Gdyby ktoś mnie spytał
dlaczego tak chciałam odnaleźć J i wyprosić od niej tamtą książkę,
pewnie stanęłabym jak słup i nie wiedziała, co powiedzieć, drapiąc się
tylko po głowie. A jednak... Miałam wrażenie, że tak trzeba. Że ten
świat tylko na pierwszy rzut oka jest zupełnie zwyczajny, ale kryje
jakąś tajemnicę - choćby książki są tego dowodem. I że te wszystkie
pojawiające się dotąd jak na dłoni rozwiązania mają mnie po prostu
rozpieścić, żebym przeżyła ciężki szok, kiedy przyjdzie czas na
prawdziwą tajemnicę, twardy orzech do zgryzienia.
Z drugiej strony, skąd ja mogę wiedzieć, jaki tak naprawdę jest ten
świat, skoro cały czas tylko szwendam się po jednym głupim mieście? Czy
wolno mi tak od razu wydawać osądy?
Nie miałam pojęcia jak znaleźć moją małą znajomą, założyłam więc, że
sama mnie znajdzie, kiedy uzna, że już na to pora. I tak, kiedy wracałam
przez park z zapowiedzianej rozmowy w wydawnictwie (udało im się nie
zbankrutować, ale i tak przyjęli moje opowiadania), omal się nie
zderzyłyśmy na skrzyżowaniu ścieżek. Obie pogrążone w zamyśleniu, ze
wzrokiem wbitym w ziemię. Wczoraj była straszna burza i wiatr pozrywał
większość liści z drzew, więc nawet cieszyć się pięknem jesieni się nie
dało.
Na mój widok dziewczynka natychmiast uśmiechnęła się przymilnie.
- I jak się podoba książka? - zapytała na wstępie.
- Na tyle, że wypożyczyłam sobie następną - odwzajemniłam uśmiech.
- O! Czyją tym razem?
- Ma podpis jakiegoś Kennetha - wzruszyłam ramionami. - Ale to, co naprawdę chciałam przeczytać, już wzięłaś ty.
Momentalnie przestała się uśmiechać i zrobiła kwaśną minkę.
- Opowiadania? Właśnie idę oddać - powiedziała. - Jak chcesz, wybierz się ze mną.
- Jeszcze nie przeczytałam tamtych - westchnęłam. - Nie żeby mi nie było
pilno, ale... No nic, wypożyczę to sobie następnym razem.
- A które z tych małych dziełek literackich cię najbardziej ciekawi? - spytała jakoś podejrzliwie.
- Podobno jest tam opowiadanie o świecie, z którego znika magia i...
Kiedy to mówiłam, J aż upuściła torbę z książkami. Nie myliłam się, wyglądała na obrażoną.
- Możesz je sobie od razu odpuścić - przerwała mi. - To opowiadanie jest do kitu, zawodzi wszelkie nadzieje! Jest niedokończone!
- Jak to niedokończone? - zdumiałam się.
- Zwyczajnie - prychnęła, po czym podniosła torbę i chwyciła mnie pod rękę. - Chodź, odprowadź mnie trochę. W bezruchu zimniej.
Szłyśmy chwilę po grubym dywanie z liści, aż J zainteresowała się, jakie miałam wrażenia po mitach i co jeszcze wypożyczyłam.
- Książkę o demonach - skrzywiłam się. - Jakaś egzaltowana pisarka pisze o
nich jakby była z nimi w naprawdę dobrej komitywie i co tydzień wpadała
do piekła na imprezę.
- A, to wiem - zachichotała jasnowłosa. - Ale to nie z tutejszego piekła,
tylko niby z innego świata. Tu nigdy nie było takich irracjonalnych.
Dopiero dużo później przypomniałam sobie tę rozmowę i zastanawiałam się,
czy każda mała dziewczynka czyta takie książki. Ja na razie zmęczyłam
dopiero pierwszy rozdział, a... W tamtej chwili jednak zawtórowałam jej
śmiechem:
- Z innego świata... Dobra, spotykałam demony, które wyrzynały się
nawzajem, ale nigdy żaden nie uznał, że lepiej się pozabijać i świat
zostawić Ładowi. Nawet ja bym na coś takiego nie wpadła.
- A co, sama jesteś demonem? - zainteresowała się J.
- Jestem przede wszystkim pisarką, więc czasem wpadam na różne pomysły -
ucięłam. Też coś, ja ją pierwsza zapytałam, a odpowiedzi jak nie ma,
tak nie ma!
- Jesteś demonem i tyle! - ucieszyła się, nie zwracając uwagi na moje
słowa. - Wyglądasz odpowiednio nieludzko i masz demoniczny pentagram!
- Demoniczny byłby odwrócony - sprostowałam i dodałam, nie mogąc sobie
darować: - Dlaczego nie założyłaś, że jestem wariatką z farbowanymi
włosami i barwionymi szkłami kontaktowymi?
- Bo jesteś prawie tak chaotyczna jak ja. Światy światami, ale skoro
jesteś tutaj, twoją powinnością jest tłuczenie się z bogami, a nie z
innymi demonami - zawyrokowała. A potem, ku mojemu zdziwieniu,
pociągnęła mnie do najbliższej ławki i posadziła.
- Już wiem. Poczekaj tu - patrzyłam bez zrozumienia, jak jak szpera w
swojej torbie, aż wyjęła książkę i położyła mi na kolanach. - O, poczytaj
sobie, a ja zaraz wrócę.
Wystrzeliła jak z procy i tyle ją widziałam. Nie żeby mnie to
martwiło... Otworzyłam książkę i zaczęłam ją kartkować w poszukiwaniu
upragnionego opowiadania - znalazłam je na samym końcu. Była w nim mowa o
świecie, którego bogowie ustąpili pola istotom, które stworzyli, i
zapadli w sen, natomiast siła magiczna odchodziła stopniowo w
zapomnienie, podczas gdy coraz bardziej rozwijała się technika. Nikt
więc nie zwracał uwagi na to, że magii jest coraz mniej i że nie jest to
naturalne...
Następne strony poświęcone były trzem osobom, które odkryły w sobie moc i
nawet nauczyły się jej używać na niewielką skalę. Ot, iluzjonista
potrafiący więcej niż zwykli magicy... Kobieta, która wysysała z innych
siłę życiową, a przy okazji wspomnienia... I druga, przenosząca się w
snach do opowieści z książek. Ta ostatnia zdolność zainteresowała mnie
najbardziej - było w niej coś ze Śnienia i z podróżowania po światach
zarazem. Czasami wspomniana pani budziła się z jakimś przedmiotem ze
swojego snu. Niekiedy wracała stamtąd z nowymi książkami... I tu
opowiadanie się urywało. Rzeczywiście, następne kartki pozostały puste,
nie zmącone ani słowem. A taką miałam ochotę doczytać, co dalej!
Zapowiadało się coś tak fascynującego - przecież jeśli kobieta
przynosiła ze snów książki, je również mogła potem czytać i przez to
przenosić się w coraz to nowe miejsca, może coraz bardziej magiczne,
może... Może...?!
- No i klapa - J pojawiła się przede mną tak niespodziewanie, że
podskoczyłam, omal nie upuszczając tomiku opowiadań. - Obleciałam cały
park i go nie znalazłam. Może już go nie ma w tym mieście...
- Czekaj, k o g o nie ma? - przystopowałam ją trochę.
- Znajomego. Przyszło mi do głowy, że mogłabym was sobie przedstawić -
mruknęła niezadowolona. - Często się tu kręci, bo powietrze w miarę
świeże... Ale teraz równie dobrze może być nad morzem. Albo w górach.
Albo gdzieś.
- Od początku - zamachałam rękami. - Chciałaś mu mnie przedstawić, żebym mu mogła spuścić lanie po demoniemu?
- Ty, akurat - dziewczynka parsknęła śmiechem. - Jesteś jedną z
najbardziej pokojowych istot jakie znam. Rzecz w tym, że... A, nieważne.
Poczytałaś sobie?
- Owszem - podniosłam się z ławki i oddałam jej książkę z nadzieją, że
dowiem się czegoś jeszcze. - Słuchaj, ta postać, która Śniła...
- A, to właśnie kompletnie zatarty ślad. Żadnych wyjaśnień tak naprawdę nie zapewnia.
Zamrugałam, słysząc takie podsumowanie, ale nie odezwałam się ani
słowem. J najwyraźniej stwierdziła (poniekąd słusznie), że zgłupiałam,
schowała książkę do torby i pożegnała się. Chwilę patrzyłam jak odchodzi
z konsternacją na twarzy, a potem uprzytomniłam sobie, że szłyśmy w
drugą stronę niż powinnam, wobec czego czeka mnie dłuższy spacer do
pensjonatu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz