30 XII

Dlaczego kiedy przychodzi do jakiegoś balu, ze wszystkich stron słyszę wyłącznie o jedzeniu? Jakby jedzenie było najważniejszym elementem przyjęć, zwłaszcza noworocznych! Aby choć trochę od tego odpocząć, wybrałam się do Althenos, gdzie miała na mnie czekać Vanny z gotową już suknią od Andrei.
Tymczasem, ku mojemu zdziwieniu, kuzyneczki nie było w domu. A ściślej mówiąc, Clayd to ujął słowami "jaśnie pani nie ma w domu".
- Jak mam to rozumieć? - roześmiałam się. - Ty czekasz w domu z obiadem, a ona jeździ po Melgrade?
- Ta, jasne. Jeszcze nie wróciła z Rozdroża po prostu. Widać nie może pohamować zachwytów nad swoją kreacją, jakkolwiek ona wygląda - wyjaśnił, też się śmiejąc. - Herbaty? Czy czegoś mocniejszego, bo mi się blada wydajesz.
Na szczęście nie zdążyłam jak zwykle pozielenieć i zaprotestować z obrzydzeniem, ponieważ jaśnie pani wpadła do domu z dwiema wielkimi torbami. Przesłała Claydowi całusa i chichocząc jak mała dziewczynka pociągnęła mnie na górę.

Rozczuliłam się maksymalnie, gdy zobaczyłam, co też zaprojektowała mi Andrea.
Bo było dokładnie w moim stylu.
A potem dostałam równie wielkiego ataku śmiechu.
Ponieważ się toto iskrzyło i mieniło.
- Wiesz, spodziewałam się raczej, że omdlejesz z zachwytu - skomentowała Vanny, patrząc jak padam na łóżko, tuż obok owej sukni, wstrząsana śmiechem - Ciekawe co będzie, gdy zobaczysz, w co ja się ubiorę.
- Nie mogę się doczekać - powiedziałam, łapiąc swój strój i ściskając go z radości.
- TA-DA!!! - wyjęła triumfalnie z drugiej torby... Coś.
- ...Czemu tego jest tylko prawe pół? - wyjąkałam, gdy już odzyskałam mowę.
- To jest c a ł e - poprawiła, miażdżąc mnie wzrokiem.
- Uwierzę gdy zobaczę jak to się trzyma. I, jak widzę, w tym roku również... Również... Będziesz na czerwono! - znowu zaniosłam się śmiechem.
- Na  b o r d o w o - usłyszałam i wcale się przez to nie uspokoiłam, wręcz przeciwnie. Dopiero później zastanawiałam się ile w tym było histerii, a ile radości.
Chichotałam jeszcze, gdy zeszłyśmy na dół i Vanny udała się do kuchni zrobić herbatę "żeby było jak w Blue Haven".
- No to teraz ty będziesz chwilkę jaśnie panią - Clayd wskazał mi miejsce obok siebie na kanapie. - Cóż ona przywiozła, że taką radość wzbudziło?
- Zobaczysz - wykrztusiłam. - Kiedy będziecie wywijać rock and rolla, a toto będzie latało na wszystkie strony...
Uśmiechnęłam się nagle szeroko - za szeroko - i spuściłam głowę.
- A ja sobie postoję i popatrzę...
Clayd chwycił moją kreację zanim wypadła mi z rąk na podłogę - dopiero wtedy sobie uświadomiłam, że do tej pory ją trzymałam - i spojrzał na mnie zaskoczony. A ja czułam, że wszystko się we mnie przelewa, że nie potrafię dłużej się trzymać i kryć wesołym tonem tego, co siedzi gdzieś w głębi mnie i kłuje jak szpilka...
- Wiesz... - nie, nie rozbeczałam się. Tylko się roztrzęsłam. - Jestem beznadziejnie głupia, wiesz?
- Coś mi to przypomina - usłyszałam z oddali, a przecież z tak bliska. - Kiedyś siedziała tutaj Vanny i się wypłakiwała...
- I pomogło?
- No pewnie - uśmiechnął się, przysunął bliżej i objął mnie opiekuńczo. - Chyba że oczekujesz... Nie wiem, porady?
- Gdybym chciała czegoś poza wygadaniem się, może pogadałabym raczej z Geddwynem - prychnęłam. - W końcu on mnie wyczuwa zanim jeszcze się odezwę. Ale nie. Ja po prostu jestem głupia. I chciałam to komuś powiedzieć.
- Skoro tak twierdzisz - pogłaskał mnie po głowie - to co ci stoi na przeszkodzie żeby zmądrzeć?
- Obawiam się, że na zmądrzenie jest już za późno. I już zawsze będę... Uciekać.
- Zawsze twierdziłaś, że wystarczy by znalazł się ktoś, kto potrafiłby cię zatrzymać - przypomniał Clayd, a ja byłam mu wdzięczna, że nie zadaje pytań. - Czyli chyba twój lęk powinien uciec bez ciebie.
- Myślę, że by potrafił - szepnęłam. - I chyba już od dawna tak myślę... Ale im lepiej to sobie uświadamiałam, tym bardziej się bałam. Nie rozumiem tego - mówiłam coraz bardziej żałosnym tonem. - Już sama siebie nie rozumiem.
- A może jednak coś ci powiem - rzekł z namysłem. - O ile mogę sobie pochlebić uważaniem, że cię rozumiem.
- Jak to jest, że wątpi w to pierwsza osoba w światach, której mogę się zwierzyć bez krygowania się?
Vanny cichutko weszła z herbatą, postawiła ją na stole i bez słowa usiadła w fotelu.
- Jak ci to powiedzieć, nie używając fachowej dla ciebie terminologii?
- Zrozumiem - odparłam cicho. - Wal, najwyżej omdleję i będzie usta-usta.
- Na moje oko - zaczął - najbardziej się boisz, że usłyszysz gromkie i chóralne "nareszcie!" albo inne "to było do przewidzenia".

Przymierzyłam swoją suknię - pasuje idealnie - i wiruję w niej przed lustrem. Mieni się różnymi odcieniami niebieskiego i genialnie strzępi się na dole. Pasowałaby do sylwestra w herbaciarni.
Ciekawe, czy będzie pasowała do t a m t e j scenerii.
I czy rzeczywiście jestem tak zimną i wyrachowaną istotą, która bardziej niż o swoje szczęście troszczy się o brak przewidywalności w fabule... Ech, w jakiej fabule, do diabła, to jest moja egzystencja, a nie kolejna opowieść! Przecież nie wyślę tego pamiętnika, by ukazał się drukiem w światach! Przecież...
Przecież...
Znowu utwierdzam się w przekonaniu, że osobą, która zna mnie najgorzej, jestem ja sama.
I że gdybym znała siebie tak dobrze jak moi przyjaciele, uciekłabym od siebie z wrzaskiem przerażenia.
Podziwiam ich, że dotąd tego nie zrobili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz