Biblioteka okazała się spora
i wręcz opływała w książki o mitologii. Jak mi wyjaśniła moja nowa
znajoma, pisarze i teologowie nie mogli dojść do porozumienia, które
wersje rozmaitych opowieści są najbliższe rzeczywistości (o ile w
ogóle), więc każdy pisał jak chciał.
- Często tutaj chodzę - mówiła, wciskając mi w ręce kolejne godne
polecenia książki - kiedy czuję się niedoopowieściowana. A teraz się
czuję.
Grzebiąc w księgozbiorach, komentowałyśmy niektóre tytuły i treść,
podśmiewając się przy tym. Jak dwie zaprzyjaźnione dziewczynki...
Może to dziwne, ale nie czułam między nami jakiejś różnicy wieku czy
dojrzałości. Nie tylko dlatego, że sama często zachowuję się jak
dzieciak; po prostu podczas rozmów z nią odniosłam wrażenie, że patrzymy
na rzeczywistość z podobnej perspektywy. Nie zmąciło to jednak uczucia
dystansu... Zasłony. Tajemniczości.
- Jesteś boginką czy demonem? - nie wytrzymałam, kiedy opuściłyśmy bibliotekę z torbą pełną książek.
Nie zdziwiła się.
- Skąd to pytanie tak od razu? - odparowała za to. - Dlaczego nie
założyłaś, że jestem przemądrzałym dzieckiem, które za dużo grało w
różne podejrzane gry?
- Otacza cię atmosfera niezwykłości - wyjaśniłam bez wahania,
uświadamiając sobie w pełni, że rzeczywiście tak jest. - A ten świat jest
aż do bólu zwyczajny.
- Czyżbym słyszała skargę w twoim głosie? - roześmiała się. - Fakt, że
jest tu trochę nudno. Jedyną ciekawą rzeczą, jaką ostatnio zrobiłam,
było kupienie jednemu znajomemu obrazka za jego własne pieniądze.
- I dlatego zagadałaś wtedy do mnie? Bo ci się nudziło?
- Chcesz odpowiedź bardziej czy mniej racjonalną?
- Na razie może być bardziej. Udowodnij mi, że taka wersja naprawdę istnieje.
- W porządku - dziewczynka zrobiła minę tak poważną, że aż zabawną. -
Otóż kiedy zobaczyłam jak stoisz pod wydawnictwem z taką wygłodzoną
miną, musiałam założyć, że albo jesteś pisarką, albo jesteś równie
niedoopowieściowana jak ja. Zresztą jedno drugiego nie wyklucza.
Uśmiechnęłam się i skinęłam głową. Takie wyjaśnienie było sensowne -
przynajmniej dla mnie - i na razie mi odpowiadało. Za to uzmysłowiłam
sobie, że dotąd nie zapytałam jej o imię. Ani zresztą ona o moje.
Postanowiłam to nadrobić i kiedy po dojściu na stację metra zadałam
pytanie, odpowiedziała mi promiennym uśmiechem.
- Może być J?
- Może - zgodziłam się.
- I dobrze, bo i tak bym ci innego imienia nie podała.
Za moment wręcz wepchnęła mnie do metra. Sama nie chciała wiedzieć. Może
powinnam czuć ulgę z tego powodu, może razem z imieniem ukradłaby mi
duszę, choć co prawda nie jestem z tego rodzaju demonów. A może...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz