12 II

Nie znam konstelacji, które widzę na niebie podczas podróży, ale zdaję sobie sprawę, że to wciąż te same gwiazdy, tylko z innego punktu widzenia. Nie szukałam mojej, nawet nie wiem czy teraz bym ją rozpoznała, wiem jednak, że wciąż jest na swoim miejscu. To mnie na swój sposób pociesza.
Sporo przyszło do mnie myśli, sporo odpowiedzi na pytanie dlaczego straciłam z oczu znane mi światy. Chciałabym móc się nimi z kimś podzielić, mogłabym je tu oczywiście wypisać, ale pamiętnik mi nie odpowie niestety. Nie wiem, kto tutaj mógłby ze mną poteoretyzować na temat światów, uniwersów, rzeczywistości... Niby Lona rozumie mój sposób myślenia, ale podchodzi do moich słów z dystansem. Nie mam na myśli, że mi nie wierzy, ale ja też nieufnie odbierałabym przypuszczenia, że zaczęłam się jako wytwór czyjejś wyobraźni. Wyrosła już z dawnej Lony, a tym bardziej ja z dawnej Madelyn - czegóż innego miałam się spodziewać?
Za mało znam te światy, by móc sama szukać kogoś do wymiany myśli. Przez chwilę miałam uczucie, że z Arkią miałybyśmy sobie sporo do powiedzenia; skoro jednak nie chciała mówić, to i ja mogłam tylko trzymać usta zamknięte. Czas pokaże...

- Dobrze, że przełączyliśmy sterowanie - westchnęła Lona, odgarniając z czoła jasne włosy. - Inaczej Ellil nagrabiłby sobie u Kylpha.
- Nic by sobie z tego nie robił - machnęłam ręką. - Ganienie wiatru nie jest specjalnie skuteczne... A właściwie dlaczego?
- Bo zaanektował sobie komputer pokładowy. Siedzi w sterówce i nie chce stamtąd wyjść.
- Siedzi z Taranisem? - upewniłam się. - Z tego, co wiem, to oni drą ze sobą koty od początków swego istnienia.
- No to może za tym zatęsknili - do wysuwanego stolika, najczęstszego punktu naszych rozmów, dosiadła się Djellia. - Bo właśnie są pochłonięci zawziętą rywalizacją. A konkretnie grą w komputerowe szachy.
- Ellil grający w szachy - pokręciłam głową, nie mogąc sobie wyobrazić tego żywego srebra przy tak statycznym zajęciu. Ciekawe czy bóg gromu uznał tę grę za jedyną odpowiadającą jego poziomowi, czy może w ten sposób wbrew sobie ukazywał właśnie jakąś cząstkę osobowości... Gdybym go o to zapytała, obruszyłby się?
- Mamy jakieś plany na najbliższy czas? - spytała Djellia. - Ktoś jeszcze potrzebuje bohaterów do wynajęcia?
- Na razie nikt - uśmiechnęła się Lona. - Możemy sobie zrobić mały urlop.
- Zawsze kiedy ja tu jestem, robicie sobie urlop - poskarżyłam się. - A kiedy coś się działo, ja siedziałam w bibliotece. Nawet nie wiem, czym się właściwie zajmowaliście.
- Więc może ty coś zaproponuj? - podsunęła czarnowłosa - Dążysz do jakiegoś konkretnego celu, latając z nami?
O tak, pomyślałam. Pewnie, że dążę. I to już od dawna powinno być widoczne, gdybym tylko wiedziała, od czego zacząć, jak przerwać to błędne koło. Tak czy inaczej, mam swój cel...
I może właśnie w tym sęk? Może właśnie jakiś szczególny cel w życiu był mi potrzebny jako siła napędowa? Kiedyś taką motywacją było poszukiwanie prawdy o moim pierwszym wcieleniu, ale przecież zarzuciłam je, doszłam do zgody ze sobą. Tak mi się przynajmniej wydawało. Taka Xella-Medina, kiedy uznała, że nie ma już nic do roboty w światach, po prostu poszła rzucić się w Otchłań Cereithy - a ja pozwoliłam, by rzeczywistość się dla mnie przekręciła, by potem móc szukać drogi powrotnej? Daleko idące wnioski, chyba za daleko. Może i lubię jak się raz na jakiś czas dzieje w moim życiu coś ekscytującego, ale przecież nie za cenę rzucenia wszystkiego w diabły i zaczęcia wszystkiego od nowa...
- Znaleźć sposób na powrót do domu - wyjaśniłam po chwili milczenia. - A po drodze pomóc znajomej uporać się z problemami w jej świecie. Dlatego właśnie ciągam za sobą te dwa bóstewka.
- Jak zamierzasz znaleźć ten sposób? - Lona spojrzała na mnie spod ściągniętych brwi. Nieufność czy zainteresowanie?
- Przede wszystkim ciągle coś musi mnie łaczyć ze światami, które znałam... Znam - podniosłam się i dałam znak żeby zaczekały, a następnie pobiegłam po swoją torbę.
- Tak jak łączy mnie z nimi to - podjęłam, wyciągając teczkę i pokazując rysunek Geddwyna. - Powinno być takich więcej, tylko że nie mam pojęcia, gdzie.
- Miałaś to już kiedy spotkałyśmy się po raz pierwszy, prawda? Dlatego tak chciałaś z nami lecieć - Djellia wzięła kartkę w dłonie. - Czuję się jakby ktoś mnie podglądał.
- Mój przyjaciel, autor tego rysunku, potrafi wyczuwać dziwne rzeczy na długo zanim ja się na nie natknę - westchnęłam. Na to dziewczyna zmarszczyła brwi i zaczęła przyglądać się rysunkowi ze wszystkich stron. Kiedy na odwrocie kartki zauważyła tytuł - Holding on to the wind - uśmiechnęła się lekko.
- Widziałam już coś podobnego - powiedziała takim tonem, jakby ogłaszała królewski dekret.
Nie wierzyłam własnym uszom. Ale też ołówkowe rysunki nie są rzadkością, więc nie zerwałam się z piskiem, tylko zapytałam spokojnie:
- W jakim sensie podobnego?
- Takiego "z klimatem" - wyjaśniła. - Niby czarno-białego, a epatującego kolorami. I podpisanego takim wymyślnym pismem, chociaż nie z tyłu.
Teraz już nadeszła ta pora na okazanie emocji.
- Gdzie?!
- A, w takim miłym sklepie, który odwiedziłam jeszcze podczas szukania Puszki Pandory... A Lee mnie potem ochrzaniła, że się obijam - wzruszyła ramionami Djellia. - Ale tamten obraz był na takiej pożółkłej kartce, wyglądał na dość stary.
Czyli kolejny, który został przez kogoś wystawiony na sprzedaż? Ale coś się nie zgadzało, rysunek nie powinien być naznaczony upływem lat, nie w porównaniu do tego, który już miałam w posiadaniu... Chyba że Geddwyn po prostu użył jedynej kartki, jaką miał akurat pod ręką.
- Potrafisz odnaleźć świat, w którym to było? - zapytała Lona. - Możemy tam wpaść, jeśli Madelyn sobie tego życzy.
- Życzę sobie - odpowiedziałam z trudem, czując nagłą suchość w ustach, po czym jeszcze raz zwróciłam się do Djellii: - Co tamten rysunek przedstawiał?
Uśmiechnęła się, przekrzywiając głowę, jakby patrzyła na jakiś ciekawy okaz przyrodniczy.
- Ciebie - odpowiedziała. - Dlatego właśnie cię zabrałyśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz