- Palenie liści to zwyczajne
barbarzyństwo - zawyrokował Geddwyn, kiedy wybraliśmy się na spacer po
strefie jesiennej. Akurat opowiedziałam mu o święcie nadejścia jesieni,
na które zabrał mnie Aeiran w ostatni wieczór.
- A to dlaczego? - zaprotestowałam. - Zapach palonych liści ma swój niepowtarzalny urok.
- A niepalonych jeszcze bardziej - odciął się. - Ślicznie się złocą i czerwienią, a ktoś to psuje.
- Ślicznie się złocą i czerwienią, a potem je deszcz zalewa i są
ślicznie przegniłe - włączyła się Vanny. - Może lepiej je spalić
zawczasu?
- W myśl zasady, że piękno nie może trwać wiecznie i lepiej je zniszczyć zanim przeminie? - zaśmiał się duch wody i zanucił: - As I kissed her goodbye, I said, 'All beauty must die' and lent down and planted a rose between her teeth...
- Przestań, bo mnie ciarki przechodzą - zadrżała moja kuzynka.
- A ty jak sądzisz, Ten-chan? - zapytałam, a demoniątko w odpowiedzi
podfrunęło do najbliższego stosu liści i zakopało się w nim po uszy.
- Chyba będzie deszcz - Geddwyn spojrzał w niebo. - Wracajmy do zameczku, dam wam jakiś obiad.
- A kto go przyrządzi, skoro Maeve nie ma? - zachichotałam.
- Ja bym umiał, gdybym musiał - obruszył się. - Ale moja niezawodna siostra zostawiła coś w spiżarni, powinno starczyć.
- Nie nudziło ci się tak samotnie? - zatroszczyła się Vanny.
- Nie, to nawet fajne uczucie, gdy Teevine jest takim opustoszałym
zamkiem duchów - stwierdził i znów się roześmiał. - Tileyowi by się
spodobało takie określenie.
W to nie wątpiłam. Dzień wcześniej najmłodszy z rodzeństwa paradował w
kostiumie wampira i wył (coś mu się pomyliło czy brakowało mu
efektowności?), wobec tego Maeve postanowiła, że smarkacz powinien
spędzić ten czas rozsądnie i refleksyjnie, i zabrała go dzisiaj ze sobą,
kto wie gdzie. Natomiast Brangien pojechała z Artenem, który poczuł
przypływ uczuć rodzinnych i zapragnął odwiedzić siostry. Geddwyn musiał
sam czynić honory domu.
- Dlaczego i ty się gdzieś nie wybrałeś? - byłam trochę zdziwiona. - Choćby z Maeve i z Tileyem?
- Jakoś miałem ochotę na refleksje w samotności - odpowiedział. - A wspominać można wszędzie, powinnaś już to wiedzieć.
- Uuu, a my tak bezczelnie przeszkadzamy - westchnęła Vanny. - Ale nie
martw się, wkrótce wyruszamy na wycieczkę i nie będzie ryzyka, że szybko
nas ponownie zobaczysz.
- Dokąd się wybieracie? - zainteresował się.
- Vanny marzy o zwiedzeniu najbardziej zakazanej planetki jaką znam -
prychnęłam. - Jakby zapomniała, że bliżej ma Ziemie Nieprzystosowanych...
- Oj, bo tam mi nie wolno - kuzynka zrobiła zmartwioną minkę. - Ale Blue mnie obroni, nie ma się o co obawiać!
- O ile się z nami zabierze - obejrzałam się na niego. - Bo na razie jakby trochę nieobecny jest.
Istotnie, Blue wydawał się zupełnie nie zwracać na nas uwagi. Szedł parę
kroków za nami, był ubrany w powiewający płaszcz i zawinięty w długi
szal, i wyglądał jak romantyczny poeta.
- Hej! Odmarz się! - Vanny podbiegła do niego, chwytając go pod rękę. - Bo Carnetię tam pewnie uszy pieką!
- ...Co? Dlaczego? - spojrzał na nią ze zdziwieniem. - Ja tu chłonę jesienną atmosferę, wyobraź sobie!
- Na Rozdrożu jest taka sama jesień - uśmiechnęła się na moment - a jakoś specjalnie się nią nie przejmowałeś.
- Jesieni na Rozdrożu widywałem mnóstwo z rzędu - skrzywił się. - Więc
każda... W każdym innym miejscu jest dla mnie nowa. Jakaś prawdziwsza.
- Ha! - wyszczerzył zęby Geddwyn. - Miya, słuchaj tego wcielenia
mądrości! I żebyś więcej nie twierdziła, że nasze strefy pór roku są
sztuczne!
- Tylko nie przedawkuj tej jesieni - Vanny dała Blue kuksańca. - Bo całkiem rozmemłany się zrobisz.
- Nie martw się, Vanille - westchnął teatralnie i pogłaskał ją po
głowie. - Gdy wrócimy na Rozdroże i będę mógł znów straszyć jego
lokatorów, szybko stanę się taki jak zawsze.
- A tak właściwie - Geddwyn podszedł do nich i pociągnął Vanny za pasmo
włosów. - Wreszcie ci te loczki odrosły... Fajne rzeczy możnaby z nimi
zrobić.
- Nie pozwól mu! - wykrzyknęłam dramatycznie. - On robi z cudzymi włosami naprawdę dziwne rzeczy!
- A może bym się skusiła - zamyśliła się.
- I do tego jakiś ekstra ciuch - dodał duch wody. - Żebyś przyciągała facetów swoim intrygującym wyglądem!
- To by ugodziło w dumę Andrei... Zresztą czy ja muszę przyciągać facetów?
- Niby nie musisz, ale możesz - unał. - A kiedy Miya zobaczy, może poczuje się zazdrosna i też zechce?
- Wchodzę w to - uśmiechnęła się Vanny szeroko.
- Dobra, mogę wam udostępnić Szafę - mruknęłam. - Ale do niczego więcej się nie poczuwam, nie myślcie sobie!
- Nie zarzekaj się tak, bo potem będziesz sobie wypominać.
- No i tyle zachwycania się jesienią - rzekł w przestrzeń Blue.
- Nie martw się, nudzić się nie będziesz - Geddwyn klepnął go w ramię. - Bo będziesz jury.
Blue zadumał się na chwilę, a potem posłał nam niespodziewanie wredny uśmiech.
- Ja też w to wchodzę.
- No. A na koniec zrobimy wam zdjęcia i sprzedamy je prasie.
Tenari radośnie zaczął obrzucać nas liśćmi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz