2 XI

A jednak miałam gdzie spać, co zawdzięczam niespodziewanemu przybyciu Satsuki. Chyba źle wymierzyła, skoro zamiast do herbaciarni wpadła do mojej sypialni. A ściślej mówiąc, wpadła na Lexa. Tak więc moje siedzenie na kanapie w milczeniu nie potrwało długo, ponieważ ten ostatni wkroczył do Blue Haven, trzaskając drzwiami.
- Pogrążałem się we śnie - oznajmił z obliczem bez wyrazu - kiedy nagle t a m t o na mnie spadło.
Musiałam mieć bardzo głupią minę, bo po chwili parsknął śmiechem.
Drzwi ponownie trzasnęły i wpadła Satsuki, wyglądająca na wcielenie pasji, energii i słusznego gniewu. Cała moja siostrzyczka - w jej przypadku słowa "ognista dziewczyna" nabierają bardzo dosłownego znaczenia.
- Dlaczego t o leżało w twoim łóżku?! - zawołała. - Całe szczęście, że ty byłaś tu, a nie tam!
- Jasne, bo inaczej spadłabyś na mnie - bezskutecznie walczyłam ze śmiechem - Przywitałabyś się z siostrą, wiesz?
- Wiem, wiem - Satsuki szybko wrócił humor gdy zarzuciła mi ręce na szyję, obdarzając mnie serdecznym uściskiem.
- A ze mną się nie przywitasz? - spytał płaczliwie Lex, wyciągając do niej rękę.
- Ciebie nie dotykam - syknęła, odsuwając się od niego jak od trędowatego. - Nigdy nie rozumiałam Miyi pod tym względem... Ale pod innymi już bardziej - i od razu mocno uścisnęła dłoń Aeirana. No tak, znów będzie miał darmowe przedstawienie...
- Chyba tu przenocuję - Satsuki uśmiechnęła się szeroko. - Poziomkową masz?
- Mam, mam - pokiwałam głową i zrobiłam kurs do kuchni. Zdaje się, że moja herbaciarnia zamienia się w koczowisko zbłąkanych wędrowców.
- Dzięki - siostra wzięła ode mnie filiżankę lewą ręką (prawą nie wypuściła jeszcze dłoni Aeirana), sprawiając przy tym wrażenie nieco zaplątanej. Ale w piciu jej to nie przeszkadzało.
- Futon ci rozłożę - zaproponowałam. - A sama wracam do łóżka. Całkiem sama, żeby nie było wątpliwości.
- A ja? - przypomniał o sobie Lex.
- Ty możesz spać na stole bilardowym - zdecydowała wspaniałomyślnie Satsuki.
- A jest tu coś takiego?
- A nie ma? - rozejrzała się wkoło ze zdziwieniem. - Co jest, miał być już wczoraj! Zażalenie złożę!!!
- To ja się zmywam - westchnął Lex z rezygnacją. - Ale jutro wrócę!
- Świetnie, w takim razie pojedziesz ze mną - odparłam szybko. - Zamierzam odwiedzić znajomego, który opiekuje się kryształowym smokiem.
- A ja ci tam po co? - zdziwił się.
- Jak by ci to powiedzieć... Chcę sprawdzić, czy i tym razem wpuszczą do swojej siedziby kogoś z Omegi.

- Chyba żartujesz! - wykrzyknął Medvane. - Miałbym wysłać Nivalę do snów jakiegoś świra z Omegi?!
- Zdawało mi się, że zależy wam na odzyskaniu Symbolu - powiedziałam lekko, rozkoszując się zapachem kwiatów w ogrodzie Agencji. Lex leżał rozłożony na ławce obok i udawał, że nas nie słucha.
- A jaki pożytek z czegoś, czego właściciel jest na wolności i może nam zrobić kuku?
- Dlatego go ze sobą nie zabrałam - prychnęłam. - Może i wy zamierzacie zrezygnować, ale ja nie.
- Co zamierzasz?
- A jak myślisz, dlaczego przyjechałam tutaj? - zaczynałam tracić cierpliwość. - Kryształowe Smoki potrafią przenosić się do Świata Snów. Jeśli nie chcesz narażać swojej smoczycy, to może chociaż coś poradzisz? Nie wierzę, że jako jej opiekun się na tym nie znasz.
- Znam się... Teoretycznie - westchnął Medvane. - Mogę wam powiedzieć jak przenieść się do snów, tylko że...
- Że co?
- Fizycznie - odpowiedział. - Jest zaklęcie, które pozwala na znalezienie się w Świecie Snów całym ciałem, wynalazł je kiedyś pewien badacz kryształowych smoków. Stosunkowo łatwe, powinniście sobie z nim poradzić. Jest jednak pewien problem.
- Słucham - mruknęłam, gotowa na najgorsze.
- Jeśli osoba, po której śnie podróżujecie, potrafi śnić świadomie, może wyczuć intruza i kontrolować sen tak, że marny jego los...
- No to klops - Lex podniósł się z bezczelnym uśmiechem. - Tessireth co jak co, ale swoje sny kontrolować potrafi. Inaczej nie umieściłby w nich tego... Symbolu.
- Świetnie - wymamrotałam. - Dzięki za informacje, w każdym razie.

Przemierzaliśmy międzysferę z nosami na kwintę. Nie śpieszyło mi się specjalnie, bo wiedziałam, że herbaciarnią zajmuje się Satsuki. A może pomimo tego.
- A jednak wpuścili kogoś z Omegi - przerwał milczenie Lex.
- Bo wiedzieli, że powstrzymam tego kogoś w razie czego - spojrzałam na niego z ukosa.
- Ciekawa teoria - stwierdził, zatrzymując się. - Że niby poskromiłabyś mnie w każdej chwili?
- Zależy w jaki sposób - ja również przystanęłam.
- Żaden sposób nie poskutkuje, jeśli już wyszłaś z wprawy - powiedział Lex przeciągle. - W końcu sporo już czasu minęło od kiedy po raz ostatni walczyliśmy albo...
- Albo...? - powtórzyłam, zbliżając się.
- Wiesz, nie podoba mi się twój uśmiech... A może powinien? Tylko powiedz, a zmienię zdanie.
- Sam widzisz, uległy jesteś - rzekłam, chwytając go za ręce i przytrzymując je lekko z tyłu. - Dlaczego wobec tego nie miałabym dać sobie z tobą rady?
- Nie raz ci przypominałem, że jestem uległy - Lex odpowiedział lekkim, nieco nieobecnym uśmiechem. - Ale ty wtedy mówiłaś, że powiesz mojej Pani...
- A jeśli kłamałam? - szepnęłam mu do ucha. - Może nie powiem?
- I co się wtedy stanie? - odszepnął i zamknął oczy.
- I stanie się raj, i stanie się piekło - wyrecytowałam i zbliżyłam usta do jego ust. - I zmysły stracimy, i w pogoń ruszymy za tym, co gdzieś nam uciekło...
W tej chwili bardziej niż kiedykolwiek czułam, że mam deja vu. Bo podobnie zaczął się nasz pobyt w zaklętym zamku, jakże dawno temu. Byłam wtedy kimś innym, ale zazwyczaj gdy tamto wspomnienie przychodzi, czuję, że nie było nikogo innego. Po prostu ja.
A teraz?
Lex otworzył oczy, uświadamiając sobie, że ma wolne ręce. Zobaczył mnie stojącą w pewnej odległości ze złośliwym uśmiechem.
- Tak właściwie co to miało być? - spytał zaczepnym tonem.
- Po prostu rzuciłam sobie takie małe wyzwanie - odrzekłam.
- I...?
- I wygrałam - zachichotałam, gdy w jego uśmiechu pojawił się cień goryczy.
A potem, jak to zwykle bywa w takich momentach, w moje ręce spadła depesza. Przeczytałam ją i syknęłam cicho. Była od Lilly.
- Ruszaj przodem - powiedziałam do Lexa. - I powiedz towarzystwu w Blue Haven, że się spóźnię.
- Dlaczego? - zainteresował się.
- Lilly mnie wzywa - wyjaśniłam zanim otworzyłam przejście. - I komuś może się oberwać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz