Tym razem zamknęli nas w
wieży. Jakby nie mogli nas po prostu wypuścić! Podejrzewam, że
przynajmniej jeden z nich świetnie się bawi całą tą sytuacją - a drugi
nie chce nas w związku z tym spuszczać z oka. A że powinni teraz być w
Aztodii, tym świecie od Korony i kontynuować swoje zadanie - kogo to
obchodzi?
Przenieśliśmy się w światy, po jakich mogłabym się już poruszać bez
żadnych osłon. Ale na głowie mamy rozpraszacze myśli, więc nic z tego.
Nie takie techniczne cudeńka jakie mają w Althenos czy na Carne, raczej
coś przypominające wieńce laurowe oplata nasze skronie i za nic nie chce
dać się zdjąć.
W zasadzie przykro mi było opuszczać Ogród Tipharos, a właściwie cały
tamten świat. Bo tam został Tenari... Mam nadzieję, że jego obecność tam
nie była zamierzona, że w nic go nie zamieszają. A z drugiej strony
dobrze, że wróciłyśmy, bo tam czas płynie inaczej. Wolniej albo na
jakiejś innej płaszczyźnie. Tutaj zbyt wiele dni już upłynęło - i
pomyśleć, że mogłam przegapić nastanie wiosny!
Trzymam się z Vanny, tamtym staramy się nie pokazywać na oczy. A już na
pewno ja się staram - zauważyłam, że kuzyka jakby dłużej rozpamiętuje
pewne rzeczy i miewa ochotę na rozmowy - konfrontacje? - z Lexem, żeby
mieć potem jeszcze więcej do rozpamiętywania. Dlatego staram się zająć
nasze myśli czym innym. Wypytuję ją o Rozdroże i o jej barwne
towarzystwo - w ten sposób na przykład dowiedziałam się, że jestem
zaproszona na wesele Ricka i Andrei, które jeszcze nie wiadomo
dokładnie, kiedy się odbędzie, ale na pewno z pompą. A sama dzielę się z
nią swoimi spekulacjami na temat opowieści, w którą nas wplątano, żeby
później na siłę wyplątywać. To dobrze, że stamtąd odeszłyśmy, naprawdę.
Ale chyba nie jest mądrze z mojej strony tak... Rozpamiętywać.
Lepiej móc się śmiać na przekór wszystkiemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz