Zawsze wiedziałam, że pewne
wzorce w opowieściach powtarzają się regularnie. Ale żeby to przytrafiło
się tej samej osobie w tej samej opowieści? Choć właściwie nie,
powinnam pamiętać, że dwa różne wcielenia miały swoje własne, osobne
historie... Co nie zmienia faktu, że trudno mi się w tym połapać.
Samo mi się nasuwa porównywanie ostatnich kilku miesięcy - a
przynajmniej niektórych wydarzeń - do poprzedniego życia, które już
dawno zepchnęłabym na samo dno pamięci gdyby nie obecność Lexa w nim.
Brak mocy, odcięcie od światów, leczenie w przeróżnych klinikach w
wyniku podejrzenia o szereg zaburzeń umysłowych... A także, jak się
okazuje, pojawienie się postaci, których przygody pozwalały mi oderwać
się od nieprzyjemnej rzeczywistości.
Tyle że w t e d y postacie te pojawiły się wyłącznie w mojej głowie. Układałam. O nich. Historie.
Czy mam przypuszczać, że od kilku miesięcy jestem uwięziona w swojej własnej głowie?
Wehikuł, który zniżył się ku ziemi, przypominał staroświecki model
samolotu, któremu ktoś odciął skrzydła. Takie przerośnięte cygaro z
miejscami na foteliki... Chociaż o jeden więcej niż w zwykłym samolocie.
Jedynie tylny był pusty - dwa pierwsze zajmowały... No, w każdym razie
osoby. Mogliśmy zobaczyć tylko czubki ich głów i kolorowe gogle.
- Mam im puścić jeszcze jeden fajerwerk? - zapytał Elil, celowo podniesionym głosem.
- Teraz to już po ptakach - mruknęła J.
Pojazd nie wylądował, na wszelki wypadek unosił się lekko nad ziemią,
gdy pasażerka z przedniego siedzenia ostrożnie się podniosła i
rozejrzała. Miała długie ciemne włosy i jakąś płachtę udrapowaną na
ramionach.
- Do diaska, Djel, nie ruszaj się! - syknęła do niej druga. - Nie dość
ci, że zapędziłaś nas na obcy teren, więc kusisz los jeszcze bardziej?
- Za pozwoleniem, ty nas tu dowiozłaś.
- Ale ty nawigowałaś!
- Żadne odczyty nie wskazywały, że trafimy na jakiś świat - wzruszyła
ramionami dziewczyna o znanym mi imieniu. - Posadź ty na chwilę tę
maszynę, chcę się porozglądać.
- Nigdzie się nie będziesz znów rozglądać! - prychnęła jej towarzyszka. - Siadaj, wracamy w międzysferę.
- Nie w tej chwili - wtrąciłam się, jakbym miała do tego prawo. - Ten
świat otworzył się na międzysferę tylko na moment... Teraz znów jest
zamknięty.
Teraz dopiero zauważyły naszą obecność. Jak na komendę zaczęły coś
wciskać i przekręcać na swoich deskach rozdzielczych, aż w końcu ta
pyskata i temperamentna poddała się jako pierwsza.
- A widzisz, Djel? Jednak jesteśmy więźniami... - zaczęła triumfalnie i
wychyliła się z pojazdu, by odkryć, że dokoła niego myszkuje jakieś
srebrnobłękitne czupiradło.
- Słuchaj, one nie mają żadnych kwiatków w logo - zwrócił się Ellil do J. - Chyba nie musisz im robić kęsim.
- Za kogo ty mnie masz? - odparowała z miną królowej, patrząc jak pojazd
ląduje. Dziewczęta wyskoczyły z niego błyskawicznie i pilotka
najpewniej zaczęłaby dusić Ellila, gdyby bardziej pozytywnie nastawiona
siostra nie złapała jej za rękaw.
- Dlaczego patrzysz na mnie i na Lee jakbyś zobaczyła duchy? - zapytała
mnie nagle z wesołym zdziwieniem, poprawiając poncho; dokładnie taka
sama jak na rysunku Geddwyna. Na pierwszy rzut oka nie dało się dostrzec
rodzinnego podobieństwa między nią a wysoką, piegowatą blondynką o
groźnej minie, która próbowała się jej wyrwać. Na drugi rzut oka można
by pewnie zauważyć je w oczach, ale w tej chwili było jednak odrobinę za
ciemno.
Czy rzeczywiście tak na nie patrzyłam?
- Bo istniejecie - rzuciłam bez namysłu. - Jeśli faktycznie jesteście Djellią i Leesą Avrei.
- Skąd nas znasz? - podejrzliwa złotowłosa dała spokój Ellilowi i przypadła do mnie. - Nigdy cię nie spotkałyśmy, skąd nas znasz?
Z własnej głowy, mogłam powiedzieć. Wyobrażałam was sobie dawno temu,
gdy byłam samotna i nierozumiana, i układałam wasze przygody. Tylko
miałyście wtedy dziesięć i dziewięć lat, a wasza jedyna opiekunka -
piętnaście... Mogłam tak powiedzieć, dlaczego nie?
- Z opowieści - powiedziałam tym razem wolno. - Lona mi o was opowiadała.
- Ciekawe, że nam o tobie nie.
- Spotkałam ją dawno temu, tam, gdzie gwiazdy wciąż są gwiazdami - rzeczywiście, od tego się zaczęło. - Może mnie
jeszcze pamięta, ona i Taenen, i Velxa.
- Oni spotykali mnóstwo ludzi, którzy nie pozostawili po sobie zbyt
miłych wspomnień - mruknęła Leesa, a ja wcale się nie dziwiłam, że nie
była przekonana. A z drugiej strony ciekawiło mnie, jak się im wiodło
przez te być może kilkanaście lat, które przeżyły bez mojej uwagi.
Dziwne. Czy trafiłam gdzieś, gdzie wyobraźnia staje się rzeczywistością,
czy raczej wtedy po prostu trafiłam na opowieść, którą obserwowałam jak
to robię zawsze, gdy jakaś do mnie przyjdzie? Ale to by się nie
zgadzało, skoro wtedy byłam zupełnie pozbawiona mocy... Nawet nie siły
twórczej, po prostu nie mogłam być w dwóch miejscach jednocześnie. Jeśli
podróż, o której wspomniałam dziewczynom, tylko sobie wymyśliłam,
mogłam im w ten sposób nieźle podpaść. A nie tego chciałam, zakładając,
że Djellia nie bez powodu znalazła się na rysunku...
A niech to, wpadam w bezsensowny słowotok.
- Chyba masz się z kim zabrać autostopem, Miya - oceniła radośnie J, która cały czas się przysłuchiwała.
- Pasażerów nie zabieramy - brzmiała kategoryczna odpowiedź Leesy. - Zwłaszcza nie naszym pojazdem i z obcego terenu.
- Przynajmniej nie jesteśmy w Wędrującej Ciemności ani nawet w Chinedu -
pocieszyła ją siostra. - A ona nie wygląda na kogoś, kto mógłby kolcami
podziurawić tapicerkę.
J zachichotała, a Ellil spoglądał spod zmarszczonych brwi na jedyne wolne miejsce w pojeździe.
Czasami nie pojmuję biegu opowieści. Ani życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz