8 VIII

- Nie masz jakiegoś pomysłu co do tamtego świata? - zagaiła Vanny, zanim jeszcze opuściliśmy herbaciarnię.
- Dlaczego tak znienacka z tym wyjeżdżasz? - zdziwiłam się.
- Bo wiem, jak ci się zdarza alergicznie reagować na nowe opowieści. Dlatego muszę cię czasem pognębić...
- No dobrze, ale dopiero co stamtąd wróciłyśmy!
- Właśnie o to chodzi. Jeśli za długo nie będziesz się tym zajmować, może się zakończyć zanim zdążymy zauważyć, a ty odwlekasz i odwlekasz.
- To nie tak - pokręciłam głową. - Nie powinnyśmy niczego robić na siłę... Ta sprawa sama wypłynie z powrotem, kiedy nadejdzie po temu czas. Najpewniej w zupełnie niespodziewanym momencie.
- Zalatuje mi to gadkami o przeznaczeniu - prychnęła Vanny. - Kto by pomyślał, że właśnie ty będziesz coś takiego akceptować...
Westchnęłam, zdmuchując z twarzy nieposłuszny kosmyk włosów.
- A jak ci się wydaje, skąd te moje alergiczne reakcje?

Zjadłam nadmiar lodów, to muszę przyznać. Powód był ten sam, co zwykle, mianowicie temperatura. Lodów, w porównaniu z powietrzem. Ten-chan lubi gorąco, więc jadł z umiarem, ale Ivy spożyła chyba więcej lodów niż ja... A wcześniej z rozmysłem się zgubili i musieliśmy ich długo szukać, bo na placu targowym w Melrin łatwo zatonąć w tłumie... Omal się sami nie pogubiliśmy.
Jakoś tak podczas siedzenia w kawiarence rozmowa znów zeszła na Tenariego.
- Nie kapuję, dlaczego tak się o niego niepokoisz - stwierdził Clayd z beztroskim uśmiechem.
- Bo od kiedy zaczął używać telepatii, niemal mnie przeraża, ile ten dzieciak wie - mruknęłam. - I do czego może być zdolny.
- Nasłuchałaś się rozmaitych teorii na jego temat i wierzysz w nie wszystkie - wytknęła mi Vanny. - Wyluzuj!
- Ale żadna wiarygodnie nie tłumaczy, dlaczego Ten-chan nie chce się odzywać.
Clayd zadumał się na chwilę, po czym wyszczerzył zęby w zadowoleniu.
- A nie wzięłaś pod uwagę - zaczął uroczyście - że może być po prostu baśniowy?
Z wrażenia aż zakrztusiłam się sokiem.
- Co ty mi tu wmawiasz?!
- No wiesz, tak jak ten dzieciak, co to przez lata tkwił w kołysce i się nie odzywał, a potem nagle wyrósł duży i silny, i wyruszył dokonywać bohaterskich czynów!
- Jesteś niemożliwy - złapałam się za głowę. - Przecież nie został znaleziony w bambusie ani w koszyku płynącym rzeką, ani nie spadł z nieba, po prostu dostałam go od Irian. Znam jego pochodzenie i trudno się w nim doszukać baśniowości.
- Nooo - powiedział przeciągle mój przyjaciel. - A skąd został gwizdnięty? Z dworu królewskiego, dobrze pamiętam? Idealnie podpada pod konwencję.
Przewróciłam oczami, ale w pewnym sensie mnie to rozbawiło. Byli już książęta wychowywani przez pasterzy, ale baśni o księciu wychowywanym przez herbaciarkę jeszcze chyba nikt nie ułożył...
- Właściwie ta teoria podoba mi się najbardziej ze wszystkich, jakie słyszałam - uśmiechnęłam się krzywo.
- Mi też! - dołączyła się Vanny. - I pomyśl, możesz się spodziewać, że ten mały będzie kiedyś wielki!

Pożegnaliśmy się późnym wieczorem, przy czym moja kuzyneczka zdecydowała się wracać ze mną do herbaciarni. Przyznam, że mnie to zaskoczyło, myślałam, że będzie już chciała do domu... Ale nie martwi mnie jej obecność, co to, to nie! Zresztą im dłużej o tym myślę, tym większe mam wrażenie, że akurat teraz powinna tu być.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz