9 X

Nie, tak dłużej być nie może. Byłam pogrążona w takiej stagnacji, jakby tam, na zewnątrz, nic na mnie nie czekało. A przecież powinnam wrócić do domu, prawda? Nie wiem, dlaczego czuję, że jeśli czegoś nie zrobię, będę musiała linijka pod linijką zapisywać swoje dane osobowe, żeby nie zapomnieć kim jestem, czym jestem i co właściwie robię w światach. Co by znaczyło, że faktycznie wariuję. To miejsce widać działa i na najzdrowszych.

Tęskniłam tak za dialogami, tęskniłam, aż sobie wykrakałam tę pogawędkę z miłą panią doktor. Było to jakoś... Wczoraj? Przedwczoraj? Sama nie wiem, dni mi się zlewają. W każdym razie przyszła z tym obowiązkowym uśmiechem i usiadła na krześle. Aż poczułam wewnętrzny przymus położenia się, ale jakoś go opanowałam.
- Przykro mi to mówić - od razu zaczęła uspokajającym tonem - ale niczego o dokonaniach literackich Madelyn Igneid Yumeni Al'Wedd nie znaleźliśmy.
O, a szukali? Udało mi się stłumić wybuch śmiechu.
- Oczywiście, że nie - palnęłam za to. - Raczej bym wiedziała, gdyby wydawano moją radosną twórczość w tym świecie.
- A szkoda, ponieważ chętnie bym ją przeczytała - recytowała dalej, niezrażona.
Podniosłam się z łóżka, ciesząc się chwilowym uczuciem górowania nad nią.
- To jestem w stanie pani zapewnić - powiedziałam. - Ale w zamian prosiłabym o parę odpowiedzi. Zadaliście mi już tyle irracjonalnych pytań, że aż się prosicie o rewanż.
Lekarka popatrzyła na mnie badawczo - a jakże by inaczej? - po czym skinęła głową. Teraz ja się uśmiechnęłam i zaczęłam chodzić po pokoju, który nagle awansował do rangi pokoju przesłuchań. Brakowało mi tylko lampy, specjalnie do świecenia w oczy. Byłyby ulubione klimaty Lexa.
- Kiedy tu trafiłam, miałam ze sobą płócienną, haftowaną torbę, a w niej teczkę z rysunkami - odezwałam się powoli. - Gdzie to wszystko teraz jest?
- Przepraszam, ale nie wiem, o czym pani mówi - odparła lekarka spokojnie.
Nie skomentowałam tego, tylko zatrzymałam się i spojrzałam jej w oczy. Wzrokiem typu "smutny szczeniaczek". Od razu poczuła się na nowo panią sytuacji.
- Owszem, pani rzeczy osobiste czekają, aż zostanie pani wypisana - wyjaśniła. - Ale nic nam nie wiadomo o teczce z rysunkami. Torba zawierała paczkę z ziołami o ostrym zapachu, które wzięliśmy do analizy, a także trochę pieniędzy i puzderko nie do otworzenia.
Zamurowało mnie w tym momencie. A zatem sen nie do końca zgadzał się z rzeczywistością albo raczej odwrotnie... Te podejrzane zioła to pewnie jakaś herbata, ale już puzderka nie byłam pewna. Ciekawe, czego próbowali, by je otworzyć...

Zdenerwowałam się, muszę przyznać. W związku z tym przeprosiłam się niechętnie z długopisem i napisałam z pamięci jedną z moich krótszych opowieści. Tę o dwóch zaborczych braciach-strażnikach, jedną z bardziej dramatycznych. Pani doktor otrzymała ją dzisiaj i zapowiedziała, że pokaże kolegom w kitlach. Może kiedy już przeanalizują moją herbatę, pochylą mądre głowy nad opowiadaniem i zaczną dla odmiany dumać, co też siedzi w główce autorki?
Oj, oj, mogę sobie tym napytać biedy. Ale cóż zrobić, podkusiło mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz