6 VIII

Poszukiwanie Jakichś Ludzi, Którzy Mają Herbatę, wypadło raczej średnio. Choćby dlatego, że las, z którego usiłowałyśmy wyjść, okazał się niesamowicie wielki - a może po prostu krążyłyśmy w kółko? Raz doszłyśmy z powrotem do morza i z ulgą powitałam jego szum po długiej wędrówce pośród cichych drzew...
W końcu wyszłyśmy z lasu po jego drugiej stronie (chyba, bo od morza cały czas szłyśmy prosto) i trafiłyśmy na wioskę. No, może wioska to za dużo powiedziane - kilka domków zamieszkanych przez spokojnych i wyciszonych ludzi, którzy z jakiegoś powodu uciekli od miejskiego zgiełku i ludzkiej dwulicowości. Czyżby ci, którzy nie wyrzucili swoich skarbów do morza?... Tylko kilkoro najmłodszych - prawie dzieci - tryskało energią. Oprowadzili nas po okolicy, zawiedli nad rzekę, na której czasem pojawia się statek-widmo... Tak przynajmniej twierdził najmłodszy chłopiec, bo reszta po cichu się z tego podśmiewała.
Noc spędziłyśmy w miłym domku, ale po dniach relaksu na wyspie czarownic i po tym dobijającym lesie trochę jakby zatęskniłam za odrobiną gwaru.

Wybawienie przybyło niespodziewanie, właśnie znad rzeki, w postaci dwóch koni i jednego demoniątka. Oczywiście Vanny ofukała Rob Roya, że się nie spieszył ze znalezieniem jej; sama też miałam ochotę nastukać Nindë do łba, ale nie byłoby to do końca sprawiedliwe.
- Skąd mieliśmy wiedzieć, że po prostu nie zwiałyście gdzieś, żeby połazić same na piechotę? - wytknęła nam.
- Właśnie, a poza tym nie myślcie sobie, że was szukaliśmy - prychnął Rob Roy i wskazał ruchem głowy na Tenariego. - On to robił. I jak widać, nieźle mu poszło.
Na widok mojego wychowanka ogarnęła mnie fala rozczulenia, a po tym, co usłyszałam, nie mogłam go nie uściskać. Odwzajemnił się jasnym i wesołym okruchem myśli, spoglądając przy tym porozumiewawczo...
Vanny upewniała się kilka razy, że jej koń będzie umiał znaleźć drogę do tego świata, tak na wszelki wypadek. Czyżby chciała tu jeszcze wrócić? Na swój sposób ja też... Skoro już mamy transport, mogłybyśmy się trochę porozglądać, z dala od mórz, lasów i nawiedzonych statków. Ale nie mam specjalnie optymistycznych przeczuć. Dziwny jakiś jest ten świat.
Pierwsze, co zrobię, gdy już wrócę do domu i nastawię wodę, będzie włączenie muzyki. Głośnej. Na cały regulator.
No, może nie aż tak głośnej, ale prawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz