13 I

No dobrze, zwolnijmy trochę i poszukajmy wyjaśnień o co właściwie chodzi...

Po dwóch dniach śnieżycy wiatr ucichł tak nagle jak się zaczął, jakby ktoś znienacka nacisnął klawisz "power" (po tak długim pobycie w technicznym świecie lepszych porównań znajdować nie umiem). Rankiem wystawiliśmy nosy z namiotu i ujrzeliśmy drogę bez śladu śniegu. Zapraszała do dalszej jazdy, a piękna pogoda również do niej zachęcała. Pozostało więc spakować namiot, przywołać gwizdnięciem spuszczone z zaprzęgu medreny, którym, w przeciwieństwie do ludzi, żadna zamieć nie straszna... I wreszcie odśnieżyć dorożkę.
- Następnym razem może to przewidzieć i dać mi sanie - fukał nasz młody woźnica, ale i tak przyznał, że spodziewał się dłużej czekać na poprawę pogody.
Oczywiście pytałam, kim jest ta jego szefowa, ale tylko oburzył się, że o niej nie słyszałam, natomiast Djellia zapewniła, że wkrótce sama się dowiem.

Brukowana droga zawiodła nas prosto do jednej z dwóch kamiennych wież stojących po obu stronach bramy Wenden. Widząc te solidne budowle można by się spodziewać, że miasto będzie otoczone równie mocnym murem. Tymczasem zobaczyłam ogrodzenie z metalu powyginanego w wymyślne wzory - a to kwiaty, a to pnącza (później Ellil przyznał, że odruchowo szukał wśród nich lilii)... Bez większego trudu dałoby się po nim wspiąć, tym bardziej, że wydawało się niestrzeżone, a brama była zamknięta na głucho. Nam jednak nie chodziło o wejście do samego Wenden, a do wieży, co z kolei wydawało się niemożliwe.
Nie było w niej mianowicie żadnych drzwi. Tylko dwa okienka, zdecydowanie zbyt wysoko.
Ellil, któremu podczas jazdy nie schodził z twarzy dziwny uśmieszek zadowolenia, od razu zaproponował, że do jednego z nich podleci, ale został zakrzyczany. I nie mógł zrozumieć dlaczego się z niego podśmiewam.
- Czytywałeś baśnie? P a m i ę t a s z czasy baśni? - spróbowałam mu wytłumaczyć. - Od kiedy zjawiliśmy się w tym świecie, jesteśmy ich częścią. Wczuj się i czekaj.
- Ja tam się czuję raczej turystą na wycieczce bo baśni - mruknął, ale stał już spokojnie i patrzył, co robi Rien. Ten zaś zaanonsował nasze przybycie do jednego z kwiatów (sporo przerośniętego) powoju, który piął się od drzwi aż po dach wieży. Wtedy w ścianie pojawiły się drzwiczki z symbolem kota ze skrzydłami, a dorożka zniknęła razem z zaprzęgiem.
Kręte i wąskie schody (brrr) zaprowadziły nas do niewielkiej komnaty, urządzonej jak buduar eleganckiej damy i pełnej wiszących na ścianach obrazów. Pani wieży siedziała wygodnie w fotelu, ale podniosła się na nasz widok. W długiej, srebrzystej sukni i z takim makijażem wyglądała jak Królowa Śniegu.
- Do teleskopu - poleciła Rienowi, który tylko skinął głową i pobiegł schodami jeszcze wyżej. Wtedy dopiero jej wzrok spoczął na nas, a konkretnie na Djellii.
- Pozdrowienia - powiedziała dziewczyna z uśmiechem, zaczynając grzebać w sakiewce, którą miała pod peleryną. - Przywiozłam to, co kazałaś.
- Prosiłam, dziewczyno, prosiłam - pani Arkia potrząsnęła śnieżnobiałymi lokami, niestarannie zebranymi i upiętymi. - Mam nadzieję, że nie okazało się to zbyt ryzykowne.
- Wręcz przeciwnie - w głosie Djellii zabrzmiało nagle zaniepokojenie. - Helderowie wcisnęli nam Puszkę Pandory ze złością i rozczarowaniem. I dodali, że nie chcą więcej się w to mieszać.
- Bo widzisz... To nie jest oryginał - kobieta roześmiała się dźwięcznie, odbierając od niej mieniące się walcowate pudełeczko ze zdobionym wieczkiem i przyglądając mu się dokładnie.
- Jak to nie?! - przestraszyła się czarnowłosa. - Wygląda tak jak opisywałaś... I jest tak samo ciężka...
- Jest z ciężkiego metalu - poprawiła pani wieży. - Gdyby jednak udało ci się ją otworzyć, odkryłabyś, że jest pusta w środku... Najwyraźniej helderowie odkryli to dzięki tym swoim aparatom.
- Brzmisz jakbyś od początku wiedziała, że odda im fałszywkę.
- Och, za dobrze znam tego łotrzyka... Usiądźcie - przypomniała sobie Arkia i wyczarowała nam więcej foteli. - Prawdziwą Puszkę Pandory najpewniej zabrał z powrotem tam, gdzie jej miejsce.
- Ale dlaczego wysłałaś nas z takim nic nie znaczącym zadaniem...?
- Na pewno nie jest nic nie znaczące. Obiecałam tym nieszczęsnym elfom zwrot Puszki, więc c o ś trzeba im zwrócić.
- I uważasz, że elfy okażą się mniej przenikliwe niż helderscy uczeni?!
- Nie. Ostrożniejsze - stwierdziła cierpko Arkia. - Herbaty? Kakao? Miodu?
Chętnie zażyczyłam sobie herbaty i od razu dostałam filiżankę z gotowym naparem. Pachniał ziołami.
- Czy Puszka Pandory zawiera wszystkie nieszczęścia jakie trapią ludzkość? - zapytałam, korzystając z chwili ciszy.
- Och, już od dawna nie - pokręciła głową srebrna czarodziejka. - Teraz jest w niej coś innego... Tym bardziej więc elfy z Wenden nie chcą jej nawet dotykać. Nawet na nią patrzeć. Ale posiadać ją chcą...
Zamyśliła się na moment, po czym ponownie zwróciła się do Djellii.
- Teraz możesz mi już oficjalnie przedstawić swoich towarzyszy - powiedziała władczo, na co dziewczyna z trudem zdusiła chichot.
- Miya jest dawną znajomą Lony - wyjaśniła. - A Ellil jest przyjacielem Miyi.
- Fajnie - podsumował bóg wiatru. - Jakoś dawno nie zdarzyło mi się zawrzeć żadnej przyjaźni.
- No dobrze - skinęła nam Arkia. - Zatem które z was jest tym zagrożeniem dla Natury?
- Zagrożeniem dla Natury? - oboje spojrzeliśmy po sobie z osłupieniem.
- Natura dobrze wyczuwa zakłócenia. Chciała je powstrzymać - białowłosa wstała i zaczęła chodzić po pokoju. - A wy przybywacie spoza tego świata. Jesteście z pozamaterialnej? Może któreś z was uosabia jakiś żywioł?
- Ja mam więź z jednym z żywiołów - mruknęłam. - Ale jako żywo go nie uosabiam.
- A ja tak - przyznał się Ellil. - Tyle że nic a nic z nim nie robiłem od kiedy tu jestem! Sama moja obecność przeszkadza?
- Bogowie są zazdrośni - szepnęła Arkia bardziej do siebie niż do niego. - Nie lubią konkurencji... Nieprawdaż?
Westchnęłam, bo przypomnieli mi się bogowie z Pieśni i już miałam się odezwać, kiedy do pokoju wpadł Rien.
- Przyglądałeś się tak długo czemuś konkretnemu? - czarodziejka zmierzyła go przeciągłym spojrzeniem.
- Nie, ja... - z jakiegoś powodu się zarumienił. - Całe miasto przygotowuje się do festynu.
- Dobrze. Za dwa dni w Wenden odbędzie się uroczystość - wyjaśniła Arkia Djellii, odesławszy chłopca gestem. - Świątynia na jakiś czas zostanie prawie pusta, tak dla odmiany. Zaniesiesz wtedy Puszkę tam, skąd mój drogi siostrzeniec ją wykradł.
- Ja?! - dziewczyna aż się zakrztusiła. - Więc to jeszcze nie koniec zadania?
- Według Deilony jesteście moimi dozgonnymi dłużnikami, a ja szanuję jej zdanie - można by pomyśleć, że te słowa będą ironicznie, ale białowłosa mówiła całkiem poważnie. - Oczywiście twoi towarzysze mogą ci pomóc, jeśli nie masz już cierpliwości do moich fanaberii.
- Dlaczego sama tego nie zrobisz? - wtrącił się Ellil.
- Bo nie mogę opuścić wieży aż do nowiu, a dogodniejszej pory na oddanie Puszki długo nie będzie - spojrzała na niego z ukosa (na tego bezczelnego zakłócacza sił Natury, uch). - Poza tym, gdyby ktoś przypadkiem zobaczył jak profanuję ją swoim dotykiem, wygnanoby mnie natychmiast.
- A może i okazałoby się, że to podróbka - westchnęła Djellia. - Dobrze, odstawię tę rzecz na miejsce.
- Nawet jeśli wpadniesz w kłopoty, Deilona pewnie zjawi się w ostatniej chwili - zauważyła Arkia. - Ma w tym wprawę.
- No, nie wiem. Nasz sferolot jest w naprawie, musiałam z Lee lecieć do helderów pożyczonym...
- Pójdziemy z tobą - pocieszyłam ją. - Przyjrzymy się temu festynowi, a w razie czego po prostu przerzucę nas z dala od wściekłych elfów. Mam z takimi doświadczenie.
- Miya podróżuje po światach, zbierając opowieści - odpowiedziała Djellia na pytające spojrzenie czarodziejki. - Przybyła do nas z Domeny Promienistych.
Kiedy padła ta nazwa, Arkia zadumała się, a potem jej oblicze na chwilę pociemniało. Zaraz jednak opanowała się i popatrzyła na mnie z uśmiechem. Bardzo ładnym i bardzo miłym.
- To pięknie - rzekła. - Ja też byłam taką podróżniczką... Dawno temu.

O, a jednak nic się jeszcze nie wyjaśniło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz