Zamiast porządnie wczytywać
się w to wszystko, co mi podano na tacy, dziwaczę i kręcę nosem. Że tak
tu jakoś za bardzo obco, za mało przytulnie, za bardzo bez Kilmeny i
cokolwiek tylko mogę sobie wymyślić. Też "na pograniczu", też
nieprzebrane księgozbiory, za to tak z zewnątrz jak i w środku ma owa
biblioteka wygląd gotyckiego zamczyska. Płoszy mnie to trochę, nawet nie
dlatego, że byłam uwięziona w identycznym tak dawno temu, a
rozeznałabym się w nim z zamkniętymi oczami... Poważnie, w identycznym.
Tyle że tam przy kominku było całkiem miło, a tu nawet nie zauważa się,
że jakiś tam ogień trzaska wesoło. Nie, cofam. On nie trzaska wesoło,
tylko jakby z lękiem. W takim zamku lepiej odprawiać czarnoksięskie
praktyki niż zakładać bibliotekę, doprawdy.
Ci dwaj panowie, którzy mnie tu przyjęli, są jednak wyraźnie innego
zdania... A przynajmniej jeden z nich jest miły. Ten siwowłosy w
okularach, który mnie bardzo uprzejmie oprowadza. Drugi natomiast -
młodszy i sprawiający wrażenie, że tu rządzi - zachowuje się jakby zjadł
wszystkie rozumy, patrzy na wszystkich ze wzgardą i świetnie się zna na
księgach, w których pisano o wojnach, klątwach i grozie. Nie powiem,
takie też są poniekąd przydatne - odnoszę wrażenie, że historia
Lustrzanej Domeny zapisana jest w większości krwią. I Chaosem, choć
czegoś takiego jak END czy Omega trudno mi się tu spodziewać. Nawet
jeśli istnieją, nie są potrzebni w światach, w których srebrne smoki
Ładu są na wymarciu, a Chaosu panują.
Jakiś negatyw, nieprawdaż? Gdyby taką bajkę usłyszały Mezz'Lil i
Shee'Na, obśmiałyby się jak fretki; z kolei Ka'Shet byłaby zbulwersowana
i pewnie potraktowałaby autora błękitnym ogniem. Ja natomiast mam cichą
nadzieję, że nigdy tych poszlaczkowanych, kolczastych... hm, potworów -
nie bójmy się tego słowa, wiem z autopsji - nie spotkam. Znaczy, nie
sądzę by w takiej pokręconej istocie jak ja, ulepionej z kilku snów,
duszy mającej za sobą pokaźny rządek inkarnacji oraz czystego Chaosu w
wydaniu demonicznym z domieszką smoczego, akurat ta domieszka była łatwa
do wyczucia. Nawet przez osobniki tego właśnie gatunku, zwłaszcza, że
sama o owej nieszczęsnej domieszce z premedytacją nie pamiętam (czy może
o czymś jeszcze nie pamiętam? czy powinnam o czymś pamiętać?)...
Wolałabym jednak, by się nie okazało, że coś chaotycznego i
nieokiełznanego we mnie zaczyna się jednak budzić na nowo i pragnie
poszaleć.
...Jak tak przyglądam się z namysłem temu zapiskowi powyżej, odnoszę
dziwne wrażenie, że coś chaotycznego we mnie bez wątpienia już zaczęło
szaleć. No cóż, lepsze to niż kolejna faza tonięcia w tęsknocie, prawda?
Trzeba korzystać z okazji i podejść profesjonalnie do poznawania
światów dokoła, nawet jeśli nie do końca chce się w nich być. Kończę
zatem pisać bzdury i zabieram się do czytania na poważnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz