10 XII

- A cóż to za chmurne oblicze? - na mój widok Xella-Medina klasnęła głośno w dłonie. - Na dwór, bałwana ulepić! Śnieżkami porzucać!
- I co jeszcze? - uśmiechnęłam się krzywo. Od naszego ostatniego spotkania jeszcze nie zdążyłam się za nią stęsknić.
- Co jeszcze? Rozruszać się - przechyliła lekko głowę. - Wstawaj z tego wysiedzianego fotela, zabieram cię w teren.
- Od kiedy się tak o mnie troszczysz?
- Od zawsze - posłała mi najstraszniejszy - i najładniejszy - ze swoich uśmiechów. Są tacy, którzy uważają, że tylko g r o ź n y uśmiech potrafi wzbudzić strach. Ale oni nie znają Xelli-Mediny.
- Ten-chan, wybierasz się z nami? - zapytałam, wkładając płaszcz. Tak jest, nagle stałam przy wieszaku i wkładałam płaszcz. I już od pewnej chwili miałam na nogach kozaczki. Jak to się mogło stać?
Mały z naburmuszoną miną pokręcił głową i przygarnął do siebie Strel, która zwieszała się mu z rąk.
- Dość przygód na jakiś czas, co? - domyśliłam się. - Tylko mi tu nie broić! - zażyczyłam sobie, a w odpowiedzi usłyszałam lotofenkowe "miuuu?"
- Miuuu! - zawtórował Tenari roześmianym głosem. Czemu po ludzku tak chętnie nie mówi?

- Co planujesz na Przesilenie? - zapytała Xemedi-san gdy przechadzałyśmy się zaśnieżonymi ulicami Shantalli.
- Miły wieczór w Epicantrum Wszechświatów - mruknęłam, wpadając w zaspę. No cóż, tu najwyraźniej jeszcze nie odśnieżali - A ty?
- A ja w domu posiedzę, w rodzinnej atmosferze - odpowiedziała, a to oznaczało, że wybiera się na Andromedę. Widać jednak nie chciała o tym rozmawiać, bo wzruszyła ramionami i ucięła temat.
- A co planujesz na sylwestra? - uśmiechnęła się znowu, tak jak wtedy.
No tak. Wiedziałam, że jest się czego bać.
- Nic - odpowiedziałam równie uroczym uśmiechem. Przynajmniej taką miałam nadzieję.
- Znowu nie masz z kim - brzmiał jedyny komentarz.
- Nie znowu, bo w zeszłym roku miałam... - zaczęłam i nagle urwałam. Nie miałam pojęcia dokąd mnie ten dialog zapędzi, więc może lepiej było w ogóle się nie odzywać?
- Tak, tak - nie pozwoliła mi długo nacieszyć się ciszą. - W każdym razie przynajmniej raz w roku porządny bal jest potrzebny.
- Dlaczego? - nie wytrzymałam. - Bo coś planujesz w związku z tym?
Zwróciła na mnie rozgwieżdżone i pełne niewinności spojrzenie.
- Na to się nie wezmę - ostrzegłam. - Jeszcze nie spytałam jaki miałaś interes w swoim wtrąceniu się ostatnio...
- Jak spytasz, to dopiero zmienię temat - westchnęła teatralnie. - Bo pewnie nie uwierzysz, nawet jeśli będę powtarzać przez kolejna dziesięć lat, że chodziło mi głównie o dobrą zabawę?
- Potrafisz poświęcić wszystko dla dobrej zabawy?
Uśmiechnęła się, ale jakoś tak inaczej. Miała coś dziwnego w oczach.
- Jeszcze nie sprawdzałam.

Pożegnałyśmy się jeszcze w Shantalli, po czym Xemedi-san zniknęła, a i ja długo tam nie zostałam. A przecież mogłam odwiedzić Akane, byłam blisko. Nie zrobiłam tego jednak, nie wiem dlaczego, skoro akurat jej nie mam kogo zazdrościć. Ale... Złożyłam jej taką wizytę w zeszłym roku i skończyło się na ganianiu za Kryształami Niebios. Robię się przewrażliwiona.
Co ja mówię - już dawno stałam się przewrażliwiona!
Pora jednak zasiąść przy maszynie i próbować coś napisać. I tak zostać aż do Gwiazdki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz