Zgubiliśmy kilka dni; to
prawie jak podróż w przyszłość, prawda? A po prostu lecieliśmy
sferolotem (zabawna nazwa, czemu nigdy na nią nie wpadłam?) z anielskimi
skrzydłami w emblemacie, lecieliśmy przez międzysferę, a zmiana świata
wywołała małą różnicę czasu. Nieraz takiej doświadczałam, a obecna
okazała się na tyle niewielka, że nie straciłam rachuby.
Oczywiście kiedy J ponownie otworzyła przejście, mogłam po prostu udać
się dokąd tylko pragnęłam, wedle woli - jednak dołączenie do Djellii i
Leesy oznaczało opowieść, dawną i na poły zapomnianą, a zarazem nową. I
perspektywę spotkania z resztą obsady owej opowieści, by zobaczyć jak
zmienili się przez te lata, które dla nich minęły. Dziewczyny naturalnie
zostały uświadomione, że nie opuszczą świata póki nie zostanie ponownie
otwarty, ale J odgrywała milutką dziewczynkę i nie przyznała, że to
właśnie od niej zależy... Cóż, Leesa protestowała przeciw zabraniu mnie,
nie śmiała jednak przeciwstawiać się siostrze. Która to siostra, swoją
drogą, pozostała tak ciepłym i ufnym stworzeniem jakim była gdy miała
dziesięć lat. Leesa mogłaby ją spokojnie zakrzyczeć, ale nie robi tego -
mam wrażenie, że z jakiegoś powodu martwi się o Djellię. Sądzę, że
żadna z nich by tego nie przyznała, a już na pewno nie komuś obcemu.
Moje miejsce w pojeździe zostało zakryte przezroczystą osłoną, żeby
Ellil przypadkiem "się nie wywiał" podczas lotu. Po prostu kiedy już
usadowiłam się wygodnie, on przybrał niewidzialną postać wiatru i
bezczelnie zaczął mierzwić mi włosy. Tak, pamiętałam, że mam zabrać go
ze sobą... Prawie do końca pamiętałam. Rezultat był taki, że przez całą
drogę miałam klimatyzację, a marudną Leesę udobruchało postawienie
szklanego dachu. Raczej nie zdzierżyłaby, gdyby jej się taki Ellil
plątał w okolicach drążka sterowniczego.
- A taką miałem ochotę przyjrzeć się temu z bliska - tłumaczył mi potem. -
Czemu nie dała sobie wyjaśnić, że ją podziwiam? Tak ślicznie lawirowała
między moimi fajerwerkami...
Jakoś nostalgicznie mi się zrobiło, kiedy wyjeżdżaliśmy. Nawet się
przyzwyczaiłam do świata J (która mi radośnie powiedziała "do
zobaczenia" - ciekawe, którą z nas ma niby pierwszą przygnać do
drugiej), ale wiem przecież, że to "prawdziwe" życie czeka na mnie gdzie
indziej. Na razie jednak wolałam zdać się na statek międzyprzestrzenny -
nie żeby się okazało, że wyszłam z wprawy, ale... Sama nie wiem. Niby
międzysfera jest zawsze taka sama, a mimo tego mam wrażenie jakbym
weszła w nią po raz pierwszy. Aż tak odwykłam?
Wylądowaliśmy na pięknej polanie, wiosennie zielonej i otoczonej zewsząd
nieprzebytym ciemnym lasem. No, byłby nieprzebyty, gdyby nie przecinała
go brukowana droga. Przy drodze stała sobie pod drewnianym daszkiem
ławka i stolik, przy którym przed nami musiało siadywać mnóstwo osób z
ostrymi narzędziami. Wniebowzięty Ellil właśnie padł na trawę po długim
bieganiu w kółko, dziewczęta się naradzały, a ja starałam się
skoncentrować.
- No dobrze - powiedziała Djellia po namyśle. - Czyli ty wracasz oddać
sferolot Milletom i dołączyć do naszych, a ja z Miyą i Ellilem poczekamy
na transport do Wenden.
- A dlaczegóż to zostają z tobą? - odparowała Leesa. - Przecież ona chciała zobaczyć się z Loną. Tchórz obleciał?
Starałam się zachować pokerową twarz, bo faktycznie trochę obleciał. Nie
odezwałam się jednak, tylko kontynuowałam pisanie listu na kartce
wyrwanej z zeszytu.
- Ty przecież byś nie chciała ich dalej wieźć - słusznie zauważyła
starsza z sióstr. - Lepiej, żeby się rozejrzeli po jakimś przyjaznym
miejscu, zamiast się tłuc do Milletów.
- Masz pełne prawo tak mówić - przyznała złotowłosa cokolwiek niepewnie. -
Ale że stacja Ainult jest nieprzyjazna, polemizowałabym.
Pogderała tak jeszcze chwilę dla zasady, aż w końcu zgodziła się na plan
Djellii. Zanim się pożegnała, wręczyłam jej kartkę, którą miała
przekazać Lonie. Po chwili zastanowienia, co też mogłabym napisać,
zdecydowałam się na:
Przed laty trafiłaś z siostrą i Taenenem na wysoką górę o
skomplikowanej nazwie. Podczas gdy małe pod opieką Kylpha omal nie
rozniosły Waszego pałacu, Wy zrównaliście górę z ziemią, jakoby
najbardziej nieprzydatnym zaklęciem z możliwych. Czy Twoja siostra nadal
ma o nim taką opinię? Do tej pory nie mogę powstrzymać śmiechu, gdy
wracam pamięcią do tamtej przygody. Co byś powiedziała na wspólne
wspominki?
Wiadomość podpisałam pierwszym z moich imion, pod którym znała mnie Lona
w tamtej starej historii. Jeśli je rozpozna... Wiele może się wtedy
okazać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz