22 XII

Dziś faktyczne zimowe przesilenie, o ile się orientuję. Przyciemnione światła i coś w rodzaju choinki, stojące już w herbaciarni. Poważnie zamyślałam rozstawić wokół niej jakąś barierę, ale cud się stał i Tenari jeszcze nic z niej nie strącił.
Dzień pisania kartek świątecznych do kogo tylko się da, odpoczynku od roboty... No, prawie. I nie tylko pisania się to tyczy.

Postanowiłam sprawdzić czy w Szafie znajdzie się coś ciekawego, co ewentualnie można będzie umieścić pod choinką. W rezultacie znalazłam masę bibelotów, których nigdy przedtem nie widziałam, kasetkę na biżuterię i - co mnie naprawdę zdziwiło - książkę z baśniami. Do licha, przecież takie rzeczy powinny stać u mnie na półce, a nie zalegać w Szafie! Na wewnętrznej stronie okładki ktoś napisał: Zilustruj osobiście! Pismo było odręczne i dziwnie znajome, choć nie pamiętałam skąd. I rzeczywiście, w miejscach, gdzie powinny być ilustracje, była tylko czysta biel. Uśmiechnęłam się do siebie...
- No nie, Ten-chan! - zawołałam, chowając książkę w ramionach, kiedy mały skoczył mi znienacka na plecy. - Ja ci tu szukam prezentu pod choinkę, a ty przeszkadzasz! Sio, nie podglądaj!
Odfrunął zaintrygowany, a ja zaczęłam przeglądać wnętrze kasetki. Oprócz rozmaitych naszyjników z gwiazdkami było tam całe mnóstwo dawno nie noszonych pierścionków, śliczne szklane koraliki, naszyjnik od Artena, medalik z miejscem na fotografię - obecnie pustym - srebrny wisiorek przedstawiający wygiętego w pałąk kotka i małą czarną kuleczkę na łańcuszku tak cienkim, że ledwo widocznym, a jednak mieniącym się srebrzyście w świetle lampy. Spróbowałam sobie przypomnieć, z której wyprawy na Yin'gian go przywiozłam, ale to chyba było jednak zbyt dawno temu. Dziwne, zaczynam dochodzić do wniosku, że lepiej pamiętam swoje opowieści niż swoje życie, a przecież wiele osób pytało jak udaje mi się nie zwariować, pamiętając poprzednie wcielenia... Cóż, wydaje mi się, że te wspomnienia coraz bardziej bledną.
Kuleczka emanowała czystą, dobrą energią. Wzięłam ją w dłonie i przytrzymałam chwilę, aż zrobiła się ciepła i powolutku zaczęła zmieniać barwę. Zaczynał się ten proces głęboko wewnątrz niej, by po pewnym czasie ogarnąć ją całą. Jak to powiedziała Pani Chin, rzadko kto potrafi wydobyć moc z przedmiotów wytwarzanych na Yin'gian, ale może się przynajmniej nacieszyć ich urodą...
Zabrałam ten wisiorek razem z kotkiem i koralami. Książkę wsadziłam konspiracyjnie pod sweter, a po przejściu do domu upchnęłam ją w pustej szufladzie toaletki - zawsze się uskarżałam, na za dużą ilość owych szuflad, ale tym razem musiałam zmienić zdanie. Bo inaczej gdzie bym to schowała? Pod łóżkiem? Wywęszyłby. Naszyjniki powiesiłam przy lustrze, z zamiarem założenia któregoś z nich pojutrze.
Usiadłam przy biurku żeby skończyć pisanie kartek, bo jeszcze parę zostało. Ostatnia przedstawiała bałwana śniegowego z szalonym wyszczerzem z węgielków. Oto skutki nie mycia zębów - nie dość, że czarne, to jeszcze szczerbaty. Zachichotałam cicho. W zasadzie nie wiedziałam dokąd tę kartkę wysłać, ale miałam pomysł do kogo. Po zastanowieniu dołączyłam do niej wisiorek z kuleczką i napisałam:
W ramach rewanżu za to, że ukradłam Ci Symbol, z życzeniami świątecznymi (w Ciemności chyba nie było czegoś takiego jak Przesilenie?) ze szczególnym uwzględnieniem spełnienia marzeń - Miya.
Tenari znowu do mnie podleciał, a ja - wiedziona jakimś radosnym impulsem - złapałam go za ręce i zakręciliśmy się parę razy. Przyjął to z wesołym śmiechem.
- Jakbyś się w końcu zaczął odzywać, mogłabym cię jakiejś kolędy nauczyć - powiedziałam, dając mu prztyczka w nos.
- Może dlatego jeszcze nie zaczął? - usłyszałam roześmiany głos.
Xella-Medina pojawiła się jak zwykle znienacka, okutana w lawendowe poncho. Na głowie miała czapkę w szlaczki, z olbrzymim pomponem, a na twarzy rumieńce.
- Naniosłaś mi śniegu - wytknęłam jej z rezygnacją.
- Stopnieje - wzruszyła ramionami. - Masz teraz czas? Bo mam ochotę cię gdzieś zabrać.
Ona się troszczy o to czy ja mam czas? Coś podobnego!
- A na długo? - zapytałam ostrożnie. - Bo po południu ma wpaść Sat, będziemy piec ciasto na wigilię.
- O, pozdrów zatem - roześmiała się. - I zostawcie mi kawałek, co? W zamian dostaniecie coś pysznego ode mnie. No ale chodź, bo nie mogę się doczekać żeby ci się pochwalić!
Zaklaskała w dłonie i na chwilę zobaczyłam w niej małą dziewczynkę, jaką pewnie ciągle była w oczach Renê. Jakoś udzieliła mi się jej ekscytacja, więc zgarnęłam Tenariego, ubrałam nas oboje ciepło i poddałam się jej.

Krajobraz był zaśnieżony i górzysty... Choć może raczej pagórkowaty. Żadnych stromych skał, za to dobre warunki do zjeżdżania na sankach. Zaś na w miarę równym terenie stał dom.
Nie, to za słabe słowo. Dworek może?
Jasne ściany, mnóstwo okien, kolumny przy wejściu. Prawdziwa elegancja, na szczęście na tyle dyskretna bym nie uciekła stamtąd z wrzaskiem. Ciekawa byłam, co też można pomieścić w tak dużym budynku. Ile pokojów. Ze dwadzieścia na samym piętrze?
Xemedi-san pociągnęła nas do wejścia, ukłoniła się jakiemuś dobrodusznie wyglądającemu panu, mówiąc "To właśnie ta pani" i znaleźliśmy się w wielkiej sali o odpowiednio wielkich oknach. Na moment skojarzyła mi się niebezpiecznie z "pracownią" Dárce'a, ale na szczęście nie było tu żadnych kamiennych kobiet, za to pod ścianami stały stoły, czekające tylko na nakrycie.
- Wiesz co to jest? - spytała radośnie Xemedi-san.
- Wiem - odpowiedziałam ze straszliwą pewnością. - Zaszalałaś w tym roku. Nie wystarczy ci już mała, kameralna herbaciarnia, tylko królewski wystrój?
- Mnie nie wystarczy? To ty nie chciałaś urządzać u siebie.
- Ale ta sala jest jakieś trzy razy za duża, biorąc pod uwagę ile gości mogłybyśmy zaprosić!
- O to się akurat nie martw - klepnęła mnie w ramię. - Poza tym będziesz miała obsługę na miejscu... I zobaczysz, co się tu będzie działo, gdy zapadnie wieczór!
- Co się będzie działo? - zapytałam z niepokojem.
- Niespodzianka! Powiem ci tylko, że całe to miejsce jest magiczne, więc możesz się spodziewać nie lada atrakcji.
- Magiczne - powtórzyłam. - I służące za miejsce balów? Skoro magiczne, to może czarownice tu się zbierają, co?
- Właściciel zwykle podróżuje po światach - wyjaśniła Xemedi-san. - A że nie mógł sprzedać tego miejsca, wynajmuje je każdemu, kto zapragnie... Nie martw się, ja funduję. Kiedyś mi się najwyżej odwdzięczysz.
- Tego się właśnie obawiam - pokiwałam głową ponuro.
- To co, obejrzymy pokoje i wracasz czekać na Satsuki-san?
Niespodziewanie dla siebie roześmiałam się.
- Wiesz, to już chyba przyzwyczajenie - powiedziałam, widząc pytające spojrzenie Poszukiwaczki Tajemnic - że kiedy tylko ktoś się u mnie pojawia aby mnie dokądś zabrać, zaraz nastawiam się na baśniową wędrówkę po przygodę. A tu już zaraz do domu, więc poczułam się... Dziwnie.
Wytrzeszczyła oczy w autentycznym zaskoczeniu.
- Wędrówkę - powtórzyła powoli. - ...Ze mną?!
- No fakt - roześmiałam się. - W tym punkcie wyobraźnia troszkę mnie zawodzi.

Pierwsze, co zrobiłam, gdy wróciłam do domu, było złapanie pierwszej z brzegu... Nie, pierwsze było zapalenie lampek na choince, bo coraz bardziej ulegam świątecznemu nastrojowi. Ale zaraz potem chwyciłam kartkę świąteczną - akurat się trafiła ta do Vanny, z rysunkiem by Ten-chan - i wyżaliłam się w dopisku, że urządzam sylwestra a nie będę miała czego na siebie włożyć. Bo przecież w takiej scenerii trzeba odpowiednio wyglądać!
A potem jeszcze coś mnie tknęło, wzięłam przesyłkę do Aeirana i dopisałam pytanie czy ma jakieś plany na ostatni dzień roku. Bo czemu nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz