Na szczęście nie ma
przeszkód, żeby przywieźć na bal coś własnego do jedzenia, a nie tylko
zdawać się na obsługę. Parę osób już zaoferowało się z pomocą, więc
znowu będę się mogła objeść ciastem marchewkowym... Choć będzie go
pewnie mniej niż rok temu, bo tym razem raczej nie mam co się spodziewać
Tenki. Szkoda, ale rozumiem, że chce pobyć dla odmiany w swoim gronie.
Chociaż kto wie... Za to udało mi się wreszcie złapać Alath i wysłać jej
zaproszenie - choć jeśli i tym razem przyjedzie ze swoim znajomym
Shinigami, gości mi wystraszy... Nie, nie wystraszy. Udało mi się ją
namierzyć, gdy otrzymałam od niej przesyłkę - piękny bukiet "róż
pustyni", kwiatów przypominających kryształy. Jak mi minie mania
prześladowcza, będę się nimi zachwycać ekstatycznie. Swoją drogą chyba
długo krążyły zanim do mnie dotarły...
Ach, i mogę załatwić własną muzykę. O ile mam płyty gramofonowe. A nie
mam. To znaczy, w Szafie zalegają jakieś baśnie i piosenki dla dzieci i
zdziecinniałych demonich kronikarek, ale nic, co nadawałoby się na bal.
Trzeba będzie popytać w Teevine. I może w Marzeniu, bo chyba słuchają
tam czegoś poza wieżą...
Gdy wróciłam z obchodu dworku, czekała na mnie niespodzianka w postaci
Vaneshki. Siedziała przy stoliku i uśmiechała się nieśmiało, a mnie na
jej widok ogarnęło nieoczekiwane rozczulenie. Po prostu podbiegłam i ją
uścisnęłam.
- Jak ci się udały święta? - zapytałam.
- Bardzo - roześmiała się. - Wiesz, zastanawiam się, czy gdzieś jeszcze
spotkała się taka mieszanka kultur i ras żeby obejść jedno święto...
Przynajmniej teoretycznie jedno.
- Tak, na Rozdrożu - zachichotałam, bo niemal słowo w słowo powtórzyła moją myśl sprzed kilku dni.
- A tobie jak?
- Ech, zależy kiedy... Ale się trzymam. I jak, wiadomo już, kogo mam się od was spodziewać?
- Leo się ciągle wymawia, że on się do takiej pompy nie nadaje -
westchnęła pieśniarka. - A Carnetia mu dokucza, że chciałby pójść z
Milanee, podczas gdy ona pojechała spędzić koniec roku w domu... Nie
jestem pewna czy to dobry pomysł.
- Na pewno wróci cała i zdrowa - pocieszyłam ją. - A Egil?
- Prawie go nie ma w domu, ciągle się rozbija między biblioteką a tym
swoim miejscem pracy. Nawet nie miałam kiedy spytać - mruknęła.
Usiadłam i zawołałam na Chmurkę, żeby przyniosła herbatę.
- Najwyżej go ominie coś, czego będzie potem żałował - oparłam głowę na
dłoniach. - Ale powiedz mi, złotko, w co ty się właściwie ubierzesz?
Skoro w swoich codziennych strojach wyglądasz jak na bal...
- W coś, co będzie się iskrzyć i mienić - uśmiechnęła się szeroko.
- Zupełnie jakbym Xemedi-san słyszała. Aż tak zgubny wpływ na ciebie ma?
- Nieee... Ale gdybyśmy się obie pojawiły w takich iskrzących sukniach... Właściwie nie mogę jej sobie tak wyobrazić.
- No to będziesz musiała poczekać do następnego razu - przystopowałam ją. - Bo na balu sylwestrowym się nie pojawi.
- Nie? - zmartwiła się - Dlaczego?
- Bo mnie małpa zwyczajnie zrobiła w jajo! - musiałam się wyżalić. -
Domagała się balu, zamówiła mi lokal i dopiero wczoraj oznajmiła mi
radośnie, że sama przecież spędza tegoroczny sylwester z rodziną... Tak
samo jej brat, który zabiera ze sobą moją przyjaciółkę - spuściłam głowę
z rozczarowaniem. Tak, niestety nie mogłam się spodziewać San-Q, co
znaczyło, że nasza szóstka skurczy się o połowę. Bo zabraknie również
Pai Pai i Shee'Ny, które nie mogą opuścić wykopalisk przez ten bałagan,
który ostatnio zrobiliśmy. Będę im to musiała jakoś zadośćuczynić.
- No to muszę skutecznie urabiać Leo - stwierdziła Vaneshka. - Żeby przynajmniej jego móc zobaczyć w garniturze.
Uznałam, że to niezły pomysł, bo mojej wyobraźni by chyba na to nie starczyło...
Odwróciłam się gwałtownie, wyczuwając przybycie jeszcze jednej osoby i
omal przy tym nie spadając z krzesła. Zdziwiłam się niezmiernie gdy
zobaczyłam Haldisa, Oddanego Ładowi.
- Herbaciarnia Blue Haven! - zakrzyknął weosło. - Dobrze trafiłem!
- Miło cię tu widzieć - podniosłam się z krzesła, otrząsając się z zaskoczenia. - Wpadłeś na herbatę?
- A, chętnie. Choć przede wszystkim wpadłem z wiadomością od Kilmeny -
odpowiedział. - Sama nie da rady się pojawić, ale pyta, czy w tym roku
też chcesz łabędzia z galaretki... Niezły pomysł, swoją drogą... I czy
ja bym się nie nadawał w zastępstwie. W ramach pokuty.
- Coś ty narobił, że dostałeś taką straszliwą pokutę? - załamałam ręce w
udanej rozpaczy. - Jeśli masz garnitur i umiesz tańczyć, pomogę ci ją
wypełnić.
- Garnitur się w każdym razie znajdzie - rudowłosy wyszczerzył zęby. - Poza tym wszystko zależy od muzyki.
- Właśnie, a propos muzyki - przypomniałam sobie. - Zaśpiewasz nam coś na początek roku? - zwróciłam się do Vaneshki.
- Będę zaszczycona, mogąc to zrobić - uśmiechnęła się i Haldis aż oczy
wytrzeszczył, spoglądając w jej stronę. A gdy poszłam zrobić więcej
herbaty, podreptał za mną do kuchni.
- Słuchaj, kto to jest? - zapytał ze szczerym podziwem w głosie.
- Dlaczego mnie o to pytasz, zamiast osobiście się z nią zapoznać? -
prychnęłam, nastawiając wodę. - Siedzi tam teraz samiutka, a ty mi się tu
kręcisz zamiast dotrzymać jej towarzystwa i grzecznie czekać na
herbatę.
- ...Faktycznie - przyznał mi rację i wybiegł z kuchni jak strzała, a
ja natychmiast pozbyłam się myśli, że powinnam była zachować się jak na
gospodynię przystało i ich sobie przedstawić. I kiedy przyniosłam
Haldisowi herbatę, oświadczył mi triumfalnie, że Vaneshka właśnie
zgodziła się dotrzymać mu towarzystwa na balu. A sama pieśniarka tylko
uśmiechała się z rozbawieniem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz