Dziś pobiłam rekord jeśli
chodzi o ilość dni spędzone w Althenos. Światy się przewracają. A może
zmysły tracę. Albo przekonania. Albo jedno i drugie, nie wiem.
To znaczy, nie wydaje mi się, żeby mi było tutaj zbyt źle, zwłaszcza od
kiedy mam o jeden powód więcej by tu przyjeżdżać. A jednak z drugiej
strony mam wrażenie, że jestem tutaj jak jakieś koło zapasowe. O ile nie
jestem przewrażliwiona, oczywiście. No i chyba... Trochę im
zazdroszczę. Tak po prostu, choć wielu tortur i perswazji byłoby trzeba,
bym przyznała się do tego na głos.
Tak czy inaczej po kolacji oznajmiłam im tonem generała wydającego
rozkaz, że zostawiam ich na chwilę samych, po czym, w pogardzie mając
wszelkie ruchome chodniki, wyszłam na spacer. Ach, i oczywiście
wyciągnęłam ze sobą Blue. Chodziłam po Melgrade dość szybkim krokiem,
trzymając go za szalik, więc nie miał specjalnego wyboru. Naturalnie
poza władowaniem we mnie wiązki mocy, ale tego nie zrobił. Za to jeśli
wcześniej nie miał mnie za wariatkę, nie zdziwiłoby mnie, gdyby od tej
pory zaczął. Nawet jeśli tego głośno nie powiedział. W ogóle się podczas
tego spaceru nie odzywaliśmy - to znaczy, Blue parę razy jakby
zamierzał coś powiedzieć, ale w końcu rezygnował. Może to i lepiej, bo
jeszcze zaczęłabym się dopytywać o to, co wypominali sobie z Vanny
podczas kłótni kilka dni temu... O wydarzenia sprzed kilku miesięcy, w
wyniku których Blue ze skrzydlatego dzieciaka wrócił do prawdziwej
postaci. Część być może sama nie wiem jak wielkiej kolekcji zdarzeń i
fabuł, które mnie omijały, bo albo byłam w Ciemności, albo u Carnetii,
albo na długim odpoczynku na łonie natury.
A jednak milczałam, na razie nie pragnęłam wiedzieć. Może po prostu chciałam
sprawdzić sens milczenia w towarzystwie... Jeśli tak, to eksperyment się
chyba nie powiódł.
Co prawda w Althenos śniegu nie uświadczysz, a jednak i tutaj powietrze pachnie zimą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz