10 VIII

...A może to, że Tenari akurat dzisiaj zapragnął się wybrać do Teevine, też było częścią przeznaczenia? O nie, nie wolno mi myśleć takimi kategoriami, bo wpadnę w paranoję. Jeszcze większą, znaczy.
Faktem jednak jest, że zapragnął, a my uznałyśmy to za całkiem niezły pomysł. Nie przypuszczałyśmy tylko, że zastaniemy mieszkańców zameczku podminowanych i chodzących bez większego celu tam i z powrotem.
- Co jest? - zapytałam, kiedy Tiley o mało na mnie nie wpadł.
- Wrócił jeden wariat z drugim - powiedział, jakby sam był poważną i rozsądną osobą. - I zaraz chcieli pryskać po cichu, i zostawić na naszych głowach te sierotki. Jakbyśmy się nagle stali jakimś przytułkiem dla sierotek.
- No, faktycznie tak nie powinno być - mruknęła Brangien, siadając z impetem w fotelu. - Ale Geddwyn powiedział, że ta smarkata ma coś wspólnego z Teevine i rzeczywiście, da się to wyłapać...
- Może zaczniecie od początku i powiecie nam, jaka smarkata? - zaproponowała Vanny, wyczuwając intrygę.
- O, ta. - Duch powietrza otworzył wejście do pokoju gościnnego. Zajrzeliśmy tam ciekawie - Tenari omal nie wszedł mi na głowę - ale na widok śpiącej wśród rozkopanej pościeli dziewczyny zrobiło mi się dziwnie słabo. Aż za dobrze pamiętałam tę nierówno przystrzyżoną fryzurę i beztroski uśmiech, widoczny nawet we śnie. A kiedy odwróciła się twarzą do nas, upewniłam się, że nic się nie zmieniła - nadal miała tak samo dziecinną buzię, choć przecież miała już... Ile lat? Dziewiętnaście?
Dziewczyna chyba wyczuła, że ktoś się jej przygląda, najwyraźniej nie spała zbyt głęboko. Otworzyła oczy, zamrugała i wlepiła we mnie wzrok.
- Spotkałyśmy się już kiedyś? - wymamrotała.
- Niecałe trzy lata temu... - powiedziałam słabym głosem.
- Aha, czyli jednak pamięć mi nie wariuje - skomentowała uspokojona, po czym przewróciła się na drugi bok i znów zasnęła.
- OK, teraz ty się tłumacz - poleciła Brangien po zamknięciu drzwi. - Skąd ją znasz?
Westchnęłam, nie wiedząc od czego zacząć.
- Pamiętacie jak przechodziłam próby? - zapytałam w końcu.
- Trudno zapomnieć - uśmiechnęła się Brangien.
- No więc to właśnie ta dziewczyna miała w nich uczestniczyć, ale w porę uciekła...
- To ooonaaa? - Tiley aż rozdziawił usta. - Kogoś ty nam tu chciała zapodać?!
- Sądzisz innych według siebie? - zwróciła mu uwagę siostra.
- No bo z tego, co mówią Miya i Geddwyn, wynika, że ona jest prawie tak problematyczna jak Kaede! - wyjaśnił, a stojąca obok Vanny parsknęła śmiechem.
- Ale Kaede by tu nie przytargał tego drugiego - zauważyła Brangien. - To ona zaczęła marudzić, że to wszystko ich wina i pociągnęła do odpowiedzialności... Tak przynajmniej tłumaczył nasz braciszek, ja tam nie wiem.
- A ten drugi to kto? - zapytałam, siadając. Trochę było tego za dużo jak dla mnie.
- Taka pusta skorupa - powiedział szybko Tiley. - Bo podobno w jego ciele siedziało jakieś bóstwo, które chciało się przenieść do ciała jakiejś innej dziewczyny, bo z kolei ona miała jakąś moc... Czy coś.
Marzyło mi się dokładniejsze wyjaśnienie sprawy, gdy w pokoju pojawił się Geddwyn.
- Cześć - rzucił. - Co, już obgadujecie?
- A co, cieszysz się? - odcięła się jego siostra. - Maeve dalej tam siedzi?
- Taaa, ale to beznadzieja - machnął ręką. - Nawet ja nic od niego nie czuję. Jeśli był w nim jakiś bóg, to chyba go trafiło albo przynajmniej wykopało...
- Ale o co on się chciał zjednoczyć z dziewczyną? - zaciekawił się duch powietrza.
- Opowiadałem ci przecież - zniecierpliwił się Geddwyn. - Czarnoksiężnik chciał zrobić na złość bratu, więc gwizdnął mu tamtą dziewczynę, a czarodziejka chciała zrobić kuku bogom, więc konspirowała z innym bogiem i tak się dogada... - w pewnej chwili jakby dopiero zauważył Vanny i nagle umilkł, speszony.
- A właściwie od czego się to wszystko zaczęło? - wtrąciłam się, wykorzystując chwilę ciszy.
- Od turnieju, który miał się odbyć między ludźmi i istotami nadprzyrodzonymi - odpowiedział Geddwyn. - Przy czym odpowiedzialna za pewien świat bogini gromu i światła wybrała na swoją reprezentantkę właśnie tę tam Enrith - wskazał na drzwi do gościnnego.
- Ty nie pomyliłeś bajek przypadkiem?
- Nic a nic!
- To co wy macie wspólnego z tą sprawą?
- A, wleźliśmy w nią przypadkiem - odrzekł z rozbrajającą szczerością. - Sama wiesz, jak mały lubi się bić.
- Nie zwalaj wszystkiego na Kaede - mruknęła Brangien. - A w ogóle, to gdzie on się podział?
Duch wody uśmiechnął się krzywo.
- Siedzi w zimowej.
- W zimowej - powtórzyłam głucho.
- No, w zimowej.
- A na pewno mówimy o Kaede?
- Ja się nie dziwię, że szczeniak chce się ostudzić - uśmiechnął się szerzej. - Naimprezował się ostatnio co niemiara, a jeszcze jest sfrustrowany, bo mu tamta panna zniknęła... Gdybym go nie znał, stwierdziłbym, że wpadła mu w oko.
- Zastanów się, czy rzeczywiście go znasz - odezwała się Vanny, która do tej pory uważnie słuchała tej poplątanej historii. - Teraz mowa o dziewczynie od czarnoksiężnika? Może o tej, którą mi narysowałeś?
- Może o tej - odpowiedział cicho Geddwyn, wciskając się w fotel. - Choć tak wyglądała tylko w wizji. Na żywo była normalniejsza.
- Nie miała przypadkiem czarnych włosów i czerwonych oczu? - zapytała Vanny. Oczy jej gorączkowo błyszczały.
Duch wody od razu przestał się uśmiechać.
- Weź pod uwagę jedno - rzekł, najwyraźniej zdając sobie sprawę, o co jej chodzi. - Niejedna kobieta w światach może mieć podobną aparycję.
- W takim razie dlaczego wysłałeś ten rysunek akurat do mnie?
- Bo lubisz takie klimaty - wzruszył ramionami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz