Dni mijają tak
niepostrzeżenie, że gdyby na statku nie było kalendarza... Może i czas w
międzysferze jest pojęciem abstrakcyjnym, ale ja też nie umiem nie
zwracać uwagi na jego upływ i zawsze miałam w herbaciarni zegar.
Niby marzyła mi się ta Multigildia, ale jak dotąd krążymy bez większego
celu. Wszystko dlatego, że chłopaki kłócą się z Taranisem o tor lotu i w
ogóle o wszystko, co dotyczy sprzętu technicznego na "Nefele". Ellilowi
nie udało się - przynajmniej na razie - ponownie zablokować temu
elektrycznemu wariatowi dostępu do sterowania, bo tamten się przygotował
i stawia opór. Takie wieści przynajmniej usłyszałam i nie pytałam o
szczegóły, bo pewnie i tak bym nie zrozumiała.
Naszego nowego lokatora wypuściłam ze słoika, bo i tak jest jakiś
nieruchawy i apatyczny, nie ma co się martwić, że ucieknie. Upodobał
sobie zwijanie się w ciepłych swetrach i spanie tam. Przynajmniej
zdjęłam mu z ogona tę straszną kokardę... Żeby jeszcze coś jadł, byłabym
spokojniejsza. Żebyśmy wiedzieli, co też on je... Odbyliśmy debatę na
ten temat i Ellil zaproponował, że jeśli zahaczymy na chwilę o jakiś
świat, spróbuje nałapać much; poświęcenie to poszło jednak na marne.
Obiekt naszej dyskusji jedynie łypnął na podstawione mu jedzonko i
zanurkował głębiej w mój sweter. Za to Leesa fukała, że tak się cackamy z
jakąś jaszczurką, nawet jeśli... z w ł a s z c z a jeśli ta jaszczurka
jest podejrzana o bycie czarnym charakterem incognito.
Dopiero kilka dni minęło, a ja już mam nadzieję na jakiś nagły zwrot akcji, też coś. I udaję, że się trzymam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz