Lasy graniczące z Lee'lath
są pod opieką Południowego Kręgu i znam je zdecydowanie lepiej niż te na
zachodzie. Nie miałam pojęcia, co Lilly tam zagnało, ale wiedziałam,
gdzie konkretnie ją znajdę. Jest tam takie miejsce, do którego nogi same
niosą - wielkie teggickie drzewo przy sadzawce. Tam spotykają się
ludzie i zwierzęta, drapieżniki nie atakują potencjalnych ofiar, każdy
może się pożywić i odzyskać siły. Oficjalnie to miejsce nosi miano
Jadłodajni. Nieoficjalnie, a za to częściej, nazywa się je po prostu
Paśnikiem.
Tam właśnie skierowałam się po przeczytaniu w depeszy od Lilly niepokojących słów: Ketrisa nie ma.
- Co to znaczy, że Ketrisa nie ma? - rzuciłam na wstępie.
Lilly westchnęła, przerywając delektowanie się świeżo wyciśniętym sokiem z porzeczek.
- Już przedwczoraj rano nie mogłam go znaleźć - wyjaśniła. - Przepadł
jak kamień w wodę. Nikt go nie widział ani nie potrafił wyjaśnić, co się
z nim mogło stać...
- Zniknął z Symbolem? - spytałam z niepokojem.
- Symbolu też nie znalazłam - odrzekła. - Na szczęście swój noszę przy
sobie i nie zamierzam go nigdzie zgubić. Właśnie, a co z Symbolem
Aeirana?
- Dowiedziałam się, że można go zdobyć, wdzierając się fizycznie w
czyjś sen - poinformowałam ją. - Ale dziękuję, chyba poszukam lepszego
sposobu. Nie zamierzam nikogo w ten sposób narażać.
- Te figurki przysparzają więcej kłopotów niż zasługują - Lilly wróciła
do degustacji napoju. Z braku herbaty nalałam sobie pomarańczowego.
- Uciekł, czy napotkały go jakieś kłopoty? - zaczęłam zastanawiać się na głos. - Nie masz pomysłu?
- Gdybym miała, może nie byłoby problemu. Teggity poradziły mi iść do
druidów, żeby pogadali z siłami Natury, ale doszłam tutaj i nie wiem
którędy teraz...
- Nie wątpię - zachichotałam, spoglądając na mnóstwo ścieżek
prowadzących z leśnej gęstwiny do Paśnika, wszystkie z kolorowymi
strzałkami.
- Idź w kierunku odwrotnym do zielonego drogowskazu - poradziłam. - Gdy
droga rozdzieli się na prawo i lewo, ty idź prosto. A kiedy dojdziesz do
wodospadu, podążaj w górę rzeki, wtedy dojdziesz z łatwością.
- Nie wybierzesz się ze mną? - Lilly popatrzyła na mnie prosząco. -
Miałam nadzieję, że razem uda nam się szybciej znaleźć Ketrisa.
- Muszę najpierw wpaść do herbaciarni, zdać relację Aeiranowi i
pożegnać się z Satsuki. Dołączę do ciebie jak tylko to załatwię -
zapewniłam.
- Zostawiłaś Aeirana z Satsuki i się martwisz - zrobiła mądrą minę. - Wszystko rozumiem.
- Bez przesady, da sobie radę - zachichotałam.
- Ona czy on?
- Może jakimś cudem oboje - dopiłam sok i wstałam. - Pędzę. Spotkamy się tak szybko, jak mi się uda.
Pojawiwszy się w Blue Haven zastałam siostrę grzmocącą zawzięcie w
bilard - stół został wreszcie dostarczony i miał zachęcająco niebieskie
obicie. Na kanapie zaś siedział Lex i miał minę kota, który właśnie
skonsumował dorodną mysz.
- I jak minął dzień? - spytałam, zawieszając płaszcz.
- Część dnia całkiem całkiem - odgłosy uderzanych bil niemal zagłuszały słowa Satsuki.
- Tylko część?! - starałam się je przekrzyczeć, nalewając sobie herbaty.
- Bo najpierw byliśmy na pikniku. A gdy wróciliśmy, przyszło to - siostra odłożyła kij i wskazała na Lexa - i się wtrąciło.
- Niby do czego? - spojrzałam na chłopaka podejrzliwie. - Co zrobiłeś?
- Nic niezgodnego z planem - jego oczy przybrały dla odmiany kolor niebieski.
- Jasne. O ile Miya też miała taki plan - prychnęła Satsuki.
- Mówisz, jakbym popełnił zbrodnię - Lex wzruszył ramionami. - A ja tylko poinstruowałem jej nowego towarzysza jak się dostać do snu.
Filiżanka omal nie wypadła mi z rąk.
- I...? - dalsze słowa uwięzły mi w gardle.
- I teraz się cieszy! - Satsuki zdążyła już poskładać bile i właśnie
rozpoczęła grę od nowa. - A jak myślisz, czemu Aeirana tu nie ma, co?
- Lex, czy ty jesteś aż tak nierozważny?! - odłożyłam filiżankę i usiadłam na kanapie.
- Jestem? - uśmiechnął się niewinnie. - Przecież sama byś mu to zaproponowała.
- Niekoniecznie - syknęłam. - Mam nadzieję, że chociaż ostrzegłeś, czym to może grozić?!
- A po co? - spytał lekko, odwracając wzrok. - Miałbym go zniechęcać?
Uciekł przed moim spojrzeniem, ale zdążyłam w jego oczach dostrzec coś... Coś takiego...
Podniosłam się z kanapy.
- Chyba należysz do Omegi bardziej niż mi się wydawało - odezwałam się, zaskoczona brzmieniem swojego głosu. Był zimny jak lód.
Lex też wstał, ciągle unikając mojego wzroku.
- Może pozory mylą - odparł, uśmiechając się beztrosko.
Po chwili już go nie było.
Uderzyłam pięścią w oparcie kanapy. Zamrugałam, próbując pozbyć się tych
czarnych plam, które krążyły mi przed oczami i po chwili namysłu
podeszłam do Satsuki.
- Naucz mnie grać - poprosiłam. W jej ognistym towarzystwie głos odrobinę mi się ocieplił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz