Ach, cóż to za efektowny
obrazek z potencjałem! Oto stoimy w przestronnej komnacie, pełnej
fikuśnie zdobionych kolumn i płaskorzeźb przedstawiających ludzi i
nieludzi w dość karkołomnych pozach. Chętnie przyjrzałabym się bliżej,
ale siedzący za wielkim biurkiem gospodarz posiadłości wbija w nas
badawczy wzrok.
- Macie godzinę na przekonanie mnie - mówi wreszcie. Poprawia przy tym
kołnierz bordowej szaty, już na nas nie patrząc; wygląda na to, że
nieszczególnie się nas obawia, choć nie towarzyszą mu strażnicy.
Właściwie mnie to nie dziwi - może i jest nas sześcioro na jednego, ale
nie chcemy wszczynać żadnych awantur i on o tym dobrze wie. Elfy
potrafią świetnie odczytywać intencje innych, oczywiście pod warunkiem,
że własne emocje nie zacierają im rozsądnego osądu sytuacji.
Niewątpliwie jest inaczej niż pięć dni temu, kiedy to miotał się z
gniewu, aż mu ten czarny warkocz fruwał na wszystkie strony.
Uśmiechnęłabym się szeroko na ten widok, ale jednak nie wypadało.
- Ciekawe, co też mogłoby szanownego pana przekonać - mówi z przekąsem
Kylph. - Nasza koleżanka Djellia wykopała potencjalne zagrożenia z tego
świata, a za to się nas łapie i zamyka... Au - kończy po solidnym
kuksańcu od Leesy.
Wzdycham cicho, podejrzewając, że tak naprawdę będziemy mieć się z pyszna dopiero kiedy J nas na powrót odnajdzie...
To naprawdę nie był najlepszy rezultat. Nie, żeby obiecywała, że będzie
grzeczna czy coś w tym rodzaju, ale uzgodniliśmy, że jeśli któreś z nas
wymyśli jak znaleźć Séarlana, skonsultuje swój plan z resztą. Tymczasem J
najpierw zgodziła się ochoczo z opinią Lony, że to właściwy świat - tym
razem bardziej murowany niż zadrzewiony, ale ciągle wiosenny - a potem
postanowiła rozpętać małe piekiełko. I to ona, która przez całą drogę i
jeszcze wcześniej powtarzała, że najlepsze i najmilsze jej sercu są
podstępy! Równie dobrze można by wystawić wielki neonowy billboard -
jestem pewna, że zgromadziłby całe miasto w jednym miejscu nawet
skuteczniej i szybciej... Szaleństwa Dziecka Chaosu służą jednak raczej
do odstraszania publiczności.
I to szczera prawda, że kres tej burzy mocy położyła Djellia, używając
magii zaklętego w jej umyśle artefaktu. Podziwiam ją za odwagę - gdyby J
spodziewała się, że w pewnej chwili coś otworzy pod nią portal i ją
przez niego przerzuci, z pewnością nie dałaby się podejść i
doświadczylibyśmy jeszcze potężniejszego ataku. Tymczasem schwytano nas i
zaprowadzono przed oblicze elfa, który, jak się zdaje, rządzi tym
miastem. Po tym, jak zrobił nam awanturę, daliśmy się grzecznie zamknąć,
ciekawi, co będzie dalejl zresztą żadne z nas nie miało ochoty uciekać
portalem i wracać na tę karuzelę. Nie było nam źle przez te kilka dni,
teraz zaś, jak napisałam na początku, mamy szansę porozmawiać na
spokojnie i wytłumaczyć się.
- Wiem, o jakim zagrożeniu mówicie - zabiera głos elf. - Wystarczająco
dobrze znam ten rodzaj mocy. Jaką mam gwarancję, że nie przywołacie jej
tutaj z powrotem? - dodaje, kiedy już Ellil otwiera usta i zadaje
pytanie. Ciche, słyszalne, ale niewyraźne.
- Skąd? - powtarza już głośniej. - Skąd znasz taką moc?
- Jak to skąd - mruczy pod nosem Leesa. - Toż nie od dziś wiadomo, że
elfy mają dziwne tendencje do trzymania z Dziećmi Chaosu, nie?
- A więc miałem rację! - czarnowłosy podnosi się gwałtownie i uderza
dłonią o biurko. - On tu był. Był tutaj, a wy chcieliście ukryć jego
obecność!
- Czy ja coś mówiłam o nas? - na twarzy dziewczyny widać urażoną niewinność.
- Daj już spokój, Lee - ucisza ją Lona, występując do przodu. - Niczego
nie ukrywamy, a jedynie staraliśmy się ochronić to miasto, jeśli nie
świat. I nic nie mamy wspólnego z żadnym "nim". Nie musisz nam wierzyć,
możemy tylko dać słowo, że odejdziemy stąd i już o nas nie usłyszysz.
Słuchając jej, mam tylko nadzieję, że J nie wpadnie nagle i nie zniweczy
tych prób ugody. Elf zaś kiwa głową z namysłem - albo nabiera zaufania
do Lony, albo po prostu nie chce się w nic mieszać.
- Jeśli niczego nie wiecie, skąd pomysł, że ktoś z mojej rasy miałby towarzyszyć Dziecięciu Chaosu? - pyta po chwili.
- Cóż, przyznajemy, że chętnie powstrzymalibyśmy dzieciaka, cokolwiek
zamierza, o ile to w ogóle możliwe - pada natychmiast odpowiedź. - Poza
tym towarzyszyła im moja siostra, przynajmniej przez jakiś czas. Chcę
się dowiedzieć, gdzie ona jest.
- Moja też.
Wszyscy spoglądamy na niego z zaskoczeniem, niepewni czy się nie
przesłyszeliśmy. Odwzajemnia spojrzenie i posyła nam nieprzyjemny
uśmiech, który jeszcze bardziej wyostrza jego rysy..
- Elf, o którym mowa, dopuścił się kiedyś zabójstwa i porwania -
wyjaśnia, mierząc nas wzrokiem, jakby szukał słabych punktów. - Wybrawszy
życie pod rozkazami uosobienia Chaosu, zabrał ze sobą moją siostrę
Dáenes.
Po tych słowach o mało nie przewracam się na podłogę. Oj, jak chętnie
spytałabym tego pana czy przypadkiem nie pracował kiedyś nad
lilijkami... Odsłonięcie wszystkich kart wzbudziłoby jednak tylko więcej
podejrzeń.
- Od dawna jej szukam; nie wiem nawet, czy jeszcze żyje - kontynuuje. -
Wysłałem za nią najlepszego z moich podwładnych, ale od paru miesięcy
nie daje znaku życia... W każdym razie nie osobiście.
- Rozumiem twoją stratę - kiwa głową Lona. - Chcieliśmy znaleźć Séarlana, możemy przy okazji rozejrzeć się za Dáenes.
- Dużo wiecie - mówi czarnowłosy po chwili namysłu, nie przestając się
uśmiechać. - Więcej niż wyjawiliście, prawda? Nie opuścicie tego domu,
dopóki się wam porządnie nie przyjrzę.
- Moglibyśmy stąd zniknąć w każdej chwili - informuje Djellia, która
również się uśmiecha, ale ładnie i miło. - Nie zniknęliśmy tylko dlatego,
że też nas gryzie ciekawość.
W zamian otrzymujemy tylko skinięcie i machnięcie ręką. Na korytarzu nie
czeka żadna eskorta. Tak, oczywiście, sami trafimy do naszych pokoików.
I z pewnością jeszcze tu wrócimy. A kiedyś może nawet mu powiemy, że
jesteśmy dobrymi znajomymi pewnego młodzieńca, który go niedawno okradł.
Wiem, pobożne życzenie. Ale chciałabym zobaczyć jego reakcję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz