- Zupełnie nie rozumiem tych
twoich priorytetów - poskarżyła się Leesa, spoglądając co chwilę na
zamknięte na głucho drzwi sklepu. Dreptałyśmy w pobliżu już od
kwadransa, ale nie zdążyłam jeszcze stracić nadziei.
- Nie zmuszałam was, żebyście tu ze mną skoczyły - wzruszyłam ramionami.
- Ale zmusiłaś nas, żebyśmy n i e mówiły Lonie i reszcie, że ta
wytęskniona księżniczka okazała się dwulicową małpą - przypomniała. -
Poza tym miło jest sobie połazić dla odmiany po normalnym świecie.
- Dlaczego zaraz dwulicową małpą? - zapytała Djellia. - Jak dla mnie jest po prostu niewinną ofiarą okoliczności.
- Weź nie strasz - prychnęła jej siostra. - Takie ofiary to nawet na szacunek nie zasługują.
Czarnowłosa panna Avrei uśmiechnęła się kącikiem ust, ale zatrzymała swoje myśli dla siebie.
- Ja jednak też nie do końca rozumiem - przyznała po chwili. - Przede
wszystkim pogadałabym raczej z Flydianem. Tymczasem szukanie tej
Julianny czy July w tak zatłoczonym mieście...
Pokręciłam głową z uśmiechem. Byłam pewna, że dziewczyna wciąż często
tutaj przychodzi, nawet jeśli pozostaje jej pocałować klamkę. Chyba, że
zamknięto ją w domu z obawy przed porwaniem... Tak czy inaczej, zawsze
istniało pięćdziesiąt procent szansy.
- Wcale nie trzeba mnie szukać - te słowa zostały wypowiedziane zaczepnym tonem.
Posłałam dziewczynom wymowne spojrzenie i odwróciłam się do przybyszki.
Nawet jeśli trzymano ją w domu i musiała się wymykać w pośpiechu, i tak
wyglądała jak z pudełeczka; nie zdziwiłabym się, gdyby podbierała ciuchy
matce. Każda inna dziewczyna w jej wieku wyglądałaby w nich cokolwiek
śmiesznie.
- Nie wiem jak ani dlaczego jesteście zamieszane w tę awanturę z
Aurelią, ale w tym momencie nikt inny mi nie powie, co się właściwie
dzieje - podeszła do nas, hardo unosząc głowę.
- Skąd wiesz czy możesz nam ufać? - spytała nagle Leesa podobnym tonem. -
Jak widzisz, Aurelia wypuściła nas wtedy ze sklepu całe i zdrowe. Może z
nią trzymamy.
- A czy ja uważam ją za wroga? - prychnęła elegantka i naraz zwróciła
się do mnie z krzywym uśmiechem. - Pani też się nie okazała postronną
osobą... Jednak.
- Możesz nam mówić po imieniu - zaproponowałam szybko. - To są Djellia i Leesa, a ja jestem Miya. A ty jesteś Julianna czy July?
- Tylko trzy osoby na świecie ośmielają się nazywać mnie pełnym
imieniem. Mam nadzieję na dłuższą rozmowę, więc może pójdziemy gdzieś
usiąść?
- A jest tu jakaś herbaciarnia? - zainteresowałam się. - Chętnie sobie... Poczytam kartę.
Dziewczyna spojrzała na mnie jak na wariatkę, ale skinęła głową.
Jakieś pół godziny później, mimo braku odpowiedniej waluty (płacenie
szmaragdami z pewnością uznanoby tu za podejrzane), czułam się na tyle
odprężona, że właściwie wszystkie wymagające załatwienia sprawy odrobinę
przybladły. Było cicho i siłą rzeczy pachniało herbatą. P r a w i e jak
w Blue Haven.
- Aurelia mówiła, że od dawna o tym wiedziałyście - musiałam w końcu podjąć. - O tym, kim jest i skąd jest.
- Z innego świata - July skinęła głową. - Chciałyśmy poradzić się jej
rodziców, ale zniknęli wkrótce po niej. Może kazała ich wtrącić do
więzienia albo co.
- Uważasz, że byłaby do tego zdolna? - zaniepokoiła się Djellia.
- Jeszcze nie wypuściła Michaeli, Amy i Odile, prawda? W takim razie czego mam się spodziewać?
- Myślałam, że Aurelia nie ma rodziców - przypomniała sobie Leesa. - Nie zginęli w zamachu?
- To nie są rodzeni - wyjaśniła July. - Zabrali ją ze swojego świata kiedy była małym bobasem. Mówili, że chcieli ją ocalić...
- Zaraz, zaraz - nie zrozumiałam. - Jej o tym nie powiedzieli, a tobie tak?
- To był przypadek - machnęła ręką. - Poprosiła mnie, żebym coś jej
zaniosła do domu po drodze ze szkoły, bo sama musiała zostać na kółku
plastycznym. No i pożyczyła mi swój klucz, a kiedy weszłam, zastałam jej
rodziców... I się rozwrzeszczałam jak głupia - dokończyła zawstydzona.
- Co zobaczyłaś?
- Dwa zielonkawe stwory, wyglądające jakby właśnie wyszły z bajora.
- I Aurelia twierdziła, że Flydian by jej się spodobał? - szepnęła Leesa
do siostry, która powstrzymała chichot. No i czego one chciały? W końcu
Flydian był hybrydą, może i miałby szanse.
- Zatrzymali cię i opowiedzieli historię Aurelii, żebyś się uspokoiła - domyśliłam się. - A potem ty opowiedziałaś koleżankom.
- Na początku mi nie wierzyły. A później doszło do tego, że wykłócałam się z Mike o to czy powiedzieć, czy nie.
- Miałyście trzymać przed Aurelią w tajemnicy jej pochodzenie? -
podchwyciłam. - Czy po to, żeby miała normalne życie, czy... Może był
jakiś inny powód?
- Rodzice powiedzieli, że wyjawią jej prawdę w swoim czasie - westchnęła
July. - Ale nie, osobiście musiałam ją zaprowadzić do tego piekielnego
sklepu! Do tej pory nie przejawiała ani śladu nadprzyrodzonych
zdolności...
- Czekaj, czekaj - przerwała Djellia. - Jak właściwie brzmiała historia Aurelii? W wersji jej rodziców, znaczy.
- Brzmiała jak baśń - stwierdziła nasza rozmówczyni. - Otóż Aurelia urodziła się jako córka królowej.
- To się zgadza - przytaknęłam.
- Królowa poślubiła faceta, który dla niej wyrzekł się czarnej magii -
ciągnęła July. - Ale to się nie podobało jego siostrze; może miała do
niego żal, a może gardziła jego słabością. Potem wymyśliła sobie, że
sama byłaby lepszą królową, więc swoimi czarami pozbyła się brata i
szwagierki.
- Ale prawowita dziedziczka w porę zniknęła z zamku - dopowiedziała
Leesa. - Clytia szukała jej następne paręnaście lat. Czy przyjmujemy tę
wersję jako jedyną słuszną?
- A czy to w tej chwili jest najważniejsze? - zamyśliła się Djellia.
- No, jeśli smarkula jest niewinną ofiarą okoliczności, to j e s t najważniejsze.
- Zabierzcie mnie ze sobą - zażądała nagle July. - Jeśli ja nie potrafię porządnie potrząsnąć Aurelią, to już nie wiem kto!
- Mowy nie ma - pokręciła głową Leesa. - Jesteś za zwyczajna.
- Co?!
- Siostrzyczka miała na myśli, że nie ma w tobie nic magicznego -
wytłumaczyła pospiesznie Djellia. - Trzeba byłoby cały czas mieć na
ciebie oko, zwłaszcza, że kroi się nam wkrótce bitwa... No i jak byś to
wytłumaczyła rodzinie?
Dziewczyna nic nie powiedziała, tylko zwiesiła smętnie głowę.
A jednak zdążyłam na to wydarzenie, które zapowiadała Aurelia. W samą porę wróciłyśmy do Talfrynu.
Tłumy ludzi zebrały się na ulicach, by zobaczyć bohaterkę dnia. Patrzyła
na nich z rydwanu ciągniętego przez idące dostojnym krokiem łuskowane
stworzenia i otoczonego przez grupkę żołnierzy, ludzkich i nieludzkich.
Stała wystrojona i królewska z wyglądu, ale nie z zachowania. Raczej
niepewna niż dumna. I przyjazna, zdecydowanie przyjazna. Taka królowa
jak ona gotowa byłaby uścisnąć osobiście rękę każdemu poddanemu i
jeszcze pogawędzić z nim przy kubku mleka. Zupełne przeciwieństwo
kobiety, która stała obok niej - dostojnej i władczej, choć
uśmiechającej się macierzyńsko. Mogła być dość podobna do bratanicy, gdy była w jej wieku, ale też łatwo ją sobie było wyobrazić w roli groźnej
czarodziejki.
Koronacja Aurelii ma się odbyć za tydzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz