4 VIII

Obudziłam się... A przynajmniej tak mi się wydawało. Dokoła panowała zupełna ciemność - gęsta i lepka, próbowała mnie otoczyć, owinąć się wokół mnie, wejść mi do oczu i ust, do umysłu i duszy. A przynajmniej takie miałam uczucie.
Coraz bardziej traciłam oddech... Rzadko kiedy ciemność jest tak materialna. A ciemność, którą sama znam, nigdy taka nie bywa.
Sekundy przeciągały się w wieczność i myślałam, że na zawsze pozostanę uwięziona w mroku, ale w porę ktoś chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.
- Nie zatrzymuj się - usłyszałam głos Vanny.
Nie śmiałam; coś nas ścigało i nie zamierzało zrezygnować. Pędziłyśmy ile sił w nogach, nie oglądając się za siebie. W przeciwnym razie może zobaczyłybyśmy coś strasznego... A może nic byśmy nie zobaczyły. To chyba byłoby straszniejsze - nie wiedzieć, co właściwie nam zagraża.
Wszystko było zatopione w ciemności, ale czasem przecinały ją światła błyskawic. Widziałam wtedy pod nogami drogę, którą biegłyśmy - wąską i krętą, zmieniającą się co chwilę. Całą sobą czułam grozę... ale jakąś niesprecyzowaną. Niekompletną. Teraz, gdy to spokojnie opisuję, dochodzę do wniosku, że to chyba wina braku odpowiedniej muzyki w tle. Jakiejś psychodelicznej i jazgotliwej. Gdyby taką muzykę przełożyć na obraz, wyszedłby właśnie ten koszmar.
Nagle wszystko się zatrzymało i uspokoiło, a my wpadłyśmy po kostki w piach. Oczywiście również był stylowo czarny, a może tylko noc była aż tak głęboka? Bo trafiłyśmy na pustynię pod nocnym niebem. Cichą i nieskończoną.
- Której z nas to się śni, jak myślisz? - zapytała Vanny, łapiąc oddech.
- A jesteś pewna, że tylko się śni? - mruknęłam. - Gdy zaczynam zdawać sobie sprawę, że to sen, zazwyczaj się budzę... Czyli albo to nie mój sen, albo nie budzę się, bo ty w nim jesteś.
- Nie zniknę stąd, zapomnij - usłyszałam. - Od jakiegoś czasu próbuję się obudzić i wcale mi to nie idzie.
- To co nam pozostało? Ruszyć dalej?
Ruszyłyśmy, a tamta kotłowanina ciemności została z tyłu, jakby odgrodzona jakąś niewidoczną granicą.

Nie uszłyśmy daleko, gdy dostrzegłyśmy kogoś idącego nam naprzeciw. Brnął przez piach z opuszczoną głową, w zniszczonym ubraniu. Kiedy się zbliżył, zobaczyłam, że ma na szyi powyginany medalion, a na twarzy rezygnację...
Minął nas bez słowa, jakby w ogóle nas nie widział. Musiałyśmy mu zejść z drogi, inaczej pewnie przeniknąłby przez nas jak duch przez ścianę. Odniosłam wrażenie, że z jego pojawieniem się zapanowała jeszcze większa cisza...
Pierwsza odzyskała mowę Vanny.
- On tam poszedł, prosto w ten koszmar - wykrztusiła, gdy już zniknął nam z oczu.
- No to trzeba było go zatrzymać - prychnęłam.
- Wątpię, czy zwróciłby na nas uwagę, choćbyśmy nie wiem co robiły. To bez wątpienia jego sen, ale... Co w takim razie w nim robimy?
Zmarszczyła brwi, pogrążając się w zadumie. Nie było jednak czasu na długie rozmyślania. Po pochłonięciu tamtego człowieka koszmar przekroczył granicę i znów zaczął się zbliżać ku nam. Znów trzeba było uciekać.
- Biegnijmy tam - pokazałam w pewnej chwili.
- Dlaczego właśnie tam?
- Żeby biec, żeby nie ustawać - rzuciłam, choć nie byłam pewna, dlaczego właściwie to mówię. Po prostu nagle taka myśl przyszła mi do głowy. A może nie taka? Może nie było w niej żadnych słów, tylko ciepłe dotknięcie. Trzymałam mocno rękę kuzynki i razem zagłębiłyśmy się w tę myśl. Biegłyśmy drogą wiodącą przez nasze umysły, coraz bardziej znajomą, przyjazną drogą...

...Aż wreszcie otworzyłam oczy i ze świstem wciągnęłam powietrze. Vanny podniosła się gwałtownie, zlana potem.
- Nareszcie! - westchnęła z ulgą Vaneshka. Siedziała między nami i trzymała nas za ręce.
- O, nie śpisz - powiedziała nieprzytomnie Vanny. - Też miałaś jakieś koszmary?
- Nie, spałam spokojnie - pokręciła głową. - Ale ocknęłam się, bo rzucałyście się niemożliwie... I za nic nie mogłam was dobudzić.
Spojrzałyśmy na niebo - rozjaśniało się, za chwilę miało wzejść słońce.
- Ktoś nas stamtąd wyciągnął - zdecydowałam.
- Myślisz? - Vanny uniosła brwi. - Słuchajcie, a gdzie się podziała Nemezis?
- Nie było jej, gdy się obudziłam - stwierdziła pieśniarka.
Zaniepokoiło mnie to, ale zaraz też poczułam, że ten niepokój jest jakby na wyrost i nie dałam niczego po sobie poznać.
- Może to i lepiej - powiedziałam tylko. - Przynajmniej nikt nas nie będzie powstrzymywał przed znalezieniem jakichś ludzi.
- No, miło byłoby się raz przespać bez mrówek - dodała Vanny, ale też była zaniepokojona. Choć chyba bardziej martwiła się o czarownicę niż o nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz