To się już staje regularnym
cyklem - jeden dzień beztroski, jeden dzień koncentracji na obowiązkach i
od nowa. Jarmark już rozkwitł na dobre, więc trudno było utrzymać
dziewczyny w miejscu na poważnej rozmowie. Wszystko chciały obejrzeć,
wszędzie pójść... Nie będę udawała, że sama jestem taka obowiązkowa i
robiłam co innego, ale nie mogę nic poradzić na to, że bezustannie
wracałam myślami do sklepowych uliczek Melrin, gdzie kolory nie
potrzebowały morderczego wysiłku by zostać zauważone.
Później okazało się, że powinnyśmy były jednak trzymać rękę na pulsie.
Tymczasem trzy sklerotyczki zostawiły swój komunikator w pokoju, więc
drodzy przyjaciele na Ard Blodwen dzwonili i dzwonili bezskutecznie.
Skontaktowałyśmy się z nimi dopiero późnym wieczorem... I zostałyśmy z
góry na dół objechane przez Kylpha. Doprawdy, co ten czas robi z
istotami - dawno temu to właśnie on był ochrzaniany regularnie, a nie
odwrotnie, a teraz? Za to powiedział nam, że za karę nie zdradzi jaką
akcję planują na następną noc. Nie to nie, i tak się kiedyś dowiemy.
Później usłyszałyśmy, że lepiej by było, gdybyśmy były tam, na wzgórzu,
bo ono naprawdę jest święte i pobyt na nim rewelacyjnie wycisza. No no,
jakoś nie odniosłam wrażenia, by Kylph był wyciszony, ale może to
dlatego, że w rozmowie trafił akurat na Leesę?
A, zapomniałabym. Zwiodła mnie piękna pogoda i za lekko się ubrałam. Apsik.
- Szybko przyszłyście - zdziwiłam się na widok powracających Djellii i
Leesy. Akurat skończyłam szczątkowo opisywać wczorajszy dzień, siedząc
pod kołderką, z herbatką malinową na stoliku. Nie żeby mnie aż tak
rozłożyło, ale lepiej zawczasu zapobiegać niż potem cierpieć.
Dziewczyny spojrzały po sobie, po czym usiadły obok mnie z markotnymi minami.
- Coś się stało? - zaniepokoiłam się. Jeszcze się chyba nie zdarzyło, żeby obie naraz miały taki nastrój.
Skinęły głową, ale żadna z nich się nie odezwała.
- No, co? Aurelia zlekceważyła sobie wasze ostrzeżenia? - spróbowałam
zgadnąć. W końcu wybrały się do sklepu z zamiarem uczulenia jej na
niebezpieczeństwo związane z posiadaniem magicznej mocy. Co prawda sama
nigdy nic takiego od niej nie wyczułam, ale... A może jednak?
- Nawet nie zdążyłyśmy porządnie jej ostrzec - bąknęła wreszcie Djellia. -
Ale i tak zapewniła, że Tarquin nad nią czuwa, więc nie ma powodu do
obaw.
- A! Czyli faktycznie potrafi czarować? - upewniłam się.
- Uuu, i to jak... - zaczęła Leesa, ale nagle zamilkła jakby ją ktoś zakneblował.
- Co? - zmarszczyłam brwi. - Widziałyście jak odprawiała jakieś czary? I tak was zamurowało?
I znowu nic nie odpowiedziały, coraz bardziej udręczone. I rozdrażnione.
- Nie chcecie mi powiedzieć, czy nie możecie? - spróbowałam znowu.
- Nie... Nie możemy - wyjąkała Leesa, a jej siostra na te słowa wypuściła gwałtownie powietrze.
- Powiedziała, że nikt się o tym od nas nie dowie - dodała prędko, jakby
z obawą, że jeśli się nie pospieszy, coś znów zasznuruje jej usta. - A
Tarquin marudził, że to za mało. Ale sama widzisz, że na pewno nie.
Skoro nie możemy powiedzieć tobie, pewnie nie zdradzimy ani Lonie i
chłopakom, ani Flydianowi!
- Jeśli to za mało, to co on by zrobił? Zabiłby nas czy tylko zamknął w piwnicy?
- W tym momencie najważniejsze jest, co zrobiła Aurelia - przerwałam im. -
Mnie nikt nie zaczarował, mogę sama się wybrać i ją spytać. Jak tylko
przestanie mi się kręcić w głowie.
- No to już nie zdążysz - Djellia zwiesiła smętnie głowę. - Oni coś
mówili o przenosinach do jakiegoś Aeronwen. Podsłuchałam Tarquina zanim
zostałyśmy wygonione ze sklepu.
- A nawet gdybyś chciała za nimi gonić, i tak nie wiemy, gdzie to jest.
- Może Flydian będzie wiedział. Spytam go, kiedy się jutro spotkamy - postanowiłam.
Cokolwiek zrobiła Aurelia, wygląda na to, że ma pojęcie o własnej mocy... Ja też bym chciała mieć o niej jakieś pojęcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz