...A może to, że Tenari
akurat dzisiaj zapragnął się wybrać do Teevine, też było częścią
przeznaczenia? O nie, nie wolno mi myśleć takimi kategoriami, bo wpadnę w
paranoję. Jeszcze większą, znaczy.
Faktem jednak jest, że zapragnął, a my uznałyśmy to za całkiem niezły
pomysł. Nie przypuszczałyśmy tylko, że zastaniemy mieszkańców zameczku
podminowanych i chodzących bez większego celu tam i z powrotem.
- Co jest? - zapytałam, kiedy Tiley o mało na mnie nie wpadł.
- Wrócił jeden wariat z drugim - powiedział, jakby sam był poważną i
rozsądną osobą. - I zaraz chcieli pryskać po cichu, i zostawić na naszych
głowach te sierotki. Jakbyśmy się nagle stali jakimś przytułkiem dla
sierotek.
- No, faktycznie tak nie powinno być - mruknęła Brangien, siadając z
impetem w fotelu. - Ale Geddwyn powiedział, że ta smarkata ma coś
wspólnego z Teevine i rzeczywiście, da się to wyłapać...
- Może zaczniecie od początku i powiecie nam, jaka smarkata? - zaproponowała Vanny, wyczuwając intrygę.
- O, ta. - Duch powietrza otworzył wejście do pokoju gościnnego.
Zajrzeliśmy tam ciekawie - Tenari omal nie wszedł mi na głowę - ale na
widok śpiącej wśród rozkopanej pościeli dziewczyny zrobiło mi się
dziwnie słabo. Aż za dobrze pamiętałam tę nierówno przystrzyżoną fryzurę
i beztroski uśmiech, widoczny nawet we śnie. A kiedy odwróciła się
twarzą do nas, upewniłam się, że nic się nie zmieniła - nadal miała tak
samo dziecinną buzię, choć przecież miała już... Ile lat?
Dziewiętnaście?
Dziewczyna chyba wyczuła, że ktoś się jej przygląda, najwyraźniej nie
spała zbyt głęboko. Otworzyła oczy, zamrugała i wlepiła we mnie wzrok.
- Spotkałyśmy się już kiedyś? - wymamrotała.
- Niecałe trzy lata temu... - powiedziałam słabym głosem.
- Aha, czyli jednak pamięć mi nie wariuje - skomentowała uspokojona, po czym przewróciła się na drugi bok i znów zasnęła.
- OK, teraz ty się tłumacz - poleciła Brangien po zamknięciu drzwi. - Skąd ją znasz?
Westchnęłam, nie wiedząc od czego zacząć.
- Pamiętacie jak przechodziłam próby? - zapytałam w końcu.
- Trudno zapomnieć - uśmiechnęła się Brangien.
- No więc to właśnie ta dziewczyna miała w nich uczestniczyć, ale w porę uciekła...
- To ooonaaa? - Tiley aż rozdziawił usta. - Kogoś ty nam tu chciała zapodać?!
- Sądzisz innych według siebie? - zwróciła mu uwagę siostra.
- No bo z tego, co mówią Miya i Geddwyn, wynika, że ona jest prawie tak
problematyczna jak Kaede! - wyjaśnił, a stojąca obok Vanny parsknęła
śmiechem.
- Ale Kaede by tu nie przytargał tego drugiego - zauważyła Brangien. -
To ona zaczęła marudzić, że to wszystko ich wina i pociągnęła do
odpowiedzialności... Tak przynajmniej tłumaczył nasz braciszek, ja tam
nie wiem.
- A ten drugi to kto? - zapytałam, siadając. Trochę było tego za dużo jak dla mnie.
- Taka pusta skorupa - powiedział szybko Tiley. - Bo podobno w jego
ciele siedziało jakieś bóstwo, które chciało się przenieść do ciała
jakiejś innej dziewczyny, bo z kolei ona miała jakąś moc... Czy coś.
Marzyło mi się dokładniejsze wyjaśnienie sprawy, gdy w pokoju pojawił się Geddwyn.
- Cześć - rzucił. - Co, już obgadujecie?
- A co, cieszysz się? - odcięła się jego siostra. - Maeve dalej tam siedzi?
- Taaa, ale to beznadzieja - machnął ręką. - Nawet ja nic od niego nie
czuję. Jeśli był w nim jakiś bóg, to chyba go trafiło albo przynajmniej
wykopało...
- Ale o co on się chciał zjednoczyć z dziewczyną? - zaciekawił się duch powietrza.
- Opowiadałem ci przecież - zniecierpliwił się Geddwyn. - Czarnoksiężnik
chciał zrobić na złość bratu, więc gwizdnął mu tamtą dziewczynę, a
czarodziejka chciała zrobić kuku bogom, więc konspirowała z innym bogiem
i tak się dogada... - w pewnej chwili jakby dopiero zauważył Vanny i
nagle umilkł, speszony.
- A właściwie od czego się to wszystko zaczęło? - wtrąciłam się, wykorzystując chwilę ciszy.
- Od turnieju, który miał się odbyć między ludźmi i istotami
nadprzyrodzonymi - odpowiedział Geddwyn. - Przy czym odpowiedzialna za
pewien świat bogini gromu i światła wybrała na swoją reprezentantkę
właśnie tę tam Enrith - wskazał na drzwi do gościnnego.
- Ty nie pomyliłeś bajek przypadkiem?
- Nic a nic!
- To co wy macie wspólnego z tą sprawą?
- A, wleźliśmy w nią przypadkiem - odrzekł z rozbrajającą szczerością. - Sama wiesz, jak mały lubi się bić.
- Nie zwalaj wszystkiego na Kaede - mruknęła Brangien. - A w ogóle, to gdzie on się podział?
Duch wody uśmiechnął się krzywo.
- Siedzi w zimowej.
- W zimowej - powtórzyłam głucho.
- No, w zimowej.
- A na pewno mówimy o Kaede?
- Ja się nie dziwię, że szczeniak chce się ostudzić - uśmiechnął się
szerzej. - Naimprezował się ostatnio co niemiara, a jeszcze jest
sfrustrowany, bo mu tamta panna zniknęła... Gdybym go nie znał,
stwierdziłbym, że wpadła mu w oko.
- Zastanów się, czy rzeczywiście go znasz - odezwała się Vanny, która
do tej pory uważnie słuchała tej poplątanej historii. - Teraz mowa o
dziewczynie od czarnoksiężnika? Może o tej, którą mi narysowałeś?
- Może o tej - odpowiedział cicho Geddwyn, wciskając się w fotel. - Choć
tak wyglądała tylko w wizji. Na żywo była normalniejsza.
- Nie miała przypadkiem czarnych włosów i czerwonych oczu? - zapytała Vanny. Oczy jej gorączkowo błyszczały.
Duch wody od razu przestał się uśmiechać.
- Weź pod uwagę jedno - rzekł, najwyraźniej zdając sobie sprawę, o co
jej chodzi. - Niejedna kobieta w światach może mieć podobną aparycję.
- W takim razie dlaczego wysłałeś ten rysunek akurat do mnie?
- Bo lubisz takie klimaty - wzruszył ramionami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz