Jak cudownie jest słuchać
ciszy. Ciszy wypełnionej oczekiwaniem na nowy dzień, ciszy pamiętającej
poprzedni. Nasyconej emocjami. Taka cisza potrafi powiedzieć więcej niż
potok słów.
Ale przelana na kartkę natychmiast przestaje być czymś uświęconym i
mistycznym, i jest po prostu ciszą. Zmienia się w zwykły brak dźwięków.
Żadnej treści.
Przyjęłam, że jest ranek, toteż ranek jest. Proste, prawda? Noc
spędziłam niemal bezsennie, ale nie tą niedobrą, destrukcyjną
bezsennością. Po prostu siedziałam na łóżku i marzyłam by móc zobaczyć
wschód słońca. Ale już sama świadomość panującej - i mijającej - w
światach nocy koiła.
Za to Aeiran miał niespokojny, płytki sen. To do niego niepodobne.
Wystarczył jeden dotyk, jedno łagodne muśnięcie, sekunda potrzebna na
odgarnięcie włosów z twarzy, by prędko otworzył oczy i zerwał się pełen
czujności.
No, może "zerwał się" to nie jest najwłaściwsze określenie. Bo zaraz złapał oddech i opadł z powrotem na poduszkę.
- To tylko ja - uświadomiłam go spokojnie. - Nikt cię tutaj nie pilnuje i nie patrzy ci na ręce.
Już przy pierwszych moich słowach rozluźnił się i przymknął oczy.
- W takim razie pozwól mi jeszcze nie wstawać i rozkoszować się tym faktem.
- Możesz się rozkoszować ile chcesz - uśmiechnęłam się. - Jesteś tu od dwóch dni, a jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy?
- Śniła mi się Devna - wyjaśnił takim tonem, że choć jeszcze nie
wiedziałam zbyt wiele o tej pani, byłam już pewna, że jej nie lubię. I
że nie lubiłabym jej jeszce bardziej, gdybym ją spotkała - ale nie ma
szans, ponieważ musiałabym wznieść się na poziom bogów albo ściągnąć ich
do mojego. Nie ma mowy.
Aeiran zasnął szybko, ale chyba znów nie za głęboko, bo uśmiechnął się,
kiedy dotknęłam jego twarzy i obrysowałam palcem jej kontury. Nie mogłam
nie odpowiedzieć uśmiechem, choć wiedziałam, że go nie zobaczy.
Nadal nie mogę przestać się uśmiechać. Mam ochotę zaśpiewać jakąś kołysankę. Dream of morning's golden light, when you and I will leave the night... Czy coś innego, równie delikatnego.
Była kiedyś taka księżycowa bogini, która zobaczyła młodzieńca uśpionego
w grocie i z miejsca się w nim zakochała, a przecież nawet nie
potrafiła go obudzić z wiecznego snu. W innych okolicznościach
zastanawiałabym się co jej przyszło do głowy łazić po grotach i co jej
przyszło z takiej miłości - czy zdolna była siedzieć przy nim dopóki
sama nie zasnęła z nudów, czy wcześniej straciła cierpliwość i sobie
odleciała?
W innych okolicznościach... Ale nie teraz, gdy cisza na to nie pozwala.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz