Uroczystość koronacji była
pewnie na tyle wytworna, na ile się dało ją w pośpiechu przygotować. Nie
to jest przecież ważne, tylko szczera radość poddanych; władca zaś
pozostaje władcą nie tylko w przepychu, ale i wśród ludu oraz na wojnie.
Tak czy inaczej spodziewam się, że byli tam ludzie i nieludzie, może i
skonsternowani mieszańcy, którzy stracili swoją panią - ale Flydian
obiecał, że ich naprostuje - a wreszcie czwórka dziewcząt, które
postanowiły dać drugą szansę dawnej przyjaciółce. Przynajmniej mam
nadzieję, bo za tamte uwięzione nie ręczę... A może jednak przełożono na
inny dzień, któż to wie? Na pewno nie ja, bo już nas tam nie ma.
Oczywiście Aurelia serdecznie zapraszała, ale większość z nas czuła, że
za długo pozostawaliśmy w Trójświecie i pora na dalszą wędrówkę. Jeszcze
trochę, a nie chciałoby nam się ruszyć, zwłaszcza, że J zapowiedziała
przywrócenie dostępu do świętej magii Ard Blodwen, a ona zdecydowanie
nie jest dla podróżników, którzy teoretycznie powinni liczyć każdą
sekundę.
Zaproponowałam, że przerzucę wszystkich chętnych do miasta, ale Aurelia uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Dziękuję za dobre chęci, ale teraz już sama mogę i powinnam to zrobić. Tak jak wiele innych rzeczy.
- Na przykład zaprowadzić pokój w Talfrynie? - podsunęła Djellia.
- Na przykład przywrócić do życia Aleda - w głosie Aurelii słychać było
niezachwianą pewność, że potrafi to zrobić. Nie jestem pewna czy to
dobrze, czy wręcz przeciwnie.
- Albo przetransportowanie nas do domu i przekonanie tłumów ludzi, żeby
zapomnieli o tych podejrzanych zaginięciach? - obok niej stanęła July,
uśmiechając się diabelsko.
- Też - czarnowłosa spojrzała na nią nieśmiało. - I cokolwiek, byście mi wybaczyły.
- Tylko nie przesadź z manifestacją mocy, bo dla odmiany zaczniemy się ciebie bać. My nie mamy żadnej siły, wiesz.
- Ale możecie być moją siłą, jeśli zechcecie - rzekła Aurelia cichutko. - Jeśli nie mam was, nie mam nic.
- Masz całe królestwo, wariatko - roześmiała się July i objęła ją
serdecznie. Natomiast ja zerknęłam porozumiewawczo na Djellię, a potem
na Lonę; obie odwzajemniły spojrzenie. Nadeszła pora odlotu.
Trochę szkoda, że nie pogadałam porządnie z J o tym, co właściwie
natchnęło ją na wędrówkę po światach i gdzie razem z Aislinn dotarła.
Ale kiedy znalazłam obie, gotowe były tylko się pożegnać.
- Jestem pewna, że zapomniałam ci o czymś powiedzieć - stwierdziła
dziewczynka z pokrętnym uśmieszkiem. - Teraz mi za bardzo zaprząta myśli
chęć pogadania jeszcze raz z tymi Strażnikami.
- A powinna raczej chęć powrotu do domu - fuknęła bogini, a zanim
zniknęły, zwróciła się do mnie: - Najlepiej wpadnij do nas jak
najszybciej.
Jeśli one mają dla mnie coś ważnego, powinnam lecieć tam od razu czy
szukać dalej? Bo ja też zapomniałam - naprawdę! - im o czymś powiedzieć,
ale trop jest na tyle niewyraźny, że lepiej chyba jeszcze głębiej
pogrzebać... Zaraz, jak się nazywało to miejsce? Multigildia? Można by
od niej zacząć, czemu nie?
Nie ma tak pozostawić opowieść rozgrzebaną, rozbebeszoną, żeby naprawiała się sama, prawda?
- Macie pomysł, co to może być? Stało w waszej kabinie - Kylph postawił na stoliku spory słój, na dnie którego coś się wiło.
Ellil zerknął na to podejrzliwie, ja też podeszłam żeby się przyjrzeć.
Zwinięte w kłębek stworzenie wyglądało jak mała jaszczurka, zielona w
żółte plamy. Na ogonie miała wściekle różową wstążkę, zawiązaną w
imponującą kokardę.
- Różowa kokarda - powiedziałam głucho.
- Czy ona ma od razu świadczyć o tym, że to sprawka J? - zapytał Ellil z krzywym uśmiechem.
- Ty to powiedziałeś.
- Co tam macie? - Leesa zauważyła, że coś się dzieje i przyszła razem z siostrą. - Eee, jakie to oślizgłe.
- Wcale nie - zaprotestowała Djellia. - Wygląda mi na miłe w dotyku.
- Miłe w dotyku?! Ty jesteś jakaś straszna!
- No... Gładkie takie - starsza z sióstr zbliżyła twarz do słoja. - O, patrzy.
Natychmiast stanęłam obok nich. Rzeczywiście, jaszczurka otworzyła
wielkie - niespodziewanie wielkie - żółte ślepia i wpatrywała się przed
siebie przez chwilę, aż w końcu znowu ułożyła się do snu.
- Rozejrzało się i teraz myśli: "to jakieś szaleństwo, zesłano mnie do
piekła" - szepnęła Djellia z zachwytem, który jeszcze bardziej
zdenerwował Leesę:
- I z czego się tak cieszysz? To spojrzenie było paskudne. Normalne zwierzę by tak nie patrzyło.
- To fakt - przyznałam i nagle się uśmiechnęłam. - A wiecie, że Tarquin miał takie oczy?
- Ty też jesteś straszna - westchnęła Leesa.
- Jego chyba Clytia wyeliminowała - przypomniał Kylph. - Tak przynajmniej dała do zrozumienia.
- Co za różnica? - wzruszył ramionami Ellil. - Póki co, mamy zwierzątko.
- Póki co czyli "póki nie urośnie i nie rozsadzi słoika?
- Nie ma ryzyka, nie ma zabawy...
Pozostało jeszcze pytanie, co na to powie Lona. Ale na odpowiedź należało poczekać aż ktoś ją zmieni przy sterach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz