18 I

- Wyglądałaś wtedy inaczej - powiedziała Lona, kiedy zobaczyłyśmy się rano i byłam pewna, że nikt nas nie słyszy. - A przynajmniej postrzegaliśmy cię inaczej. Bardziej zwyczajnie.
Zdążyłam jej już opowiedzieć czym jestem i właśnie zabrałyśmy się do snucia refleksji nad tym, kim byłam w t e d y. Opowiedziałam bardzo ogólnie, więcej jednak nie wymagała.
- To była inna rzeczywistość - westchnęłam - której granicę jakimś cudem potrafiłam przekroczyć. Dlatego teraz nie jestem pewna, gdzie mnie właściwie zaniosło... Gdzieś, gdzie trafiają stare i zapomniane opowieści?
Nie gubiła się w przebiegu moich myśli; od razu wiedziałam, że należy do tych, w rozmowie z którymi mogę przejść na zupełnie inny stopień postrzegania światów i rzeczywistości. Jak Renê, Vanny, Aeiran i jeszcze parę wyjątkowych osób.
- Czy powinnam się czuć tylko twoim wymysłem? - prychnęła. - Ja też dawno temu wierzyłam, że postaci z dziecięcych baśni istnieją naprawdę, a nie znaczy to, że rzeczywiście istniały.
- Może istniały tam, dokąd nie dotarłaś fizycznie - wzruszyłam ramionami. - Cóż, dla mnie istnieliście wszyscy bardzo intensywnie, ale teraz tylko ty mnie pamiętasz.
- Kylph tylko udaje, że cię nie pamięta. Zresztą wtedy przebywał głównie z moją siostrą i rzadko dostrzegał cokolwiek poza nią.
- A ona by pamiętała? Albo Taenen?
- O to raczej nie ma co pytać - powiedziała kwaśno Lona. - Nie widziałam Velxy od ośmiu lat.
- Niemożliwe - wykrztusiłam, kiedy już wróciła mi mowa. - Przecież ona nigdy nie darowałaby sobie pakowania cię w kłopoty!
- A jednak. Zniknęła bez słowa tuż po moim ślubie z Taenenem i od tamtej pory nie miałam od niej znaku życia.
Zdziwiona byłam, że mówi o tym tak spokojnie, ale w końcu minęły już lata - i nie mam tu na myśli, że przestała szukać i się martwić, tylko że razem z dojrzałością przyszło doskonałe ukrywanie emocji. Właśnie tym różniła się od "dawnej" Lony - była bardziej opanowana i stonowana, nie wydawała mi się już osobą, która bez namysłu rzuciłaby się w wir walki, zwłaszcza jeśli to zdecydowanie nie jej walka.
Szkoda, bo jeśli naprawdę trafiłam do zapomnianej opowieści, chętnie spotkałabym również Velxę, bo zawsz otaczało ją sporo tajemnic, powiedziałabym wręcz, że ponadczasowych i ponadprzestrzennych. Natomiast na pytanie o Taenena Lona odpowiedziała tylko dziwnym uśmiechem. Tak podejrzanie, kącikiem ust.
- Co? - zareagowałam odpowiednio podejrzliwie. - Chcesz mi właśnie powiedzieć, że nie zamierzasz mi opowiadać tej części swojego życia, do której nie miałam dostępu, tak?
- A ty? - nie przestała się uśmiechać. - Mam się spodziewać, że nadal będziesz mnie nagabywać o to, kto pozbawił mnie oka?
A zatem nie zapomniała mi tego... Zachichotałam nieco histerycznie.
- Zastanowię się nad tym.
- Ja też.
Widocznie to jeszcze nie jest ten moment, w którym zaczynają się długie zwierzenia. Najlepsze do tego są ciche wieczory pod gwiazdami albo w jakichś więzieniach bez wyjścia. A może taka chwila nigdy nie przyjdzie, może to opowieść z serii "nie mamy nic i nie chcemy niczego wiedzieć o sobie nawzajem, ważne, że razem tu przynależymy"? Nie, to się raczej nie zgadza, bo coś jednak o sobie wiemy.

Może nie powinnam się zastanawiać nad własnym miejscem w obecnym porządku rzeczy tylko nad samym porządkiem, o ile oczywiście jakiś istnieje. Jestem teraz na statku poszukiwaczy przygód i nie tylko, przy okazji przyjmujących dziwne zlecenia od prawie każdego, na kogo się napatoczą. Napisałam słowo w słowo to, co zreferował mi Kylph, dyżurny "pseudonaprawiacz" i okazjonalnie pilot "Nefele". Gwoli formalności napiszę - jest chudy i sprawia wrażenie, że mógłby wygiąć swoje ciało sporo poza granice ludzkiej możliwości. Poza tym ma wyrazistą mimikę (nawet jeśli nie może marszczyć brwi, bo ich po prostu nie ma) i skośne oczy, w których najbardziej widoczne są czerwone tęczówki. Ze wszystkich z tamtej starej historii, których do tej pory spotkałam, tylko on jeden zupełnie się nie zmienił. To jedna z charakterystycznych cech rasy nazywanej hinderlyik czy też po prostu "kłopotnikami". Mówi się (gdzie? nie pamiętam...), że pozostają oni nietknięci przez czas i doświadczenie, tak jak niezmienne są problemy, które ciągle dotykają ludzkość. Cóż, Kylph jest w tej chwili chyba najmniej uciążliwym problemem z możliwych (chyba, że zapyta się Leesę), może dlatego, że nie ma w pobliżu dziewczyny, którą swego czasu obskakiwał, i brak mu motywacji do siania zamętu. Może zatem trochę się jednak zmienił.
Siostrom przybyło kilkanaście lat i na tym koniec, zresztą i tak wyglądają na trochę młodsze niż są. Rozpoznałabym je zawsze i wszędzie. Na tym tle najbardziej chyba zmieniła się sama Lona, choć widać to dopiero na drugi rzut oka. Wspomniałam już o tym wyżej; zawsze spadało na nią sporo kłopotów, które jej jednak nie zniechęcały, a wręcz przeciwnie, hartowały. Ciągle pamiętam młodziutką dziedziczkę pałacu w chmurach, która w walce o swoje straciła lewe oko i część ideałów; nie przeszkadzało jej to jednak ani w zachowaniu cierpliwości dla wybryków młodszej siostry, ani w zwaleniu sobie na głowę dwóch dziewczynek, które miały jeszcze bardziej przechlapane od losu. Dawno to było i nie pamiętam już kolejności wydarzeń ani - czasami - samych wydarzeń, ale gdybym trochę pomyślała, odtworzyłabym je na nowo. A może tylko wydawałoby mi się, że je sobie przypominam, podczas gdy wyobrażałabym je sobie naprawdę od nowa i zupełnie inaczej? Czy ułożyłabym im inną przeszłość? Ech, nie wolno odpływać w takie skrajności, zawsze się upierałam, że nie mam i nie chcę mieć wpływu na zmiany w rzeczywistości, a tu nagle coś takiego.

Trochę lecieliśmy przez tę dziwnie obcą międzysferę, aż wylądowaliśmy na wielkiej platformie zawieszonej na nocnym niebie. Przypomina mi trochę to miejsce, gdzie stoi pałac królowej Andromedy, ale jest bardziej pusta, bardziej chłodna i nie prowadzi do niej żadna droga, którą na upartego dałoby się pokonać samochodem. Stoją tu tylko jakieś stare i niezdatne do działania sferoloty - Kylph wyjaśnił mi, że ich właściciele pozabijali się nawzajem z jakiegoś błahego powodu i że kiedyś znajdowała się tu scena. Ciekawe co na niej wystawiano i dla kogo.

W samą porę przerwałam pisanie, bo wyspany Ellil trochę się rozpędził w sprawdzaniu swoich możliwości i statkiem mocno zatrzęsło. Przypuszczam, że tymi innymi też. Ciekawe czy pisanie na zewnątrz byłoby bezpieczniejsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz