- I jak tam? - zagadałam do
Leesy i Kylpha, powstrzymując ich przed bitwą o ostatnie ciastko. - Macie
już jakiś wielki plan ocalenia świata? Bo ja na przykład nic nie
wymyśliłam.
- A skąd! - machnął ręką kłopotnik, pozwalając by rywalka zgarnęła łup. -
Wszystko przez to, że Lona i Djel mają skrupuły: a jakże to tak, wpadać
do nieswojego świata i przeprowadzać zamach stanu...
- To nie są skrupuły, tylko wyrafinowanie - skorygowała Leesa. - Nie ma
nic ciekawego w bezmyślnym ataku z wrzaskiem. Potrzeba s p o s o b u, ot
co...
- Hej, czekaj! - dobiegający zza drzwi głos jej siostry przerwał wywód.
Po chwili wpadł Ellil, dzierżąc triumfalnie książkę o amuletach, a jej
właścicielka za nim, już nie tak triumfalnie.
- Naprawdę musisz mi zabierać sprzed nosa w trakcie czytania?! - wytknęła winowajcy.
- Muszę, jak nie dla dobra tego świata, to innego - oświadczył kategorycznie i podsunął mi otwartą książkę. - Patrz i skacz.
Przyjrzałam się dobrze rysunkowi na wskazanej stronie i przeczytałam o
symbolu niejakiego Allifrane'a, który gromadził magię, by z jej pomocą
rzucić wyzwanie bogom i oczywiście marnie skończył. Jedna z wielu takich
opowieści.
- No dobra - mruknęłam, ziewnąwszy sobie porządnie. - Może to i
przypomina trochę naszą lilijkę, ale żeby od razu z tej okazji skakać?
- No przepraszam, ja podskoczyłem, więc i ty możesz - obruszył się Ellil.
- Wiem, że facet od wieków gryzie ziemię, ale może ktoś sobie
zaadaptował ten znak do własnych potrzeb? I trochę zmodyfikował, żeby
nie naruszyć praw autorskich?
- Nawet jeśli, to przecież i tak nie wiemy, kto - usadziłam go.
- Słuchaj, czemu ty właściwie zabierasz Djel książkę i podskakujesz
zamiast wyłuskiwać pasożyta z komputera? - zapytał z irytacją Kylph.
- Bo z dwojga złego wolę potem wysłuchiwać twoich wyrzutów, że się
obijam - usłyszał beztroską odpowiedź. Fuknął dla porządku, ale też
zerknął na przedmiot zainteresowania.
- O - powiedział ze zdziwieniem. - Podobny zawijas jak na tej zabawce od
Deuce'a... Właśnie! Słuchaj, Lee, a może by się zakraść z nią do zamku i
tam ją włączyć? Miałaby ta królowa zgryz...
- Nadal nie ufam niczemu, co przeszło przez ręce tego typa - burknęła dziewczyna.
- Moment, od początku - przerwałam im. - Chodzi o tę tarczę, której użyliście do odpędzenia bóstw natury?
- Tak, o tę - potwierdził Kylph. - Chociaż to nie tyle tarcza, co raczej rozpraszacz mocy.
- I ma taki znak? - upewnił się Ellil. - A nie wiecie przypadkiem, skąd ten wasz Deuce to wytrzasnął?
- Po pierwsze, tylko nie "nasz" - prychnęła Leesa. - A po drugie, pewnie skądś ukradł, jak zwykle.
- Może byśmy go sami zapytali? - zaproponowałam. - Gdzie go można znaleźć?
- Nie można - westchnął Kylph. - To on nas zawsze znajduje, w drugą
stronę nie ma jak działać. W Multigildii trzeba mieć koneksje żeby
zdobyć informacje, a Arkia pewnie nie będzie chciała z nami rozmawiać
przez następne pół roku. Jest piekielnie kapryśna.
- Deuce jest synem jednej z jej sióstr - dorzuciła Djellia wyjaśniająco.
- A ile ona ma sióstr? - zainteresował się Ellil.
- Dwie... To znaczy, trzy, ale pani Yae zaginęła dawno temu.
- I wszystkie są osobistościami na skalę międzyświatową? - zapytałam.
- Owszem, choć gdyby spytać o przyczynę ich sławy, nikt pewnie nie podałby konkretnej odpowiedzi.
- Ja myślę... - zaczął Kylph.
- Zaznaczmy ten dzień w kalendarzu - podsunęła Leesa ze złośliwym uśmieszkiem.
- Cicho, sroko - fuknął na nią. - Myślę, że one były kiedyś porami roku, ale musiały zrezygnować z tej roboty.
- A cóż to za fantastyczna teoria? - zadrwiła znowu Leesa.
- Może fantastyczna, ale pasująca - ujęła się za nim Djellia. - Przecież
pani Arkia wygląda jak ewidentna zima. A Deuce bywa nazywany Jesiennym
Chłopcem, nie zauważyłaś?
- Jakbym nie miała na co zwracać uwagi...
Kolejny dzień minął bez ułożenia wielkiego planu. Odnośnie żadnego z branych pod uwagę światów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz