Poszukiwanie Jakichś Ludzi,
Którzy Mają Herbatę, wypadło raczej średnio. Choćby dlatego, że las, z
którego usiłowałyśmy wyjść, okazał się niesamowicie wielki - a może po
prostu krążyłyśmy w kółko? Raz doszłyśmy z powrotem do morza i z ulgą
powitałam jego szum po długiej wędrówce pośród cichych drzew...
W końcu wyszłyśmy z lasu po jego drugiej stronie (chyba, bo od morza
cały czas szłyśmy prosto) i trafiłyśmy na wioskę. No, może wioska to za
dużo powiedziane - kilka domków zamieszkanych przez spokojnych i
wyciszonych ludzi, którzy z jakiegoś powodu uciekli od miejskiego
zgiełku i ludzkiej dwulicowości. Czyżby ci, którzy nie wyrzucili swoich
skarbów do morza?... Tylko kilkoro najmłodszych - prawie dzieci -
tryskało energią. Oprowadzili nas po okolicy, zawiedli nad rzekę, na
której czasem pojawia się statek-widmo... Tak przynajmniej twierdził
najmłodszy chłopiec, bo reszta po cichu się z tego podśmiewała.
Noc spędziłyśmy w miłym domku, ale po dniach relaksu na wyspie czarownic
i po tym dobijającym lesie trochę jakby zatęskniłam za odrobiną gwaru.
Wybawienie przybyło niespodziewanie, właśnie znad rzeki, w postaci dwóch
koni i jednego demoniątka. Oczywiście Vanny ofukała Rob Roya, że się
nie spieszył ze znalezieniem jej; sama też miałam ochotę nastukać Nindë
do łba, ale nie byłoby to do końca sprawiedliwe.
- Skąd mieliśmy wiedzieć, że po prostu nie zwiałyście gdzieś, żeby połazić same na piechotę? - wytknęła nam.
- Właśnie, a poza tym nie myślcie sobie, że was szukaliśmy - prychnął
Rob Roy i wskazał ruchem głowy na Tenariego. - On to robił. I jak widać,
nieźle mu poszło.
Na widok mojego wychowanka ogarnęła mnie fala rozczulenia, a po tym, co
usłyszałam, nie mogłam go nie uściskać. Odwzajemnił się jasnym i wesołym
okruchem myśli, spoglądając przy tym porozumiewawczo...
Vanny upewniała się kilka razy, że jej koń będzie umiał znaleźć drogę do
tego świata, tak na wszelki wypadek. Czyżby chciała tu jeszcze wrócić?
Na swój sposób ja też... Skoro już mamy transport, mogłybyśmy się trochę
porozglądać, z dala od mórz, lasów i nawiedzonych statków. Ale nie mam
specjalnie optymistycznych przeczuć. Dziwny jakiś jest ten świat.
Pierwsze, co zrobię, gdy już wrócę do domu i nastawię wodę, będzie włączenie muzyki. Głośnej. Na cały regulator.
No, może nie aż tak głośnej, ale prawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz