- Twoja siostra już mnie zaprosiła na bal - powiadomił mnie Geddwyn. - Czyżby bała się, że ktoś mnie jej sprzątnie sprzed nosa?
- Próżny się zrobiłeś, nie ma co - zdmuchnęłam kosmyk włosów z twarzy. -
Słuchaj, pomożesz mi zabrać te wszystkie zapasy od was? Trochę tego
narobiliście, chyba mnie z lokalu jednak wyrzucą jak to zobaczą.
- Co poradzisz - wzruszył ramionami. - Widać tam, gdzie udała się moja
droga siostra, nie będzie jej potrzebne tyle prowiantu... Swoją drogą
włóczy się gdzieś, nawet nie powie gdzie, a jak się w coś podejrzanego
wplącze?
- Maeve?! - rozchichotałam się. - To z tobą dzieje się coś podejrzanego,
nie dość, że odgrywasz opiekuńczego braciszka, to jeszcze względem
ostatniej osoby, która by tego potrzebowała!
- Ja bym się na twoim miejscu tak nie cieszył - Geddwyn zrobił groźną
minę. - Zabrała ze sobą twoje dziecię i nawet nie wiesz gdzie go szukać w
razie czego!
- Ech, zamilknij już, co? Za dużo tych swoich kadziedełek palisz chyba.
- Przyjemności nigdy za... - urwał i spojrzał na siebie zdziwiony,
kiedy nagle zaczął się rozmywać. Ale zamiast przyjąć to z niepokojem -
jak zareagowałaby pewnie każda postronna osoba - wpadł w euforię.
- Zaklęcie przywołania!!! - wrzasnął. - Nie miałem do czynienia z zaklęciami przywołania od...
Nie dokończył, bo zwyczajnie się rozpuścił. Na szczęście szybko wrócił,
gdziekolwiek był, w dodatku z gościem. Z pewnym dumnym z siebie
kronikarzem.
- Wiesz co, ale z ciebie aparat - roześmiał się, gdy wchodzili do zielonego salonu. Egil uśmiechnął się i jakby trochę urósł.
- Zaraz, moment, Egil i zaklęcie przywoływania? - wyjąkałam. - Od kiedy się bawisz w maga?
- To mój pierwszy udany czar - wyjaśnił, promieniejąc szczęściem. - Chciałem się sprawdzić i proszę!
- Słyszałeś, Geddwyn, czuj się zaszczycony! - klasnęłam w dłonie. - Wyszperane w księgach w Agencji czy w bibliotece?
- W bibliotece nie ma pozwolenie na prakty... Zaraz, a skąd wiesz, że bywam właśnie w Agencji?
- Znam tam parę osób... Nie wiem dlaczego się w to wpakowałeś, ale kiedyś mi ze szczegółami opowiesz.
- Jak już odtańczysz z Miyą przynajmniej jeden taniec na balu sylwestrowym - dodał Geddwyn.
- Na balu? Wyprawiasz jakiś bal? - speszył się kronikarz. - Ale musiałbym być zaproszony!
- Jakbyś wpadał na dłużej do Marzenia, wiedziałbyś, że jesteś - mruknęłam. - Więc szukaj sobie partnerki albo ja to zrobię!
- O do... Ale czy ja dobrze wypadnę w tańcu? - przez chwilę Egil
zachowywał się jak kobieta, która nie ma co na siebie włożyć... W końcu
spojrzał na nas rozgwieżdżonym wzrokiem. - Jak myślicie, czy Vaneshka
zechce mi towarzyszyć?
- Ona już komuś towarzyszy - ostudziłam jego zapał. Trochę mi go
było żal, kiedy momentalnie zmarkotniał, ale potem pomyślałam sobie, że
może to jednak lepiej...
- Zresztą nie jesteś jedyną osobą z Agencji, która się u mnie pojawi. Zgadajcie się i idźcie razem - podsunęłam.
- Ktoś jeszcze od nas? - kronikarz z wrażenia aż złapał jasiek i zaczął nim podrzucać.
- A owszem, zaprosiłam Yori-chan. Yori Yumeno.
- Ona?! - podrzucił poduszkę wysoko i zapomniał jej złapać, wskutek
czego spadła mu na głowę. - Przecież ona ci zaśnie na parkiecie!
- Obiecała, że nie zaśnie. I nawet ładnie byście razem wyglądali.
- No, ale... Ale to jest Yori - brzmiało to jak "tylko Yori". - Taka... Taka mała siostrzyczka.
- Ciekawie to ująłeś - zainteresował się Geddwyn. - Nie spotkałem
jeszcze tej pani, ale o ile pamiętam, nie posiadasz rodzeństwa, więc
skąd się tak znasz na małych siostrzyczkach?
- Egil, ty się naucz patrzeć na dziewczyny - westchnęłam.
- Nie rozumiem...
- Dla ciebie istnieją albo nieosiągalne zjawiska, albo małe siostrzyczki, dobrze widzę? A jakbyś tak spojrzał na którąś jak na k o b i e t ę? Może byś się zdziwił...
Kronikarz spojrzał na mnie jak cielę na malowane wrota i widać zaczął
rozpatrywać tę kwestię poważnie, bo kiedy wybywaliśmy z Teevine - z
rozmaitymi potrawami od Maeve - był milczący i zamyślony.
- Może się wreszcie nauczy - powiedziałam do Geddwyna gdy zjawiliśmy się w herbaciarni.
- No - odparł i spojrzał na mnie z dziwnym zachwytem. - A z ciebie jest taka hipokrytka, że aż podziwiam.
Teraz ja musiałam mieć głupią minę.
- Egilowi strzelasz kazania - wyjaśnił - a sama dzielisz facetów na
kumpli i wrogów. A jakbyś tak zastosowała się choć raz do własnej rady?
- Wybacz, Geddwyn - odpowiedziałam kpiąco - ale patrzenie na facetów jak na kobiety raczej mi nie wychodzi.
Tak ucięłam rozmowę. A kiedy się pożegnaliśmy, poszłam do pokoju i cierpiałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz