27 X

Już sobie przypomniałam to, o czym zapomniałam. Znaczy, w poprzednim zapisku miałam wspomnieć o czymś istotnym, a tymczasem... W każdym razie chodzi o to, że nie wstawiałam bajek nieszczęsnej ofierze zbiegów okoliczności, a przynajmniej wierzę, że nie. Naprawdę widziałam go w przbłysku wizji, w jednym z wielu odprysków opowieści, które nie do mnie należą, ale czasem przebiegają przez mój umysł. A może to był ktoś podobny. W światach jest wielu osobników o srebrnych włosach, czasami wręcz mam wrażenie, że zbyt wielu. W wizji pojawiła się też młoda kobieta - drobna, czarnowłosa, o dziwnie znajomej twarzy. Dawno, dawno temu, w poprzednim życiu, snułam historię, w której występowała taka osoba - tyle że była dzieckiem. No cóż, może tamto dziecko mogło wyrosłoby na taką właśnie kobietę. Sporo czasu upłynęło, w opowieściach też mogą płynąć lata...
Nie przywiązywałam do tamtej wizji zbyt wielkiej wagi - nie pierwsza ona i nie ostatnia; poza tym, jak już pisałam, mogła należeć do kogoś innego. Dlaczego miałabym się wtrącać w czyjś wątek?

Przeczytałam wszystkie trzy książki z mitami i do tej pory mam w głowie mętlik. Głównie przez wspomnianą poprzednio niezgodność autorów w różnych kwestiach. W chwilach kiedy nie bolała mnie od tego głowa, biegałam po mieście i bezczelnie kserowałam co bardziej interesujące (w każdym możliwym znaczeniu) opowieści. Cóż... Chwilę mi zabrało przymierzanie się do czwartej książki. Nie byłam pewna, co w niej znajdę; miałam dziwne wrażenie, że zależy to od mojego nastroju i nastawienia, a było ono na początku jakieś nieufne. Przecież nie dlatego, że przypominały mi się rozmaite chwile, kiedy to wpadała mi do herbaciarni Xella-Medina i podsuwała wątki, które później nie chciały ani dać się kontrolować, ani zakończyć? W końcu dzisiaj postanowiłam się przemóc i wygrzebałam książkę spod łóżka - spod łóżka... - żeby przyjrzeć się jej lepiej.
Przez chwilę po prostu trzymałam ją w rękach z zamkniętymi oczami. Albo emanowała magią, albo naprawdę zrobiłam się przewrażliwiona... A może po prostu wołała, żeby ją otworzyć, żeby przeczytać, żeby zagłębić się w jakimś nowym świecie, choćby tylko w taki sposób... Nie, dla mnie taki sposób nigdy nie był "tylko". Uniosłam powieki i otworzyłam książkę na chybił trafił.
- Wyglądasz jak rtęć – szepnął Rafael.
- Rtęć? – zaciekawiona wróżka przechyliła głowę. – Co to jest rtęć?
- Płynne srebro.
- Srebro? Masz na myśli ten metal?
Przytaknął.
- Płynne srebro to też metal?
- Tak – uśmiechnął się, gdy musnęła go skrzydłem.
- Mam coś lepszego – ucieszyła się i sięgnęła do paska. Nachylił się i zobaczył flakonik wypełniony błyszczącą, niezwykle srebrzystą cieczą, przelewającą się powoli w rękach księżycowej wróżki.
- Co to jest?
- Światło księżyca – odpowiedziała. Przygryzła wargę, przyglądając mu się szerokimi, ciekawskimi oczami. – Podoba ci się?
- Bardzo.
Roześmiała się dźwięcznie, z zachwytem.
- Umaluję cię nim, chcesz?
- Dobrze – uśmiechnął się do jej entuzjazmu.
- Będziesz wyglądał jak księżycowy elf!
- Raczej jak negatyw. Kontrast – dodał, widząc jej spojrzenie.

Uśmiechałam się z domieszką tkliwości i rozbawienia, kiedy to czytałam. A potem, dopiero potem zerknęłam na okładkę, chcąc zobaczyć tytuł... I niczego nie znalazłam, oprócz pieczątki: DAR DLA BIBLIOTEKI. Jeszcze dotąd nie zetknęłam się z książką nie dość, że bez autora, to w dodatku bez tytułu! Zajrzałam jeszcze na kartę tytułową, ale tam, dość zamaszystym charakterem pisma, ktoś nakreślił tylko: Moriana...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz