14 VIII

Co ja narobiłam...
Widocznie nawet znalezienie gry planszowej potrafi mieć katastrofalne rezultaty...
No dobrze, może jeszcze nie katastrofalne, ale już niedługo. Jest dla mnie coraz bardziej jasne, dlaczego Geddwyn traktuje Kaede jak dzieciaka; zwłaszcza gdy patrzę, jak razem z Vanny zamienia niewinną planszę do chińczyka w pole krwawej bitwy. Tenari chyba też by sobie pograł, ale na razie tylko przygląda się z fascynacją.

Wreszcie udało mi się odciągnąć kuzynkę od gry i wybrałyśmy się do Teevine. Kaede naturalnie wolał zostać w domu, ale że Ten-chan również wolał, to już mnie odrobinkę zdziwiło. Uczepiłam się jednak nadziei, że nic sobie nie zrobią, kiedy mnie nie będzie.

- Zobaczcie, niezła jest! - cieszył się Geddwyn, patrząc jak Enrith trenuje szermierkę z Artenem na dziedzińcu; to niby czynność, która miała ją zająć i była bezpieczniejsza niż gotowanie czy sprzątanie.
- Powiedzmy - pokiwałam głową, gdy zrobiła szybki unik i ostrze miecza elfa utkwiło w kolumnie. - Ciekawe jak wyglądałby taki pojedynek na serio.
- Spytajcie małego.
- Ale on nie chce nam nic opowiedzieć - rozżaliła się Vanny. - A gdyby jeszcze zeszło na tę Enrith, chyba by w nas czymś rzucił.
- O, to całkiem jak ona - stwierdził i westchnął. - Moglibyśmy ją dokądś odstawić, ale nie chce się rozstać z tymi zwłokami...
- Ja wszystko słyszę!! - dziewczyna nagle przerwała pojedynek i przymaszerowała do nas z marsową miną. Widząc to, Arten również podszedł.
- No i co? - Geddwyn uśmiechnął się zaczepnie.
- To nie są żadne zwłoki, tylko żywy człowiek, jasne?!
- Dlaczego tak się tego uczepiłaś? - mruknął, spoglądając w bok.
- A ty dlaczego jesteś taki niechętny? - wypaliła. - Jak go pierwszy raz zobaczyłeś, było ci go żal, a teraz?!
- A teraz trzymam te zwłoki we własnym domu i aż emanują negatywnymi wibracjami, dziękuję bardzo.
- Ha!! - wrzasnęła, aż szyby w oknach zadgrały. - A wcześniej mówiłeś, że nic od niego nie wyczuwasz, taaak?!
Duch wody nie miał już gdzie uciec spojrzeniem, więc wbił je w ziemię.
- Coś wyczuwam, owszem - przyznał w końcu. - Słabe wspomnienie tego, co w nim tkwiło.

Chłopak, którego przywiozła Enrith, leżał spowity w kryształ, nie wiadomo dlaczego w Komnacie Fal. Chociaż... Chyba jednak wiadomo - żeby Enrith nie miała tam wstępu i przypadkiem nie rozbiła (a przecież Vanny z nami poszła, i Arten, choć nie poddawali się próbom). Może nieprzytomny, może martwy, a może po prostu roślinka już na zawsze... Nie potrafiłam tego jednoznacznie stwierdzić. Ale domyślałam się, kim jest. Ot, zawodowe przekleństwo.
Powinien mieć teraz dwadzieścia jeden lat, ale z wyglądu trudno byłoby określić jego wiek, bo był w tej chwili strzępem człowieka. Wychudzony, zmęczony... Nawet w letargu zmęczony. I zrezygnowany. Poza tym miał lekko falujące brązowe włosy i twarz upstrzoną piegami.
- Jeśli nic już z niego nie zostało - zwrócił się Arten do Geddwyna - to dlaczego go tu trzymamy? Jako eksponat?
- Czemu nie? - uśmiechnął się lekko duch wody. - Może pewnego dnia ktoś przybędzie i zabierze go?
- Nie tak powinno być - mruknęłam. - Nie my powinniśmy decydować, kto kogo może zabierać.
- A od kiedy troszczysz się o to, jak p o w i n n o być? - Vanny dała mi kuksańca.
- W tym przypadku akurat się troszczę - odparowałam. - Zawsze, gdy tak kogoś zabieram, zastanawiam się, czy to właśnie do mnie należy.
- Co masz na myśli? - zainteresował się Arten.
- Sam zobacz... Zabrałam Tenariego, który należał do svart. Zabrałam Aeirana, który należał do Ciemności. Zabrałam Kaede, który należał do jednej ze Zwrotek Pieśni - starałam się mówić spokojnie. - A jeszcze wcześniej zabrałam ciebie z twojej domeny. Tylko dla mojego kaprysu.
- I czego to ma dowodzić? - uśmiechnął się lekko. - Jestem szczęśliwy.
- Nawet jeśli jedną z sióstr widujesz tylko raz w roku, a drugą niewiele częściej?
- Tak - odpowiedział z pewnością w głosie. - Są gorsze rzeczy niż twoje kaprysy, naprawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz