21 X

Biblioteka okazała się spora i wręcz opływała w książki o mitologii. Jak mi wyjaśniła moja nowa znajoma, pisarze i teologowie nie mogli dojść do porozumienia, które wersje rozmaitych opowieści są najbliższe rzeczywistości (o ile w ogóle), więc każdy pisał jak chciał.
- Często tutaj chodzę - mówiła, wciskając mi w ręce kolejne godne polecenia książki - kiedy czuję się niedoopowieściowana. A teraz się czuję.
Grzebiąc w księgozbiorach, komentowałyśmy niektóre tytuły i treść, podśmiewając się przy tym. Jak dwie zaprzyjaźnione dziewczynki...
Może to dziwne, ale nie czułam między nami jakiejś różnicy wieku czy dojrzałości. Nie tylko dlatego, że sama często zachowuję się jak dzieciak; po prostu podczas rozmów z nią odniosłam wrażenie, że patrzymy na rzeczywistość z podobnej perspektywy. Nie zmąciło to jednak uczucia dystansu... Zasłony. Tajemniczości.
- Jesteś boginką czy demonem? - nie wytrzymałam, kiedy opuściłyśmy bibliotekę z torbą pełną książek.
Nie zdziwiła się.
- Skąd to pytanie tak od razu? - odparowała za to. - Dlaczego nie założyłaś, że jestem przemądrzałym dzieckiem, które za dużo grało w różne podejrzane gry?
- Otacza cię atmosfera niezwykłości - wyjaśniłam bez wahania, uświadamiając sobie w pełni, że rzeczywiście tak jest. - A ten świat jest aż do bólu zwyczajny.
- Czyżbym słyszała skargę w twoim głosie? - roześmiała się. - Fakt, że jest tu trochę nudno. Jedyną ciekawą rzeczą, jaką ostatnio zrobiłam, było kupienie jednemu znajomemu obrazka za jego własne pieniądze.
- I dlatego zagadałaś wtedy do mnie? Bo ci się nudziło?
- Chcesz odpowiedź bardziej czy mniej racjonalną?
- Na razie może być bardziej. Udowodnij mi, że taka wersja naprawdę istnieje.
- W porządku - dziewczynka zrobiła minę tak poważną, że aż zabawną. - Otóż kiedy zobaczyłam jak stoisz pod wydawnictwem z taką wygłodzoną miną, musiałam założyć, że albo jesteś pisarką, albo jesteś równie niedoopowieściowana jak ja. Zresztą jedno drugiego nie wyklucza.
Uśmiechnęłam się i skinęłam głową. Takie wyjaśnienie było sensowne - przynajmniej dla mnie - i na razie mi odpowiadało. Za to uzmysłowiłam sobie, że dotąd nie zapytałam jej o imię. Ani zresztą ona o moje. Postanowiłam to nadrobić i kiedy po dojściu na stację metra zadałam pytanie, odpowiedziała mi promiennym uśmiechem.
- Może być J?
- Może - zgodziłam się.
- I dobrze, bo i tak bym ci innego imienia nie podała.
Za moment wręcz wepchnęła mnie do metra. Sama nie chciała wiedzieć. Może powinnam czuć ulgę z tego powodu, może razem z imieniem ukradłaby mi duszę, choć co prawda nie jestem z tego rodzaju demonów. A może...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz