacji. Cóż, to musiało poczekać, bo rozmowa zeszła na bardziej aktualne tematy.
- Pewien niezwykle uroczy elfi czarodziej wysłał nas na poszukiwanie swojej siostry - zaczął Kylph bez zbędnych wstępów. Gdzie indziej i kiedy indziej może byłyby niezbędne, ale byliśmy przecież u jednej z czterech sióstr, t y c h sióstr, o których w światach mówi się z podziwem, tak? Zaczęłam się przyzwyczajać.
- Oczywiście - skinęła głową Nineveh, po czym obejrzała się w stronę drzwi kuchennych. - Rizz!
Wszedł jej asystent, niosąc tacę z herbatą. Z radosnym zaskoczeniem odkryłam, że dostałam zieloną z mietą.
- Pora, żebyś wybrał się do miasta - powiedziała czarodziejka.
- Dzisiaj? - zapytał, nagle rozżalony. - Nie mogę jutro?
- Do jutra tam dotrzesz.
- Ale pojutrze...
- Pojutrze cię tu nie będzie - ucięła wszelkie protesty. Chłopiec westchnął ciężko i poszedł przygotować się do drogi.
- Co takiego będzie pojutrze? - zainteresowałam się.
- Pewna urocza elfia pani z miasta Helthion ma wziąć ślub z równie uroczym panem z Wenden - odpowiedziała Nineveh, nagle rozdrażniona. - Pojutrze ma się odbyć ceremonia.
- To miasto musi być daleko - Leesa wypowiedziała na głos moje myśli. Arkia i Yae miały swoje miasta pod nosem, a pozostałe dwie siostry wprost przeciwnie. To też była jakaś reguła?
- Przyjdzie czas, kiedy sami sprawdzicie - uśmiechnęła się czarodziejka, pozostawiając sobie jednak odrobinę tajemniczości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz