27 I

Solitaire with a song in her heart
But what a sad song to sing
Turned her back on all that she knew
In the hopes of a golden ring...
And the rains came down
And the stars fell from the sky
Oh, how dark the night...
It always seems those castles and dreams
Fade with the morning light...
Such a sad story
That time loves to tell
Copper coins shine for the sun
From the floor of the wishing well
So the jewel of jeopardy
Shines with each dangerous step
So unsure of what we've become
What we have and what we have left
...

Blackmore's Night

- Wypad na dwór - Ellil zajrzał do mnie akurat w chwili, gdy leżałam zwinięta w kłębek i chciałam przestać istnieć. Która to chwila trwała zresztą od ładnych paru dni. - Na miłe słoneczko i świeże powietrze z atestem Ellila.
- Wspominałam ci już, że słoneczko nie jest miłe - pewnie sama bym się wystraszyła brzmienia własnego głosu, gdyby, była w stanie przejmować się czymś oprócz własnych myśli.
- Tym bardziej uderza mnie pewna myśl - rzucił, przekrzywiając głowę. - Że mianowicie zachowujesz się jak Shyam.
Dopiero teraz raczyłam na niego zerknąć i musiałam mieć idiotyczną minę, bo zdjął go atak śmiechu.
- Że co proszę?
- No, ewidentnie... "Co się stało z moim światem, ja tak nie chcę, będę wszystkich ignorować, a słońce jest złe". Poznajesz?
Powoli, bardzo powoli usiadłam, odgarnęłam włosy i posłałam mu śmiertelnie poważne spojrzenie.
- Wiatr też jest zły - powiedziałam równie wolno.
Tak, bez wątpienia moim zamiarem było wygłoszenie tak samo śmiertelnie poważnej mowy. I może nawet mądrej i inteligentnej. Ale na pewne rzeczy mnie po prostu nie stać, niestety.
W tej chwili cały mój starannie wypracowany nastrój mógł szlag trafić, mogłam wybuchnąć histerycznym śmiechem albo gniewem na samą siebie. Ale musiało to poczekać, bo mimo wszystko byłam jeszcze zbyt otępiała. Powroty do rzeczywistości (dwuznaczność niezamierzona) bywają męczące.
- Ha, to żyje - Ellil radośnie wyszczerzył zęby. - Może ja w takim razie pójdę i wgram zawartość tej dyskietki do komputera pokładowego, to cię najpewniej jeszcze rozrusza.
- Dotąd nie miałeś ochoty się do niej dotykać długim kijem - przypomniałam - a teraz taka zmiana? Taki jesteś ofiarny?
- Nie aż tak - roześmiał się, po czym złapał mnie za rękę i wyciągnął z kabiny. - Ja cię ożywiłem, niech cię rozrusza kto inny. Mnie Djel właśnie ciągnie do kina, na dreszczowiec.
I tyle. Wyciągnął, pomachał i zostawił w przypuszczalnie pustym sferolocie. Westchnęłam i postanowiłam przynajmniej zrobić sobie coś do picia, bo nawet na herbatę nie miałam ostatnio ochoty. Chyba, że uspokajającą, na dobry sen. Może i faktycznie dobry, jakoś zaczęłam się cieszyć, że nie pamiętam swoich snów.
Z kubkiem parującego napoju w ręce wyszłam na zewnątrz. "Nefele" stała na łące, tuż przy wjeździe do wielkiego miasta. Słońce rzeczywiście świeciło w oczy, co jednak nie przeszkadzało Lonie, siedzącej na trawie i wystawiającej twarz do światła. Czy tu nie było zimy?
- Jesteśmy w takim zakręconym klimacie - wyjaśniła Lona i uświadomiłam sobie, że zadałam to pytanie na głos. - Gdybyś przeszła przez to miasto, dotarłabyś nad ciepłe morze. Spodobałoby ci się.
- Jeśli tak wygląda tu zima, to nie chcę zastanawiać się nad latem - mruknęłam, siadając obok niej. - Zostałyśmy tylko we dwie?
- Tak. Leesa i Kylph wybrali się kupić zapasowe części do "Nefele". Znając ich wieczną niezgodność opinii, prorokuję, że wrócą dopiero za kilka godzin.
- A dlaczego nie wylądowaliśmy w samym mieście? Nie byłoby to wygodniejsze?
- To długa historia - machnęła ręką.
- Jaka?
- A co to dla ciebie za różnica? - uśmiechnęła się złośliwie. - W ostatnich dniach wyraźnie dawałaś do zrozumienia, że nie chcesz słuchać żadnych naszych historii.
- To nie jest kwestia chęci - skrzywiłam się. - Raczej obawa, że jeśli się za bardzo wczuję w tę rzeczywistość... Stanie się moją jedyną. Bezpowrotnie.
- Nie do końca rozumiem twój punkt widzenia. Skoro już uznałaś swoje położenia za beznadziejne, to co si szkodzi się wczuwać?
Odsunęłam się od niej prędko, przerażona jej słowami, jej osądem sytuacji.
- Dlaczego uważasz, że... Za beznadziejne?!
- A nie uznałaś? - zdziwiła się. - Przecież tylko leżysz i wegetujesz zamiast próbować szukać jakiejś drogi do domu. Ja szukam od ponad czterech lat, a jeszcze nie zrezygnowałam; widocznie za łatwo się poddajesz.
Za łatwo? Pomyślałam o swojej wędrówce przez życia, o próbach wyjaśnienia tajemnicy mojego pierwszego wcielenia. Ale to było zupełnie co innego.
- Kogo szukasz? - wyrwało mi się pytanie, które zaskoczyło nas obie.
- Zostawiłaś tam kogoś - domyśliła się Lona.
- Zostawiłam tam wszystkich - powiedziałam i nagle oczywista odpowiedź przyszła do mnie jak błysk. - Szukasz Taenena, prawda? To dlatego nic o nim nie mówiłaś.
- Więc teoretycznie powinnaś mieć większą motywację - Lona wydawała się ignorować moje ostatnie słowa, ale tylko przez chwilę. - Taenena i Vissyi, owszem.
- A Vissya to...?
- W tym roku powinna skończyć siedem lat - spuściła głowę, a jej głos ucichł i nabrał gorzkich tonów - Gdziekolwiek jest, nawet nie wiem, czy mnie pamięta.
Tym razem ja miałam ochotę nią potrząsnąć. Dobry znak?
- Skoro jest z nią Taenen, nie pozwoli jej o tobie zapomnieć - prychnęłam.
- Tak? Nawet nie wiem czy żyją i mają się dobrze - znowu na mnie spojrzała, a jej wzrok przeszywał na wylot. - A jednak szukam, a skoro los nas znowu złączył, powinnyśmy szukać razem albo razem się poddać.
Nie wiedziałam co na to powiedzieć, czy w ogóle coś mówić, czy przyznać jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie jej determinacja, czy znowu pogrążyć się w gniewie na samą siebie.
- Tak czy inaczej, muszę chyba dowiedzieć się jak najwięcej o światach - stwierdziłam w końcu. - Żeby wymyślić jak szukać albo... się wczuwać. Jest tu jakaś Biblioteka na Pograniczu czy coś w tym rodzaju?
- Coś w tym rodzaju - odrzekła Lona powoli, z zastanowieniem. - Zawieziemy cię tam.
Już więcej się nie odezwała, zresztą ja też nie, jakby limit słów na ten dzień się wyczerpał. po prostu siedziałyśmy bez ruchu, pozwalając by promienie słońca dawały nam przyjemne ciepło. Dopiero później przypomniałam sobie o herbacie i wypiłam ją już wystudzoną. Nie żebym miała się akurat tym martwić...
A Leesa i Kylph wrócili całkiem prędko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz