5 X

Now the beach we used to play on
Is washed by pain
Did you learn to surf the pleasure
Before it bombed you out again?
And how delicate the beauty
Now it's hollow and vain
It was washed out by the water
And filled by rain
But it's alright now, it's alright now
Ain't it OK?


Bell, Book & Candle

Słońce usiłuje się wreszcie przebić przez gęste chmury. A może to nie chmury, tylko opary z pobliskich kominów? Mieszkanie niedaleko fabryki w środku szarej jesieni trochę zmienia punkt widzenia. Z tak uroczo zakratowanymi oknami w dodatku. Nawet krajobrazu popodziwiać nie dadzą. Gdyby było co podziwiać, znaczy.
Właściwie ta pora roku nadal powinna być złota, ale drzew tu jakoś mało. Oczywiście są i to całkiem ładne na dziedzińcu - w końcu co to za klinika bez przynajmniej udawania, że świeże powietrze i te sprawy? - ale tak dzisiaj zimno, że na dworze zmieniłabym się w lodową figurkę.
Zaraz jednak powiem sobie: hej, kobieto! Podróżowałaś w zimniejsze dni i przeżyłaś! Może więc to nie powietrze jest przepełnione takim chłodem. Może moja dusza.
A może po prostu nie chcę czuć za plecami obecności kogoś pilnującego, bym sobie krzywdy nie zrobiła? Nie wiem, weszła na drzewo i skoczyła? Czasem mam ochotę to zrobić, z czystej przekory i ciekawości jak zareagują. Ale może po takim wyskoku zaczęliby mnie strzec - chronić przed samą sobą - jeszcze bardziej. Już i tak mi co wieczór pod drzwiami łazienki stoją, jakbym mogła się utopić pod prysznicem... Doprawdy, brak mi tu porządnej wanny. To miejsce jest naprawdę eleganckie, ale jeszcze paru szczegółów mu brakuje do pełnego wrażenia, że to luksusowy hotel, a nie klinika dla niedostosowanych. Na przykład wspomniane już kraty w oknach psują to wrażenie.
Pozwolono mi wreszcie pisać. Parę dni temu dostałam o, taki gruby zeszyt w militarny wzorek i długopis... Długopis... No dobrze, ja wiem, że pióro od miecza potężniejsze i że stalówką można wybić sobie oko, ale pisanie opowieści długopisem to dla mnie jedna wielka pomyłka! Żadnego poszanowania dla jednej małej fanaberii Prawdziwej Artystki, też coś. Zanim więc rozpoczęłam ten oto wpis w nowym pamiętniku, poświęciłam kilka stron na rysowanie szlaczków, gwiazdek, kwiatków...
A co mi szkodzi? I tak będę ten zeszyt wszędzie nosić ze sobą. Nie zostawię go na widoku, bo jeszcze przeczytają i zaczną zadawać jeszcze więcej pytań, w które i tak nie uwierzą. Tak jak to robili dwa miesiące temu i do tej pory czuję się tym zmęczona.
Teraz pewnie zakończę, odłożę długopis i do jutra będę się wpatrywać w tę stronę z niedowierzaniem.
Że niby nie miałam już nadziei, że kiedykolwiek jeszcze coś napiszę w pamiętniku, czy jak?
Na imię mam Miya. M.I.Y.A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz