Zimę mogę bez wątpienia 
nazwać naszą porą roku, bo okazała się dla nas przełomowa, a w dodatku 
trzaskający mróz sprzyja przytulaniu. Zwłaszcza jeśli siedzi się w domu,
 przy kominku. Na zewnątrz można do siebie przymarznąć, choć oczywiście 
można i takie ryzyko znieść.
Wiosna to w pewnym sensie również nasza pora roku, bo jakoś zawsze 
przypadały na nią osobne podróże, a osobne podróże wzmagają wzajemną 
tęsknotę.
Lato to... Nie, dobra. Lato zawsze było dziwne i wymykało się 
klasyfikacjom. Poza tym za często mi się zwykł film urywać właśnie 
latem. I wątki się gubiły.
Jesień natomiast to zdecydowanie najbardziej nasza pora roku z 
możliwych. Pora równowagi w naturze, palenia liści, wspólnych - 
wspólnych! - podróży i chyba przede wszystkim nawiązywania dziwnych 
znajomości wbrew wszelkim zasadom logiki...
I czy to, co teraz dumnie głoszą kalendarze, wygląda z którejkolwiek strony na jakąś cholerną wiosnę?!
Tak, wiem. Zapeszyłam sobie.
Niechcący trafiły mi się do czytania jakieś romanse; to straszne, co 
czasem potrafią zrobić nawet z kimś, kto na co dzień się z nich 
podśmiewa.
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz