Jeszcze wczoraj
posiedzieliśmy na wyspie, bo Ketris czuł się odpowiedzialny za Faralię i
chciał sprawdzić, co się z nią stanie. Zdaje się, że elfka zostanie w
Oku pod opieką kapłanów. Ma teraz poziom umysłowy sześciolatki (na
ludzkie) i tak też się zachowuje. Może to i lepiej; nie zdziwię się,
jeśli z dala od wszystkich elfich intryg i waśni będzie szczęśliwsza...
Zwłaszcza, że może żyć od nowa. Bard chyba też tak uznał, bo z
rozczuleniem obserwował, jak jego dawna towarzyszka (co dokładnie ich łączyło?) z entuzjazmem pogrąża się w dziecięcych zabawach.
Dziś wieczorem Aeiran zaciągnął mnie na brzeg jeziora. Poszłam z nim nie
bez zdziwienia. Gdy przechodziliśmy obok wieży, zobaczyliśmy Aldrinę,
wybiegającą z niej z płaczem. Zobaczyła co chciała...
Prześliczny widok na jezioro aż się prosił by go podziwiać. Jednak nie
miałam do tego głowy, widząc, co chciał mi pokazać Aeiran.
- Wejście do Ciemności - zdziwiłam się. - Tutaj?
- Coraz więcej ich się robi - czarnooki miał ponury wyraz twarzy. - I zapraszają, żeby je przekroczyć.
Spojrzałam na widniejący na ziemi mroczny krąg, który rozdzierał
przestrzeń. Przypominał trochę czarną dziurę, ale był większy... I
niekontrolowany. A jego czerń była tak głęboka, że łatwo byłoby w niej
zatonąć... Pogrążyć się...
- Nie idź tam! - Aeiran chwycił mnie za rękę i odciągnął dalej. Popatrzyłam na niego trochę nieprzytomnie.
- Mówiłem, że zapraszają - syknął. - Zaczynałaś już być pod działaniem uroku... A nawet ty nie znalazłabyś drogi powrotnej.
- A ty? - spytałam. Po chwili namysłu pokręcił głową.
- Ale chciałbyś? - drążyłam temat. - Aldrina wspominała, że chciałeś
wrócić do domu. Może więc należałoby rozpieczętować Eskire'a i
wyekspediować was wszystkich z powrotem w Ciemność?
Aeiran długo zastanawiał się nad odpowiedzią, wpatrując się w wejście
nieobecnym wzrokiem. Gdy ponownie skierował go na mnie, minę miał jakąś
niewyraźną.
- Twoje pomysły, kronikarko, czasem mnie przerażają - stwierdził, przywołując na twarz drwiący uśmiech. - Lepiej stąd idźmy.
I poszliśmy.
Po powrocie do komnat kapłańskich, które tak bezczelnie okupowaliśmy,
postanowiłam poszukać Ketrisa i powiedzieć mu, co widziałam. Spotkałam
go wychodzącego z pokoju Aldriny. Był trochę przygnębiony.
- Rozumiem, że nie spodobało jej się to, co zobaczyła w wieży - zagaiłam.
- Nie wiem czy jest ktoś, kto przyjąłby lekko prawdę o sobie -
westchnął półelf. - Uśpiłem ją kołysanką, będzie miała piękne sny i może
trochę ochłonie.
- Troskliwy jesteś, co? - uśmiechnęłam się lekko. - Opiekujesz się Faralią, Aldriną... Co cię do tego pcha?
- Chyba potrzeba - odwzajemnił uśmiech. - Nie mam ochoty stać z założonymi rękami gdy komuś dzieje się coś niedobrego...
- Tylko tyle? - spytałam. - Od kiedy tak asystujesz tej bogini, Lilly się o ciebie niepokoi... Przyznam, że ja trochę też.
- Nie trzeba - Ketris przejechał dłonią po brązowej czuprynie. - Nie
dostałem się w sieć jej niecnych wpływów. Po prostu odniosłem wrażenie,
że jej serce mimo wszystko nie jest z kamienia i mogłoby zabić trochę...
No, serdeczniej. I może wtedy byłoby nam łatwiej się z nią dogadać.
- A jednak to zaskakujące, że po swoich niemiłych doświadczeniach z
bogami i Symbolami postanowiłeś zaprzyjaźnić się z kimś takim jak ona.
- Tak trudno przyjąć do wiadomości, że Aldrina też może potrzebować
zwykłego ciepła ze strony drugiej osoby? Ty je okazujesz na swój sposób,
ja na swój.
- Ja? - zdziwiłam się. - Co masz na myśli?
- Też byłem zszokowany twoim stosunkiem do kogoś takiego jak Aeiran,
pamiętasz? Tymczasem ty jakoś znalazłaś do niego drogę. Więc gdy
zobaczyłem Aldrinę, pomyślałem sobie: "Może i ja bym potrafił?"
- Gdybym jej całkowicie ufała, powiedziałabym, że jesteś do tego stworzony - stwierdziłam, puszczając do niego oko.
- No tak, chyba rzeczywiście jestem - napuszył się bard i po chwili też
się roześmiał. - Jeszcze będziemy oblewać mój sukces... Ale ty chyba
chciałaś mi coś powiedzieć?
- Na tej wyspie pojawiło się wejście do Ciemności - spoważniałam.
- Wiem - Ketris skinął głową. - Aldrina znalazła je dziś przed południem. Przyszła do mnie po radę, co powinna z tym zrobić.
- No proszę. I co jej poradziłeś?
- A cóż ja mogę? Powiedziałem, że powinna zajrzeć w głąb siebie i sama
zdecydować, czy chce utrzymać spokój w tym świecie i zrobić coś ze swoją
egzystencją. A ona powiedziała, że sama nie wie czego chce, więc... poszła do wieży.
- Jak myślisz, co z tego wyniknie? - zamyśliłam się. - Uwalnianie trzeciego z bogów?
- Z tego to dopiero sporo może wyniknąć - mruknął bard kwaśnym tonem i
poszedł pobawić się z Faralią. Ja natomiast udałam się do swojego
pokoiku zrobić sobie herbatę i przemyśleć naszą rozmowę...
Że niby dotarłam do Aeirana? Uśmiałby się gdyby to usłyszał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz