Nie, tak dłużej być nie
może. Byłam pogrążona w takiej stagnacji, jakby tam, na zewnątrz, nic na
mnie nie czekało. A przecież powinnam wrócić do domu, prawda? Nie wiem,
dlaczego czuję, że jeśli czegoś nie zrobię, będę musiała linijka pod
linijką zapisywać swoje dane osobowe, żeby nie zapomnieć kim jestem,
czym jestem i co właściwie robię w światach. Co by znaczyło, że
faktycznie wariuję. To miejsce widać działa i na najzdrowszych.
Tęskniłam tak za dialogami, tęskniłam, aż sobie wykrakałam tę pogawędkę z
miłą panią doktor. Było to jakoś... Wczoraj? Przedwczoraj? Sama nie
wiem, dni mi się zlewają. W każdym razie przyszła z tym obowiązkowym
uśmiechem i usiadła na krześle. Aż poczułam wewnętrzny przymus położenia
się, ale jakoś go opanowałam.
- Przykro mi to mówić - od razu zaczęła uspokajającym tonem - ale
niczego o dokonaniach literackich Madelyn Igneid Yumeni Al'Wedd nie
znaleźliśmy.
O, a szukali? Udało mi się stłumić wybuch śmiechu.
- Oczywiście, że nie - palnęłam za to. - Raczej bym wiedziała, gdyby wydawano moją radosną twórczość w tym świecie.
- A szkoda, ponieważ chętnie bym ją przeczytała - recytowała dalej, niezrażona.
Podniosłam się z łóżka, ciesząc się chwilowym uczuciem górowania nad nią.
- To jestem w stanie pani zapewnić - powiedziałam. - Ale w zamian
prosiłabym o parę odpowiedzi. Zadaliście mi już tyle irracjonalnych
pytań, że aż się prosicie o rewanż.
Lekarka popatrzyła na mnie badawczo - a jakże by inaczej? - po czym
skinęła głową. Teraz ja się uśmiechnęłam i zaczęłam chodzić po pokoju,
który nagle awansował do rangi pokoju przesłuchań. Brakowało mi tylko
lampy, specjalnie do świecenia w oczy. Byłyby ulubione klimaty Lexa.
- Kiedy tu trafiłam, miałam ze sobą płócienną, haftowaną torbę, a w niej
teczkę z rysunkami - odezwałam się powoli. - Gdzie to wszystko teraz
jest?
- Przepraszam, ale nie wiem, o czym pani mówi - odparła lekarka spokojnie.
Nie skomentowałam tego, tylko zatrzymałam się i spojrzałam jej w oczy.
Wzrokiem typu "smutny szczeniaczek". Od razu poczuła się na nowo panią
sytuacji.
- Owszem, pani rzeczy osobiste czekają, aż zostanie pani wypisana -
wyjaśniła. - Ale nic nam nie wiadomo o teczce z rysunkami. Torba
zawierała paczkę z ziołami o ostrym zapachu, które wzięliśmy do analizy,
a także trochę pieniędzy i puzderko nie do otworzenia.
Zamurowało mnie w tym momencie. A zatem sen nie do końca zgadzał się z
rzeczywistością albo raczej odwrotnie... Te podejrzane zioła to pewnie
jakaś herbata, ale już puzderka nie byłam pewna. Ciekawe, czego
próbowali, by je otworzyć...
Zdenerwowałam się, muszę przyznać. W związku z tym przeprosiłam się
niechętnie z długopisem i napisałam z pamięci jedną z moich krótszych
opowieści. Tę o dwóch zaborczych braciach-strażnikach, jedną z bardziej
dramatycznych. Pani doktor otrzymała ją dzisiaj i zapowiedziała, że
pokaże kolegom w kitlach. Może kiedy już przeanalizują moją herbatę,
pochylą mądre głowy nad opowiadaniem i zaczną dla odmiany dumać, co też
siedzi w główce autorki?
Oj, oj, mogę sobie tym napytać biedy. Ale cóż zrobić, podkusiło mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz