- Tak czy siak, zostawiasz
tu masę niedokończonych spraw - zauważył Ellil, gdy we trójkę szliśmy
przez dobrze nam znany park. W mieście, w którym wszystko się zaczęło.
- Zaraz tam masę - prychnęła J, która tego dnia nosiła szalik w kolorach
tęczy i tryskała optymizmem. - Przecież już uzgodniliśmy, że forsę za
wydane opowiadania się jej zachomikuje w razie czego. A skoro nie
ustaliliśmy pochodzenia tego wisiorka z Cthulhu, to i tak trzeba opuścić
ten świat, żeby się dowiedzieć.
- Co to jest "ktulu"? - zainteresował się bóg wiatru. - Jakiś gatunek
kwiatu, który tu nie rośnie? Miya mówiła, że przypomina jej lilię...
Podobne rozmowy prowadziliśmy przez ostatnie dni, pordóżując z miejsca
na miejsce, aż wróciliśmy tutaj. J z niekrywaną satysfakcją oznajmiła
mi, że przetrzymałam książki z biblioteki, powrót był więc niezbędny.
Jednego żałowałam, odnośnie opuszczenia tego świata - że muszę rozstać
się z książką Moriany. Nie tylko ze względu na jej baśniową atmosferę.
Do tej pory nie przeczytałam całej, ale zdążyłam odkryć, że w
przynajmniej jednym z zawartych w niej opowiadań pojawia się osoba,
która wygląda jak ja. Jeździ na moim koniu, wykonuje mój zawód i
podróżuje po miejscach, na jakie trafiam tylko w książkach. Jedynie imię
ma inne. Ale to już niestety za mną...
- Jeszcze wszystko przed tobą - na pocieszenie J raczyła mi wyjawić
pewną tajemnicę. - Te książki, które cię najbardziej interesowały, to
zapisy wyśnionych historii. Pewna osoba przyniosła je z własnych snów.
Skąd wiesz czy w innych światach nie spotkasz kogoś, kto też tak
potrafi?
To niby miało sens, bo skoro można schować we śnie coś pochodzącego z
jawy, to dlaczego nie na odwrót? Nie wiem, jestem tylko nieudanym
koszmarem, a nie Śniącą, postanowiłam więc porozmawiać o tym z Vanny
albo Yori, kiedy je wreszcie spotkam.
- Myślisz, że ktoś sabotuje działanie tego świata żeby ci zrobić na
złość? - spytałam J jeszcze w trakcie wariackiej jazdy "Pędziwiatrem".
- A może przeszkadzam mu jak ziarnko pieprzu, które potrafi popsuć smak,
chociaż małe - zamyśliła się. - Gdybym, jak przystało, zajęła się całym
wszechświatem, czy też, jak to nazywasz, domeną, pewnie nikomu by przez
myśl nie przyszło... A tak, być może jesteśmy niepotrzebni i zawadzamy.
Osobiście nie mam nic przeciwko szczypcie pieprzu, ale zadowolona byłam,
że J stała się nagle taka rozmowna. Chyba po tym jak zrelacjonowałam
jej tamtą rozmowę z Xaiem zaczęła odsłaniać karty, które dotąd ukrywała,
zdając się całkowicie na nasze pomysły. A do tego zastanawiać się jak, u
licha, coś mogło dostać się do zamkniętego świata bez wiedzy jego
strażniczki... Choć wyników tego rozmyślania już nie poznałam.
- No dobra, jesteśmy w pustym parku w środku nocy i nikt nas na niczym
nie przyłapie - skomentowałam, gdy się wreszcie zatrzymaliśmy. - To teraz
wyjaśnij mi, dlaczego cały czas taszczyłeś ze sobą to pudło.
- Bo smarkula zapowiedziała, że nie będzie fajerwerków - Ellil rozłożył
markotnie ręce, odstawiwszy skrzynię na ziemię. Następnie otworzył ją i
wyjął z kieszeni zapałki.
- Jesteś niemożliwy - mogłam tylko fuknąć, a potem odsunąć się na
bezpieczną odległość i modlić się (sic!) by nie podpalił okolicznych
drzew. Kiedy zaczął odpalać sztuczne ognie, J stanęła bez ruchu, z
twarzą uniesioną ku niebu, ale oczy miała zamknięte. Wyglądała jak duża
porcelanowa lalka.
- Weźmiesz się wreszcie do czegoś konkretnego zanim cały zapas się
wyczerpie? - zawołał do niej bóg wiatru, przekrzykując trzask
fajerwerków.
- Milcz i podziwiaj, bo twoje starania pójdą na marne - zmitygowałam go,
przyglądając się świetlistym kwiatom na niebie. Chyba jednak mówiłam za
cicho, bo po chwili zwrócił się do mnie o powtórzenie. Ale wtedy
otworzyłam usta tylko po to, by wciągnąć ze świstem powietrze. Bez
uprzedzenia, bez wielkich ceremonii - wyjąwszy tę Ellilową zabawę -
nagle po prostu poczułam, że przestrzeń stoi przede mną otworem. Nagle
wiedziałam, że wystarczy zrobić jeden krok, a znajdę się w międzysferze.
Ta świadomość powróciła do mnie tak naturalnie, jakbym nigdy jej nie
utraciła. Jakim cudem mogłam istnieć bez niej przez pięć miesięcy i
normalnie funkcjonować?!
- No już, jazda stąd - J nadal miała opuszczone powieki, ale wiedziała, gdzie stoję i uśmiechnęła się do mnie łobuzersko.
A po sekundzie otworzyła oczy, w których pojawiło się zaskoczenie -
szok? - i nagle całe poczucie wolności, którym jeszcze nie zdążyłam się
nacieszyć, zniknęło jak zdmuchnięte.
- No to koniec tych gadek, że niby nie potrafię wyczuć nieproszonych
gości - rzekła dziewczynka do siebie, po czym rzuciła w stronę Ellila: -
Wystrzel jeszcze parę tych sztucznych ogni, może komuś przypieką tyłek.
Najpewniej spadnie właśnie tu.
- Kto spadnie? - zdumiał się, ale prędko spełnił jej życzenie.
- Zaraz się dowiemy - podeszła do mnie i spojrzała w niebo. - Czy to kolejny z tych twoich zbiegów okoliczności?
- Czy ja wiem? - zamyśliłam się i zmrużyłam oczy, widząc w górze rosnący
powoli, ale wciąż niewielki punkt. - To chyba naturalna kolej opowieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz