- Tak, tu jest wydawnictwo - potwierdził dziewczęcy głosik gdzieś tak na wysokości mojego ramienia. - Tylko dzisiaj nieczynne.
Mieściło się w niewielkim budynku blisko parku, oplecionym bliżej
nieznanymi mi pnączami. Okna miało ciemne, a drzwi zamknięte na głucho.
- Dziś jest święto, więc nikt nie pracuje... Każdy jedzie odwiedzić
rodzinę albo siada przed telewizorem. A tam same ckliwe melodramaty.
Nie wiem, kiedy dokładnie ta dziewczynka do mnie podeszła, ale wydawała
się całkiem dobrym źródłem informacji. A przynajmniej była wygadana i
bardzo pozytywna - nie mogłam się nie uśmiechnąć, słuchając jej wywodów.
- Nie, wcale nie jestem wygadana - albo czytała mi w myślach, albo mój
uśmiech wyszedł jakiś dziwny. - Tylko przy odpowiednio małomównym
odbiorcy mogę się taka wydawać.
Wyglądała na jakieś jedenaście lat, nosiła ciepłą bordową sukienkę i
równie ciepłe pasiaste pończochy, i w ogóle sprawiała wrażenie kogoś
trochę nie z tej epoki. Jasne włosy miała splecione w dwa grube
warkocze, a we fioletowych oczach błyszczały wesołe iskierki.
...I dlaczego fioletowe oczy zawsze kojarzą mi się tak chaotycznie?
- Jaka dzisiaj okazja do świętowania? - zagadnęłam z ciekawością.
- Żadna sensowna - zachichotała. - Podstawy do świętowania zaginęły w
mrokach przeszłości i można o nich poczytać tylko w książkach o
mitologii. Pozostało samo imprezowanie.
Minę miała trzpiotowatą, ale mówiła o rzeczach, o jakich zwykłe
dziewczynki w jej wieku nie rozmawiają na co dzień. Chyba. Nie pamiętam,
kiedy ostatni raz byłam taką dziewczynką - poza poprzednim życiem,
oczywiście, kiedy byłam dziewczynką mocno oderwaną od rzeczywistości.
Nie powinnam więc wydawać takich osądów.
Zresztą, nie można lekceważyć innych możliwości - z moim szczęściem do
przyciągania zbiegów okoliczności, mogła się okazać demonem w niewinnej
postaci.
Albo boginią, oczywiście. Chaosu.
- A nie ma gdzieś w pobliżu jakiejś biblioteki? - zapytałam. - Chętnie bym się przyjrzała tej mitologii.
- W pobliżu nie - blondyneczka pokręciła głową. - Trzeba metrem. Możemy się spotkać jutro rano, wtedy pokażę.
- A do szkoły przypadkiem nie powinnaś iść? - przekrzywiłam głowę podejrzliwie.
- Już końcówka tygodnia, wolne od szkoły! - zamachała uspokajająco rękami i uśmiechnęła się jak mały aniołek.
- Ale biblioteka czynna? - upewniłam się.
- Tak, tylko krócej. Dlatego powinnyśmy wybrać się rano, jeśli chcemy tam odpowiednio długo posiedzieć.
To miało sens. Nie wątpiłam, że zapoznawanie się z tutejszą literaturą
zajmie mi trochę czasu, a do wydawnictwa mogłam się przejść po weekendzie...
I tak miałam jeszcze parę rzeczy do poprawienia, a nie mogłam
przyjmować, że wszyscy wydawcy są tak przystępni jak Egbert w
Arquillonie albo ta zgraja wariatów z oficyny przy Gwiezdnym
Uniwersytecie.
Tymczasem dziewczynka zaproponowała godzinę - nie jestem pewna czy
dobrze ją zapamiętałam w natłoku myśli - po czym pożegnała się wesoło i
zaczęła odchodzić. Dopiero wtedy coś mnie tknęło, bo posiadanie
legendarnego opóźnionego zapłonu zobowiązuje...
- Hej, mała! - zawołałam.
Zatrzymała się, okręciła na pięcie i spojrzała na mnie pytająco.
- Zawsze zawierasz znajomości z przygodnymi osobami na ulicy?
- Nie zawsze - roześmiała się. - Tylko z tymi zabawnymi.
Ciekawe...
OdpowiedzUsuń