10 XI

- Jesteście wielkie, że zostałyście na obiad - uśmiechnął się Leo szeroko, idąc z talerzami do kuchni. - Bo nie wiem, co bym inaczej zrobił z tą nadwyżką jedzenia...
- Ten-chan by zjadł - zachichotałam, a mały skinął głową, ale po chwili wtulił się we mnie zaspany. Na rękach Vanny siedziała popiskująca Strel.
- Czuję się jak pasożyt, tak was objadając - mruknęłam. Usłyszała to Carnetia i wpadła do pokoju jak tornado.
- Jak to możliwe, że wszyscy dokoła są więźniami konwenansów?! - zawołała. - Czy to takie trudne, zapomnieć na chwilę co wypada albo co nas martwi i zająć się czymś ciekawszym?!
- Carnetio - zaczęła łagodnie pieśniarka. - Organizowanie życia innym naprawdę nie jest najlepszym po...
- A co ty niby zrobiłaś z moim życiem, ściągając mnie tu?! - przerwała tamta i zwróciła się znów do nas: - Sami zobaczcie, na przykład moja, pożalcie się bogowie, siostra - wskazała na Vaneshkę jakby reklamowała jakiś sprzęt w telezakupach. - Mówiłam jej, że skoro wzbrania się przed zaszaleniem i złapaniem tego faceta, to niech chociaż wybierze się ze mną żeby zaszaleć w Ancie! A ona tymczasem jest świętoszkowata do bólu!
- Czy nie prościej w takim razie poszukać kogoś, kto zechce z tobą poszaleć - wtrącił Blue - zamiast trwonić energię na przypadki beznadziejne?
- Ha! - prychnęła Carnetia. - Znajdź mi w takim razie kogoś, kto wytrzyma godzinę tańcząc ze mną ta'ecs, bo dzisiaj jest konkurs.
Blue rzucił jej spojrzenie spod przymkniętych powiek i uśmiechnął się kącikiem ust.
- Jeśli zwykłaś deptać innych po nogach, szukanie takiego masochisty może być bezowocne.
- A ty to chyba zwykłeś deptać innym po ambicji - syknęła jasnowłosa, po czym chwyciła go za rękaw i pociągnęła. - Będę ci musiała zademonstrować!
Strażnik Rozdroża zdążył tylko rzucić Vanny krzepiące "Wrócę" i oboje w mig wyparowali z Marzenia.
- Czy on umie tańczyć ta'ecs? - zapytałam kuzynkę.
- Skąd mam wiedzieć, nawet nie mam pojęcia jak to wygląda!
- Polega na gorączkowym wymachiwaniu kończynami i ocieraniu się o siebie - wyjaśniła pieśniarka.
- A skąd wiesz? - zainteresowałam się, podczas gdy Vanny zadumała się nad jej słowami, chyba to sobie wyobrażając.
- Geddwyn opowiadał - wymamrotała Vaneshka ze wzrokiem utkwionym w dywanie. - Przepraszam was za Carnetię.
- Daj spokój. Gdybym znosiła jej towarzystwo - mruknęłam - powiedziałabym, że na swój sposób stara ci się odwdzięczyć, a ty tego nie doceniasz. Ale nie powiem. Vanny, dosyć tych uśmieszków, wracamy do domu.

W herbaciarni omal nie zderzyłam się z rozpędzoną Chmurką, trzymającą tacę z Poranną Rosą. Okazało się, że mamy niespodziewanego gościa.
- Przepraszam, że się tak wprosiłam - Yori zerwała się z kanapy i złożyła nam powitalny ukłon.
- Nic nie szkodzi, miło widzieć cię na żywo - roześmiałam się. - I zbudzoną.
- A, zbudzona to ja jestem od spotkania z Vanny-chan - ona też zachichotała. - Znaczy, mniej czasu spędzam w piżamce niż zwykle. Trzeba trochę użyć życia!
- Właśnie tego mi u ciebie brakowało - stwierdziła moja kuzynka nie bez uszczypliwości. - Z innych się podśmiewasz, że brak im dystansu, a sama, obłudnico, bez przerwy w objęciach Morfeusza...
- That chases the dreamers to show them the darkness - wyrecytowała Yori. - Żeby pokonać wroga, trzeba go poznać.
- Sen jest dla ciebie wrogiem? - dołączyłam się. - Jakoś nie zauważyłam.
- Jest Śnienie i Śnienie - przy tych zagadkowych słowach wzruszyła ramionami. - Może i przyszłam nieproszona, ale jednak grzecznie z wizytą, a tymczasem zostaję oszkalowana, ładnie to tak?
- Już nie będziemy - Vanny wyszczerzyła zęby i nachyliła się nad filiżanką Agentki. - Miya, to ta herbata daje takiego kopa? Będę mogła wziąć trochę do domu?
Skinęłam głową, wysłałam Chmurkę po więcej herbaty i ułożyłam Tenariego spać. Potem usiadłyśmy wszystkie na kanapie.
- Co cię sprowadza, Yori-chan? - zagadnęłam. - Nie masz co robić w Agencji? Nadal myślisz nad rezygnacją?
- Właśnie uciekłam stamtąd przed nadmiarem zajęć - parsknęła śmiechem. - Nie mam czasu pomyśleć nawet o urlopie, zresztą za śmiesznie teraz u nas jest.
- To znaczy?
- Ja i koleżanka mamy pod opieką nowego - wyjaśniła. - Przyszedł na okres próbny i obecnie zajmuje się przepisywaniem jakichś dziwnych raportów.
- A jaka w tym twoja rola? - zapytała Vanny.
- Chowam go w swoim pokoju pod łóżkiem - skrzywiła się Yori. - Alhea może i jest aniołem, ale lubi ludzi rozstawiać po kątach. Gdyby nie ja, chyba by go zamęczyła... Zresztą to desperat, bo wszędzie za nią chodzi i z ciekawością zabiera się za najbardziej niewdzięczne zajęcia. To jakieś kronikarskie zboczenie?
- Siły Wyższe uchowajcie - obruszyłam się. - Mnie by nikt do pisania raportów nie zagonił. Aż taka ciekawska nie jestem!
- No widzisz, a Egil jest - skomentowała Yori i zdziwiła się, że zginam się wpół ze śmiechu. Różne rzeczy się zdarzają, to prawda... Ale Egil kandydatem na Agenta?!
- Ale teraz wy coś opowiedzcie - zaproponował nasz gość. - Coście robiły gdy was nie było?
- Ciągałam Miyę po Carne - odpowiedziała Vanny. - Ale następnym razem wyciągnę ją znów, gdy będzie miała nastrój.
- Już się boję - mruknęłam. - Opowiedz Yori-chan, jak o mało nie zostałaś eksponatem.
- Ze mnie taki opowiadacz, jak z muchy... A, mniejsza z tym. A może ty coś opowiesz? - uśmiechnęła się tak jakoś diabolicznie.
- Daj spokój, ja nie mam nic do opowiadania.
- Ale brachol mówił, że fajnie ci to idzie - dołączyła się druga zdrajczyni. - Ja też chcę posłuchać!
- Właśnie, Yori jest gościem i jako gospodyni musisz zapewnić jej miły pobyt... Spełnić grzecznie prośbę...
- Ktoś tu się chyba czymś zaraził od Egila - stwierdziłam. - Dobra, o czym chciałabyś posłuchać?
- O Alice O'Riordan - palnęła bez namysłu.
Aż podskoczyłam. Vanny patrzyła na nas bez zrozumienia, ale na twarzy Yori widniała nietypowa dla niej poważna mina. I najwyraźniej uważała, że doskonale wiem, kim jest wspomniana osoba. Zbieg okoliczności, że faktycznie wiedziałam.
Zgasiłam światło, przesiadłam się z kanapy na podłogę i pociągnęłam na nią dziewczyny, a potem zapaliłam małą lampkę.
- Fajnie - ucieszyła się Vanny. - Nawet jeśli spaprasz opowieść, jakiś klimat pozostanie!
- Dzięki, wiesz...
Wzięłam głęboki wdech i skoncentrowałam się na tym jak zacząć.
- Gdzieś w zwyczajnym miejscu na Ziemi - odezwałam się wreszcie - żyła niezwykła dziewczyna. Niezwykła nie dlatego, że piękna, złotowłosa i delikatna, ale dlatego, że niemal cały czas spędzała w świecie swojej wyobraźni.
Vanny słuchała z zainteresowaniem, Yori zaś z napięciem.
- O swoich wyobrażeniach opowiadała wszystkim, którzy chcieli - albo i nie chcieli - słuchać - kontynuowałam. - I dlatego nazywano ją Marzycielką. Jednak z drugiej strony uważała, że jej słowa nie dorastają do pięt fantazji.
- Może powinna była nauczyć się je opisywać? - zachichotała Vanny. W każdej innej sytuacji urwałabym natychmiast, ale tym razem nie opowiadałam Egilowi, tylko Yori, a jej nadzwyczaj zależało. Chyba domyślałam się dlaczego.
- Nie stwierdziła u siebie talentu literackiego - wzruszyłam ramionami. - Gdyby było inaczej, może nie miałaby tak negatywnego zdania o swoich opowieściach. W każdym razie marzyła nadal i coraz bardziej była zrozpaczona, że nie może przenieść swych wizji do rzeczywistego świata. Ale jej umysł na wiele było stać - i tak zaczęła tworzyć iluzje.
- Czy były piękniejsze niż opowieści? - zapytała moja kuzynka.
- Tak, ponieważ pochodziły prosto z jej myśli i nie musiała przekształcać ich w słowa. Ale co z tego, skoro nie mogła ich dotknąć? Mimo wszystko nie były rzeczywiste... Dlatego znienawidziła rzeczywistość.
- I co się stało?
- Skoro nie mogła urzeczywistnić fantazji, postanowiła, że sama do nich pójdzie. I nauczyła się Śnić...
Yori siedziała bez słowa, pogrążona w zadumie. Ale słuchała.
- Im więcej Śniła, tym lepiej jej to szło, aż w końcu stała się najlepszą Śniącą z możliwych. I nie obudziła się więcej. Jeśli zdarzy jej się sprawdzić, co słychać w rzeczywistym świecie, robi to tylko wysyłając projekcję.
- I nikomu nie udało się jej obudzić - dokończyła Yori. - Bo nikt nie wie, gdzie ona śpi. I jak może funkcjonować wyłącznie śpiąc.
- Skąd znasz tę opowieść? - zapytałam.
- Opowiedziała mi moja nauczycielka Śnienia - odrzekła. - A sama usłyszała ją od człowieka, który osobiście znał Alice O'Riordan.
- Tak myślałam - skinęłam głową. - Osoby postronne nie używają jej imienia, nawet go nie znają. Mówią tylko "Marzycielka".
- To jakiś obłęd - stwierdziła Vanny. - Czy ona nie miała nikogo, kto mógłby ją zatrzymać, łączyć z rzeczywistością?
- Była zakochana w pewnym człowieku z wzajemnością - odpowiedziałam po namyśle. - Ale zamiast z nim zostać, chciała by Śnił razem z nią... Jeszcze do tej pory zdarza mu się ją widywać, ale nie potrafi jej przekonać, że rzeczywistość jest piękniejsza niż sny.
- Zwłaszcza takie kontrolowane - mruknęła Yori. - Bo nieprzewidywalna. Ja bym swojego chłopaka nie zostawiła... Gdybym jakiegoś miała, oczywiście.
Vanny tylko pokręciła głową w zamyśleniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz