Na poszukiwanie Symbolu
Aldriny wybrałam się tylko z Aeiranem. Po pierwsze dlatego, że jego
urażona duma zareagowała i postanowił udowodnić, że wyczuje figurkę
własnej roboty bez trudności. Po drugie, nie chcieliśmy, by Symbole
znalazły się naraz w miejscu, gdzie możemy natknąć się na nieproszonych
gości. Dlatego Mezz'Lil została w siedzibie, co skwapliwie wykorzystała
by pobić się z siostrą (brakowało jej tego). Po trzecie, Lilly
uświadomiła sobie, że nie musi już dzielić pokoju z Shee'Ną, a do pomocy
w urządzaniu własnego zaangażowała Ketrisa. By mu czymś zaprzątnąć
myśli, podejrzewam.
Za naszym celem podążyliśmy - a jakże! - do jaskiń, choć bard się
zarzekał, że do żadnej podczas wędrówki z Faralią nie wchodził. Ale cóż,
trzeba pamiętać, gdzie się jest... W jaskini stała spora skrzynia ze
skarbem. Była zachęcająco otwarta, a na samym wierzchu spoczywał znajomy
posążek. Jednak kiedy zbliżyłam się i wyciągnęłam po niego rękę,
skrzynia kłapnęła na mnie wiekiem.
- Przydałaby się tabliczka z napisem "Nie karmić skarbów" -
skomentowałam, a potem skoncentrowałam się i otworzyłam pod figurką
miniaturowy portal. Po chwili Symbol znalazł się w mojej torbie.
- I co teraz? - zwróciłam się do Aeirana. - Damy ci wszystkie trzy, a ty
zarechoczesz psychopatycznie i obrócisz ten świat w perzynę?
- Poczekam z tym aż minie czas przysięgi i przestaniesz mnie pilnować -
zmierzył mnie przeciągłym spojrzeniem. - Na razie użyję mocy zawartej w
moim Symbolu do wzmocnienia struktury pozostałych dwóch.
- W twoim posążku jest twoja pełna potęga - pokiwałam głową z namysłem. - Aż dziw,
że mi go nie zabrałeś by znów stać się bogiem z prawdziwego zdarzenia.
- Bo dotąd niekoniecznie było mi to... - urwał, gdy nagle powietrze
zaszumiało i pojawiły się dwa zwierzokształtne cienie, a za nimi elfka.
Bardzo ładna, jasnowłosa i znajoma.
- Musicie się nauczyć, że należy najpierw sprawdzać, czy nikt was nie śledzi - powiedziała protekcjonalnie.
- A ty nie nauczyłaś się w Solen, co może spotkać kogoś, kto nam przeszkadza - odparłam, nieświadomie podchwytując jej ton.
- Och, ale tym razem nie jestem sama - roześmiała się Faralia i w tym
momencie pojawiła się jeszcze piątka elfów. Dało się od nich wyczuć
całkiem potężną aurę magiczną.
Ja i Aeiran spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. Może to dziwne, ale
myśleliśmy o tym samym i zrozumieliśmy się bez słów. Rozdzielić się,
trzymać Symbole z dala od siebie, bo nie wiadomo, co może się stać.
Skinęłam lekko głową i sięgnęłam do torby. Nie patrząc, natrafiłam na
pierwszą napotkaną figurkę i niezauważenie podałam ją Aeiranowi. A potem
pomachałam elfom radośnie i wskoczyłam w świeżo otwarty portal.
Tyle, że trochę się przeliczyłam. Okazało się, że międzysfera jest
zapełniona takimi samymi cieniami, jakie widziałam przed chwilą. Zrobiło
się przez to bardzo ciemno i nie bardzo wiedziałam dokąd gnam.
Tymczasem one nie spuszczały mnie z oka. Niech to, dlaczego się tak
zawzięły!? Niewiele myśląc otworzyłam wyjście i znalazłam się znów w
zwykłej przestrzeni. Na jedynej prostej drodze prowadzącej przez góry
Fe'Xil, a potem przez teren potrzaskany w walce między trojgiem bóstw.
Ciekawy zbieg okoliczności...
Moi prześladowcy niestety nie dali sobie spokoju. Pojawiły się w ślad za
mną, a było ich sporo. Nie widząc innego wyboru sięgnęłam po Przekorę
Erlindrei i wymierzyłam w najbliższy cień. Potem w kolejny. Nie
wiedziałam tylko, jak długo wytrzymamy zanim... zanim się nam nie
znudzi.
Po piątym zlikwidowanym cieniu chyba straciły cierpliwość, bo jeden się
na mnie rzucił. Z ledwością uskoczyłam - szybkie te paskudztwa, nie ma
co. Napięłam łuk i strzeliłam jeszcze raz.
Aż niespodziewanie otworzył się spory portal i wypadło z niego
wybawienie w postaci lśniącego niebieskiego samochodu. Mojego samochodu -
czyli nie ulegało wątpliwości, że za kierownicą siedzi Lex Diss Gyse.
Ferrari z piskiem zatrzymało się obok mnie i tylne drzwi otworzyły się
zapraszająco. Wskoczyłam do środka, szybko zamykając drzwiczki przed
natrętnym przeciwnikiem. Ku mojemu zdziwieniu, fotel obok kierowcy był
zajęty przez ostatnią osobę, której bym się tu spodziewała. Chociaż w
zasadzie... Jej jest zawsze wszędzie pełno.
- No to zasuwamy - powiedział wesoło Lex, wciskając pedał gazu.
Ruszyliśmy również z piskiem, z prędkością taką, jak lubię. Droga
idealnie się do tego nadawała - była szeroka równa jak najlepsza
autostrada, a z okien samochodu widać było Rzekę Klejnotów.
- Co cię podkusiło, żeby tu przyjechać? - spytałam łapiąc się mocno przedniego oparcia, gdy zaliczaliśmy ostry zakręt.
- Ona - Lex ruchem głowy wskazał na Xellę-Medinę. Uśmiechnęła się... Nie, zaraz, ona zawsze się uśmiecha.
- Chciałam zobaczyć, co z tego wyniknie - powiedziała swoim melodyjnym głosem.
- No i zobaczyłaś - mruknęłam. - Niech zgadnę, od początku wiedziałaś, w co się wpakowałam?
- Ty to powiedziałaś i sama sobie zinterpretuj - odparła słodko
Xemedi-san. - Teraz radziłabym raczej zająć się towarzystwem, które mamy
na ogonie.
Spojrzałam w tylną szybę - cienie biegły za nami w szalonym pędzie.
- Dogonią nas? - spytałam.
- Szybciej nie pojedziemy - wzruszył ramionami Lex. - Jak chcesz, możesz spróbować je powystrzelać.
- Ciekawe jak - prychnęłam. - Okna wybijać nie zamierzam!
- No to czekaj - uśmiechnął się szelmowsko. - Mam dla ciebie niespodziankę.
Nacisnął jakiś przycisk... I w tej chwili dach samochodu opadł, zwijając się w ledwo widoczną harmonijkę.
- Kabriolet! - wykrzyknęłam entuzjastycznie. - Sorilexie Terano Rhodein, jesteś wielki!!!
- Myślałem, że zwracasz się do mnie pełnym nazwiskiem tylko gdy jesteś
na mnie wściekła - roześmiał się. - Lepiej działaj zanim ci zarysują
karoserię.
- Dobra! - podniosłam się trochę i zaczęłam strzelać. Wiatr targał
moimi włosami, jechaliśmy z zawrotną prędkością, a mimo to siedziałam
twardo na miejscu. Jestem już przyzwyczajona do takich przejażdżek,
zwłaszcza z tym kierowcą.
- Ta renowacja to pewnie na przeprosiny? - spytałam nieco złośliwie, gdy pościg nieco się oddalił i mogłam odpocząć.
- A mam cię za co przepraszać? - zdziwił się Lex.
- A nie? Myślałam, że zawstydziłeś się tego, co ostatnio zrobiłeś i chcesz się teraz podlizać.
- Po pierwsze, nie mam wstydu - oznajmił. - Po drugie, nic ci nie zrobiłem. Po trzecie, czy ja się kiedykolwiek podlizywałem?
- Kiedyś musiał nadejść ten pierwszy raz - westchnęła sentencjonalnie Xella-Medina.
- Chyba zbliżamy się do niebezpiecznych terenów - zerknęłam na chwilę w
przód. - Tam jest pełno przepaści i innych ciekawych niespodzianek.
- Skoro tak, powinnyście chyba wysiąść - stwierdził Lex. - O ile pamiętam, ten pojaździk miał ostatnio zjechane hamulce.
- Pomyślałeś o dachu, a o hamulcach nie?! - warknęłam. W odpowiedzi
usłyszałam tylko chichot Xemedi-san, która chwyciła mnie za rękę gdy
przed samochodem właśnie pojawiła się przepaść. Przeniosła nas tak
szybko, że nawet ja ledwo to zauważyłam.
Rozejrzałam się. Nie było widać śladów eksplozji, czyli Lex pewnie też
zdążył gdzieś przeskoczyć razem z moim ferrari. Tymczasem my dwie
stałyśmy dokładnie pod posągami Czasoprzestrzennych. Z bliska okazały
się dużo większe od przeciętnego człowieka.
- No proszę, jakie wytrwałe - odezwała się Xemedi-san beztrosko, gdy
wokół nas zaczęło wychodzić znikąd coraz więcej cieni. Stały dość
blisko, ale nie poruszały się.
- Świetną lokalizację wybrałaś - mruknęłam.
- Ciii... One czekają, nie widzisz?
- Czekają? - nie zrozumiałam, ale nagle coś mnie tknęło. Pogrzebałam chwilę w torbie i wyjęłam z niej figurkę. Symbol Aldriny.
- O właśnie - ucieszyła się Xella-Medina. - Czekają aż uwolnisz ich panią. A myślałaś, że o co im cały czas chodziło?
- A niby jak mam to zrobić?! Nawet nie potrafię!
- To łatwe - rzekła, a wiatr potarmosił jej fioletową pelerynkę. - Nie
potrzebujesz konkretnego czaru. Liczy się samo działanie i skutek.
- Doprawdy? Nie należę do tych, którym zaklęcia są potrzebne tylko dla
dopełnienia formalności. Nie mam mocy kształtowania świata.
- Twój przyjaciel bard tego dokonał - przypomniała cicho Xella-Medina. -
Skoro jego egzystencja okazała się dość twórcza, to może i twoja?
- Nie zamierzam tego robić - powiedziałam twardo. Cienie podeszły o krok bliżej.
- W takim razie jak stąd wyjdziesz? Międzysfera jest ich pełna, a latać się boisz.
- Za to ty należysz do najgorszego typu postaci mogących rzucić wyzwanie bogom wszystkich
światów. Nie twierdzisz chyba, że nie możesz zrobić z nimi porządku?
- Może i mogę - roześmiała się - Tylko widzisz, nie chce mi się. Poza tym, to nie leży w moim interesie.
- A CO w nim leży?! - syknęłam, ale ona znów się zaśmiała i
wyparowała. No tak, powinnam była pamiętać, że pytanie Poszukiwaczki
Tajemnic o przyczyny i cele jej działań jest bezowocne. Nie odpowie.
Spojrzałam na posągi i na Symbol, który wciąż ściskałam w dłoni. Cienie przyglądały mi się z oczekiwaniem.
- No dobra - posłałam im miażdżące spojrzenie. - Ale jeśli mi się nie uda, macie mnie nie obwiniać, tylko przepuścić, jasne?
Nie spodziewałam się oczywiście żadnej odpowiedzi. Z westchnieniem
odwróciłam się do posągów i użyłam pierwszych słów, jakie przyszły mi do
głowy:
Once written in the stars
A pathway set in stone
A candle in the night
To guide your way back home
Then somewhere in your memory
Calling from afar...
Jeszcze nie skończyłam śpiewać, gdy poczułam, że figurka w mojej ręce
zaczyna delikatnie pulsować. Po chwili otoczyła ją ciemna aura, taka
sama, jaka pojawiła się dokoła jednego z posągów. Stojąc jak wryta
patrzyłam, jak wyłaniający się z kamienia kształt staje się coraz
mniejszy, aż w końcu przybiera postać niewiele ode mnie wyższej kobiety. Nosiła czarną, powłóczystą suknię, a jej ciemne włosy były misternie
upięte. Biło od niej dostojeństwo i charyzma. Cienie podeszły do niej
powoli, a ona przykucnęła i pogłaskała jeden z nich po łbie. Potem
podniosła się, zauważając moją obecność.
- Czy ty jesteś powierniczką mojego Symbolu? - spytała miękkim altem.
- Ja tu jestem tylko w zastępstwie - powiedziałam lekkim tonem, jakiego
użyłaby pewnie Xemedi-san. - Kolega, który znalazł pani figurkę, już raz
kogoś rozpieczętował i to mu wystarczy.
- W takim razie możesz mi ją oddać - Aldrina wyciągnęła rękę.
- Cóż... Przykro mi, ale chyba nie.
W czarnych oczach bogini dostrzegłam na moment zaskoczenie, ale szybko się opanowała.
- A zatem jeszcze ktoś jest wolny - rzekła wolno, zwracając wzrok ku ostatniemu posągowi.
- Aeiran - szepnęła, a w jej głosie uchwyciłam jakąś niepokojącą nutę. No właśnie, Aeiran. Ciekawe jak zareaguje...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz