Trafiliśmy w jakiś bezczas,
jakąś nieokreśloność. Dałabym głowę, że byliśmy tam najwyżej parę
godzin, ale później okazało się, że minęły prawie trzy dni.
- Ktoś mógłby nam chociaż wytłumaczyć, czego się tu od nas chce -
mruknęłam, unosząc się we mgle. To było całkiem miłe uczucie, coś jak
stan nieważkości, ale bez żadnych ewentualnych sensacji żołądkowych.
Oczywiście zawsze pozostaje dyskusyjne pytanie czy coś takiego jak ja
powinno w ogóle mieć żołądek, ale na przykład Djellia też na nic nie
narzekała.
- Tym razem nie ma Arkii, żeby nam pomogła - wzruszyła ramionami. - A
może już straciła cierpliwość. Najwyraźniej siły nadprzyrodzone nie
pogodziły się z obecnością konkurencji.
- I to jest ich kara? Skazanie mnie na bezczynność? - zirytował się Ellil. - Za dobry pomysł mieli, niech ich...
- No to powiej trochę - zaproponowałam. - Spróbuj rozwiać tę mgłę.
- Właśnie problem w tym, że nie bardzo mogę. Nie zauważyłaś, że już od paru minut próbuję?
Obie pokręciłyśmy głowami.
- Widać skutecznie odcięli mnie od zasobów... Hmm, powietrza tego
świata. A moją własną moc może ten zielony wyziew jakoś tłumi albo
usypia... Nie wiem - zamyślił się i rzeczywiście ziewnął.
- Lepiej by było, gdyby wykopali nas z tego świata albo poczekali aż
sami go opuścimy - stwierdziłam. - Chciałabym ich spotkać i im to
powiedzieć.
- A skąd wiesz, że to są w ogóle jacyś "oni"? - zapytała Djellia. - To po
prostu może być po prostu ogół natury... Z jakimś własnym instynktem
czy czymś takim. Do rozumu byś temu nie przemówiła.
- Po co ja się w ogóle angażowałam w coś takiego - szepnęłam sama do
siebie, nie zważając, że tamci dwoje i tak słyszą. - Powinnam próbować
się rozeznać w tych światach. Znaleźć drogę do domu.
- Przecież możemy ci w tym pomóc, zresztą chyba chciałaś spotkać się z
Loną - zauważyła Djellia, a w jej głosie usłyszałam wyrzut. - Tylko, że
jej umiejętność zjawiania się w najbardziej stosownych momentach chyba
tym razem zawiedzie.
- Dlaczego? - spytałam mimowolnie; Ellil przez ten czas zdążył zwyczajnie zasnąć w powietrzu.
- Bo to terytorium bogów - powiedziała po prostu. - Gdyby Lona potrafiła
dać radę bóstwom, nie straciłabym z nią kontaktu na prawie dwa lata.
Dopiero interwencja Arkii pomogła... Dlatego teraz mamy u niej dług.
- Byłaś gdzieś uwięziona? - zainteresowałam się. - To dlatego teraz Leesa tak się o ciebie martwi?
- To stara historia - machnęła ręką. - Teraz już...
Umilkła, gdy przestrzeń wokół nas nagle zamigotała. I jeszcze raz. A
potem pękła, rozwiewając przy okazji mgłę. I w powstałej szczelinie
pojawił się pokaźny statek - biało-złocisty, dwupoziomowy, ze sporą
kabiną pilota. I z kimś o bujnej czuprynie i długich uszach siedzącym
przy sterze. Ten ktoś pomachał do nas, a Djellia zareagowała na ten
widok otwarciem ust, nie wykrztuszając przy tym ani słowa.
Statek powoli podleciał do nas, otwierając gościnnie swe podwoje. Napis na nim głosił: "Nefele".
- Jazda do środka! - zawołała równie gościnnie Leesa. - Zaraz będziemy mieć potężne kłopoty!
Mimo wszystko Djellia szybko się pozbierała i najłatwiej przelewitowała
do siostry, podczas gdy ja próbowałam obudzić Ellila. Nie udawała mi się
ta sztuka, chwyciłam go więc za rękę, żeby przeholować. Nie było to
jednak takie proste. Nigdy nie byłam wyszkolona w lewitacji, a skrzydeł
nie rozwijałam od wieków, prawdę mówiąc zapomniawszy, że w ogóle
kiedykolwiek ich używałam. W końcu Leesa straciła cierpliwość, wypadła
na zewnątrz i pociągnęła mnie za sobą, a ja pociągnęłam boga wiatru. W
samą porę, bo mgła wróciła i zaczęła gęstnieć, formować się w
mniej-więcej ludzkie kształty, które powoli płynęły za nami.
- Czy narobiliśmy sobie jeszcze większych długów u Arkii? - usłyszałam protestujący głos Djellii.
- Większych się nie da, dziewczyno - odpowiedział drugi głos z
rozbawieniem. - Zresztą ona nam tylko uchyliła przejście. Ochrzaniwszy
przedtem za opieszałość.
Drzwi zamknęły się, w Ellil klapnął na podłogę; Djellia przerwała
rozmowę i zajęła się nim, ja natomiast spojrzałam bez słowa na wysoką
kobietę w okolicach trzydziestki, przed którą właśnie stanęłam.
Przyglądała mi się z uwagą, a na jej ustach błąkał się nieodgadniony
uśmiech. Ciemnoblond włosy nosiła krótsze niż dawniej i, co oczywiste,
wydoroślała (żeby nie powiedzieć: zmężniała)... Ale nie straciła zamiłowania do butów na
koturnach - pozwalających górować nad wszystkimi - a w niebieskim oku czaił
się znany mi dobrze błysk.
Odpowiedziałam na uśmiech i uścisnęłam wyciągniętą do mnie rękę.
- Lona.
- Madelyn.
Żadnych niejasności, żadnych więcej obaw.
- Ostatni, który nazwał mnie tym imieniem, dostał ode mnie w twarz - wyrwało mi się.
- Właśnie za to?
- Wcześniej.
- No to się nie liczy - Deilona Ranonkel (a może już od dawna ev Liron,
nie zdziwiłabym się) nie puściła mojej ręki, ale odwróciła się do Leesy,
która chyba już od pewnego czasu próbowała coś jej powiedzieć. Dopiero
wtedy uzmysłowiłam sobie, że statkiem zaczęło trząść. Przeciwnicy,
chociaż z mgły, dysponowali najwyraźniej sporą siłą.
- Na powitanie będzie czas, gdy już będzie spokojnie! - warknęła dziewczyna. - To nas obstąpiło i nie wypuści!
- W takim razie chyba pamiętasz, jak się umówiliśmy - powiedziała spokojnie Lona.
- Ty naprawdę wierzysz w ten jego niezawodny sposób?!
- A dlaczego nie? Pierwsza mu tę rzecz wyrwałaś z rąk, więc byłam pewna, że i ty...
Leesa tylko fuknęła i pospieszyła do kabiny pilota.
- Przejmuję stery! - usłyszałam jej wołanie. - Kulfon, leć uruchomić tę tarczę, będzie na ciebie w razie czego!
- Powtarzam po raz ostatni, przestań...
- Nie czepiaj się szczegółów, tylko biegnij, co?
Wejście do kabiny ponownie się otworzyło; tym razem przebiegł obok nas
chudy chłopak o rudobrązowej czuprynie i zaczął majstrować przy czymś
wiszącym na ścianie. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że nigdzie nie ma
Ellila ani Djellii - taka filigranowa, a sama go gdzieś przetaszczyła?
Coś zajaśniało wokół statku, przez małe okna nie widziałam dokładnie,
ale była to jakaś osłona. Bardziej zastanawiało mnie, dlaczego mgliste
postacie wieją od niej jak od zarazy. Nie lubiły produktów techniki?
Fakt, że świat wydawał się raczej baśniowy, ale widziałam tylko jego
mały kawałek, więc diabli wiedzą. Grunt, że "Nefele" ruszyła - i to
prędko - z powrotem przeciskając się przez szczelinę między wymiarami i
wracając do świata materialnego, nad którym świeciły już gwiazdy.
- No, to lepiej zmywajmy się w międzysferę - zarządziła Lona, po czym
ziewnęła. Widząc powracającą Djellię, uśmiechnęła się do mnie jeszcze
raz, pomachała i zniknęła za innymi drzwiami.
- Ellil śpi - poinformowała mnie czarnowłosa. - Chodź, wszystkim nam przyda się trochę snu.
Byłam co prawda skonsternowana, ale nie mogłam się z nią nie zgodzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz