...po kostki w piachu, a gdzieś blisko - cudownie blisko - rozległ się szum morza.
Tak, morze znajdowało się tuż za nami; przed naszymi oczami rozciągał
się zaś egzotyczny las. Noc otulała nas ciemnością, ale gwiazdy były
jasne.
Nie dane mi było jednak zachwycać się długo przyrodą, gdyż zostałam
dokumentnie zaściskana przez pewną pieśniarkę, która właśnie skończyła
równie wylewnie witać Vanny.
- Udało się - powtarzała uszczęśliwiona. - Udało się! To naprawdę miało sens!
- Co takiego miało sens? - wyjąkała moja kuzynka, chyba jeszcze odurzona zapachem kwiatów.
- Te przesunięcia przestrzeni? - dodałam przytomniej. - Przecież nie ty ich dokonałaś? Możesz nam wytłumaczyć?
Vaneshka odsunęła się nieco, ale nadal promieniała radością.
- To naprawdę miało sens - westchnęła z uśmiechem. - Miało się odbyć
wcześniej, kiedy byłyście nie do ściągnięcia. Tymczasem nagle
wyczuliśmy, że przeniosłyście się w jakiś bardziej dostępny wymiar...
Ale po namyśle uznali, że odrobina efektów nie zaszkodzi. Zwłaszcza
jedna osoba uznała - zachichotała.
- Może od początku - zaproponowała Vanny, przewracając oczami. - Kto uznał i coś ty wyprawiała po tym, jak uciekłaś?
- Jak to kto uznał?! Przecież ile ja się najeździłam! Do Pieśni, na
Rozdroże, do DeNaNi! Do tych, którzy was kochają i są władni... I żadne z
nich nie ruszyło się z miejsca, a jednak tak im się doskonale udało!
- Pohamuj trochę to przejęcie, Pąku Czarnej Wiśni - przerwał jej miły,
rozbawiony głos. - One chyba powinny trochę odpocząć. Wszystkie
powinnyście.
Spojrzałyśmy w stronę lasu, na ubraną na zielono postać, która właśnie
zeskoczyła z drzewa. Podeszła do nas, uśmiechając się zawadiacko. Była
dość drobna, miała krótkie białe włosy, a pod prawym okiem kilka punktów
ułożonych w linii prostej. Choć panowała noc, było ją doskonale
widać... I wydawała mi się jakby znajoma.
- Nie poznajecie mnie? - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Nazywają
mnie Mewą; spotkałyśmy się przelotem, gdy zjawiłyście się na naszej
wyspie poprzednim razem.
Odpowiedziałam uśmiechem, przypominając sobie zeszłe lato.
- Rzeczywiście, przelotem - skinęła głową Vanny. - Obejrzałaś sobie nas jak na wystawie i zaraz się zmyłaś, a szkoda.
- Ściągnęłaś nas na wyspę czarownic? - zapytałam pieśniarkę z zaskoczeniem.
- A czy to takie dziwne? - odpowiedziała pytaniem. - Przecież już dawno
powinnyśmy były tu dotrzeć. A w każdym razie do tego świata.
- Bez wątpienia powinnyście - przyznała Mewa. - Chodźcie, zaprowadzę was do waszej komnaty. Musicie się wyspać.
- No dobrze, czyli byłaś u Aeirana - zwróciłam się do Vaneshki, kiedy
już rozsiadłyśmy się na wyłożonych poduszkami matach. Aż tak nam się
spać nie chciało.
- Bardzo chciał do ciebie pojechać, ale to na razie nie było możliwe -
spuściła wzrok, chyba nie chcąc powiedzieć za wiele. Nie czuła się
uprawniona, czy wolała mnie nie martwić?
- A możliwe było przerzucenie nas w taki spektakularny sposób, samemu siedząc na Krawędzi? - nie wytrzymała Vanny.
- Ależ nie był sam! - zaprzeczyła gorąco pieśniarka. - Mówiłam, że pomoc
nadeszła ze strony innych. Twojej córki i twojego Strażnika.
- Aha, to już wiem, komu się chciało efektów... Ale on jest Strażnikiem mojej chałupy, a nie moim!
- Bądź co bądź, jesteś właścicielką tej chałupy - przypomniałam. - Za to
nie rozumiem udziału Ivy w tym wszystkim. Czy duchy opiekuńcze są do
tego zdolne? Zwłaszcza odcięte?
- Czekaj, nie wiemy j a k i właściwie był jej udział - Vanny spojrzała na zielonooką pytająco.
- Ja ci nie powiem, bo też nie wiem. Byłam tylko pośrednikiem -
pokręciła głową Vaneshka. - A czy to... dziwne, że się przyłączyła? Czy
to źle?
- Chyba nie, tylko niespodziewane - na twarzy kuzynki zobaczyłam
konsternację. - Ale gdyby z Ivy działo się coś niedobrego, Clayd zaraz by
to wyłapał.
Zamyśliłam się. Czy po wyrwaniu z własnej historii dziewczynka mogła
zacząć stawać się czymś innym? Może to też należało do zmian w
rzeczywistości...
- Ale to jaśniejące miasto to już chyba nie wy - podjęła Vanny.
- A ta muzyka, którą słyszałyśmy? - dorzuciłam.
- O muzyce nic mi nie wiadomo - zdziwiła się pieśniarka. - Gdyby mieli jakąś w planach, na pewno bym o tym wiedziała.
- W takim razie to opowieść - wzruszyłam ramionami. - Miała prawo sama zadbać o odpowiednie tło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz